Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa przeniknie wasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania.
Wideo na niedzielę:
Ojciec Janusz Chwast i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»
Pan Jezus powołuje nas, żebyśmy szli z Nim przez życie, żebyśmy byli z Nim w relacji przyjaźni. Nazywamy to wiarą. Cały Kościół, czyli każdy z nas, jest wezwany do tego, żeby w tym świecie pokazywać Jezusa, głosić i objawiać moc Pana Jezusa. Każdy chrześcijanin dostał tę władzę i moc. Zapominamy, że siła Ewangelii jest w samej Ewangelii. A może nie wierzymy w tę moc?
Nagrania kazań na niedzielę:
Idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Nacięcie
Wojciech Jędrzejewski OP
Am 7, 12-25 • Ps 85 • Ef 1, 3-14 • Mk 6, 7-13
Owoc sykomory – jeśli pozwolić mu dojrzeć bez przeszkód – będzie cierpki. Jest jednak sposób, aby wezbrał słodyczą: trzeba go wcześniej naciąć. Do tej właśnie praktyki odwołuje się prorok Amos. Zapytany o swoją tożsamość (a więc i cel powierzonej mu misji) powie: „Jestem tym, który nacina sykomory” (Am 7, 14).
Kiedy Jezus nakazywał swoim apostołom strząsać proch z nóg wobec tych, którzy odmówili przyjęcia i słuchania Ewangelii – poleca im wykonanie właśnie owego prorockiego gestu „nacięcia”.
Bywają sytuacje, gdy podczas rozmowy z bliskim człowiekiem orientujemy się, że buduje on mentalną barykadę, nie wykazując ani odrobiny dobrej woli, by zrozumieć nasz punkt widzenia. Można wtedy po prostu zakończyć rozmowę lub dodać słowa, które będą znakiem powagi i troski: „Proszę, żebyśmy teraz przerwali tę rozmowę, ponieważ widzę, że nie chcesz słuchać”. Może zaboleć? Owszem. Łatwiej czasem być w roli nacinającego, dużo trudniej przyjąć taki prorocki gest.
Ode mnie zależy, co zrobię z tego typu nacięciami. Mogę wokół nich nagromadzić ropiejące poczucie, że zostałem urażony lub dojrzewać do wybornego smaku. Chwile takich wyborów decydują – niekiedy na całe lata – o kształcie dalszej drogi. Mogę zgnić w poczuciu niezrozumienia albo zacząć rozumieć o wiele więcej.
Czy mam odwagę prosić, by Bóg posyłał do mnie swoje słowo ostre jak miecz? Czy gotów jestem przyjąć Jego działanie poprzez słowa drugiego człowieka? Na ile ufam, że prawda, która boli, może się stać początkiem nowej jakości mojego rozwoju?
Tak, jak istnieją fałszywi prorocy, tak istnieją ludzie, którzy lubują się w zadawaniu innym bólu w poczuciu, że czynią im przysługę. Należy się ich wystrzegać. To nieszczęśnicy, powielający sadystyczny rytuał, którego ofiarami sami się kiedyś stali.
On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym
na wyżynach niebieskich w Chrystusie
Istnieć dla chwały Bożej
Marek Pieńkowski OP
Am 7, 12-25 • Ps 85 • Ef 1, 3-14 • Mk 6, 7-13
Wierzymy, że świat jest rozumnym dziełem Boga Stwórcy, że nic nie istnieje bez określonego sensu. W szczególności my, ludzie, nie jesteśmy stworzeni bez celu. Każdy ma swoją misję do wypełnienia i to ona ostatecznie nadaje sens życiu.
Prorok Amos pracował na roli, był „pasterzem i tym, który nacina sykomory”. Nie marzył, aby zostać prorokiem i nie zaliczał sam siebie do „uczniów proroków”. Ale Bóg go wezwał: „Idź prorokować mojemu ludowi!”. I Amos, prosty rolnik, zrozumiał, że musi być posłuszny Bożemu wezwaniu.
Czy uczniowie Jezusa spodziewali się, że zostaną posłani z ważną misją? Raczej oczekiwali, że to sam Jezus „na nowo przywróci królestwo Izraela” (Dz 1, 6). Ale Jezus posyła ich, aby „poszli i wzywali do nawrócenia”. Dobrze wiemy, że nie jest to łatwe, nawet jeśli dana im została „władza nad duchami nieczystymi”.
W Nowym Testamencie wszystkim został ofiarowany dar Ducha Świętego. Wszyscy zarazem otrzymują misję, bardzo odpowiedzialne zadanie.
Zostało nam „udzielone z wyżyn niebieskich wszelkie błogosławieństwo duchowe w Chrystusie. Ojciec wybrał nas w Nim przed stworzeniem świata, abyśmy byli przed Nim święci i nieskalani w miłości. On przeznaczył nas, abyśmy się stali Jego przybranymi dziećmi” i „obdarzył nas łaską obficie wraz z wszelką mądrością i zrozumieniem”.
Nie jest to zatem od razu dla każdego wielka misja na zewnątrz; nie musimy się z tym obnosić, a zwłaszcza nie możemy wynosić się nad innych z jej powodu. Ale ta misja stawia bardzo daleko idące wymagania wobec nas samych, aż do samej istoty naszego bycia: „abyśmy istnieli ku chwale majestatu Boga”.
Święty Ireneusz z Lyonu, jeden z wielkich nauczycieli wiary z II wieku, uczył, że „chwałą Bożą” jest przede wszystkim „żywy człowiek”. Żywy – czyli żyjący pełnią życia, w prawdzie i miłości. Święty Jan przypomina słowa modlitwy Jezusa: „życie wieczne polega na tym, aby wszyscy poznali Ciebie, Ojcze” (J 17, 3). Poznali, czyli zaufali i pokochali; w Biblii prawdziwe poznanie jest nieodłączne od miłości, a poznanie Boga – od zaufania.
Szczególna zaś misja uczniów Jezusa – o której tak łatwo zapominamy – to budowanie jedności w podzielonym świecie. Nie wolno nam nigdy zapomnieć kolejnych słów tejże modlitwy Jezusa, zanoszonej za uczniów: „niech się staną doskonałą jednością, aby świat poznał, że to Ty Mnie posłałeś i tak ich umiłowałeś, jak Mnie umiłowałeś”. Nie wolno nam zlekceważyć tego zadania.
Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego
Do ostatniego kazania
Karol Wielgosz OP
Am 7, 12-25 • Ps 85 • Ef 1, 3-14 • Mk 6, 7-13
Wzywanie do nawrócenia i głoszenie Ewangelii często w naszych kościołach przybiera formę grożenia palcem, upominania i moralizowania, czasami wręcz popartego straszeniem: nawróć się i żyj przyzwoicie, bo jak nie, to pójdziesz do piekła! Czy tak głosili apostołowie, których Jezus rozsyłał?
Ewangelię poprzedza werset: „Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania”. I myślę, że właśnie to głosili apostołowie: czym jest nadzieja naszego powołania, naszego, tzn. wszystkich chrześcijan. A powołani jesteśmy do tego, abyśmy byli święci, nieskalani, abyśmy byli napełnieni wszelkim błogosławieństwem duchowym, łaską, mądrością i zrozumieniem – jak to wyjaśnia św. Paweł. Takie bogactwo przygotował nam dobry Bóg. Nasze powołanie nie jest zadaniem, które mamy zrealizować, normą, którą do wykonania wyznaczył nam Jezus. On nie mówi: rozkazuję wam być świętymi, masz zdobyć świętość. Jezus mówi raczej: mam dla ciebie świętość, łaskę, mądrość, przygotowałem to dla ciebie, nabyłem to dla ciebie – weź to! Nasze powołanie to jest obdarowanie.
Apostołowie wzywali do nawrócenia. Ale nawrócenie to znaczy w pierwszej kolejności zmiana myślenia, zmiana kierunku, zmiana drogi (tak jak grzech znaczy rozminięcie się z celem, zmylenie drogi). Zamiana myślenia, że powołanie Boże, wezwanie do świętości to ogromny ciężar nałożony na człowieka, zadanie ponad jego siły, na myślenie, że jest to prezent Pana Boga, w zasięgu ręki każdego z nas, jest właśnie nawróceniem i to nawróceniem w bardzo ważnym, może nawet podstawowym wymiarze, bo dotyczącym samej istoty chrześcijaństwa: nie my się zbawiamy naszym wysiłkiem, ale Bóg nas zbawia – przy naszej współpracy, rzecz jasna.
Kiedy przygotowywałem się do kapłaństwa, często sobie obiecywałem, że nigdy jako kaznodzieja nie będę groził palcem, nie będę mówił: musicie, powinniście, nie wolno – bo pójdziecie do piekła; będę mówił o pięknie, wielkości, godności chrześcijańskiego powołania, o nadziei, którą to powołanie w sobie niesie, powiem ludziom, jak wspaniale jest być chrześcijaninem. I ciągle, przez wszystkie dni mego życia, aż do ostatniego kazania, które wygłoszę (być może starczym, zniszczonym, ledwie słyszalnym głosem) – do tego właśnie chciałbym się przez całe życie nawracać.