Duch Pański spoczywa na Mnie, posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę.
Wideo na niedzielę:
Ojciec Paweł Krupa i Boska.tv przedstawiają «Boskie Słowa»
Bardzo dobrze wyobrażamy sobie, jak powinien wyglądać i zachowywać się porządny człowiek, prorok, apostoł. I dlatego czasem bardzo jesteśmy zdziwieni i zaskoczeni. Dzisiejsze czytania ostrzegają nas przed zatrzymywaniem się na rzeczach zewnętrznych, żebyśmy nie wyobrażali sobie najpierw, jak powinien wyglądać ten wysłannik Dobrej Nowiny, który przyjdzie przekazać mi przesłanie Boga, tylko żebyśmy słuchali. Słuchajmy tego, co do nas mówią, słuchajmy tego, co w naszym sercu rodzi się, kiedy słyszymy ich słowa. Być może przez tego niedoskonałego, niepięknego, tego jąkającego się apostoła przemawia do nas Bóg. Bądźmy uważni.
Nagrania kazań na niedzielę:
Czy usłuchają, czy nie, przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich
fot. flickr.com / Eric Spiegel
Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Zróbcie Mu miejsce
Tomasz Biłka OP
Ez 2, 2-5 • Ps 123 • 2 Kor 12, 7-10 • Mk 6, 1-6
Co powiesz na to, że w tej właśnie chwili, w której czytasz ten tekst, blisko ciebie jest żywy Bóg? Widzi cię i zna odwiecznie. Jesteś piękny i dobry. Dlaczego ciągle zadręczasz się myślą, że nie dość piękny lub nie dość dobry jesteś? Błogosławię cię, synu mój – mówi Bóg Ojciec. I ciebie, moja córko, błogosławię także. Przy Mnie bądź. Jeśli odeszłaś, wróć.
Co powiesz Jemu, który tak do ciebie mówi? Czy spojrzałeś już i sprawdziłeś, czyj to tekst? Dobra, dobra, wiemy, co to za jeden. „Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim” (Mk 6,3).
Jezus nie jest wiarygodny dla swoich: w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych, w swoim domu. Powodem zaślepienia dla ziomków Jezusa stała się, o dziwo, bliskość, poznanie Go wcześniej, nim zaczął objawiać, kim jest. Właśnie to, co widzialne, bliskie i dostępne, może się okazać niedostępne, odległe i zostać przeoczone. Jego zjawienie się pośród nas zaskakuje chyba najprędzej prostotą, a Jego obecność – powszedniością. Zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi do nas przez drugiego człowieka, który jaki jest, wiemy. Oby to powątpiewanie w człowieka nie stało się dla nas nigdy przeszkodą w przyjęciu Bożego słowa. Oby też nigdy nasze wątpienie we własne zdolności nie zamknęło nam ust, gdy przyjdzie to Boże słowo wypowiedzieć. Bardzo często przecież myślimy o sobie w taki mniej więcej sposób: „Jakiż więc ze mnie prorok? Skąd by duch/ Miał nawiedzać takiego? Tylu innych/ Słusznie było wybranych, wiarygodnych./ A mnie kto by uwierzył? Bo widzieli,/ Jak rzucam się na jadło, opróżniam szklanice/ I łakomie patrzę na szyję kelnerki./ Z defektem i świadomy tego” (Cz. Miłosz, „Wyznanie”).
Tajemniczy jest nasz Bóg. Czasem, by Go odkryć, musimy odbyć długą podróż do obcych krain, na podobieństwo podróży bohatera opowiadania Alessandro Baricco Jedwab. Ważniejsze jednak wydaje się zrozumienie słów naszej rodzimej pieśni: „Zróbcie Mu miejsce, Pan idzie z nieba, pod przymiotami ukryty chleba”.Właśnie w tym, co powszednie, przychodzi do mnie Święty. Czy godzisz się na takie Jego objawienie?
Jak oczy służebnicy na ręce jej pani,
tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu, dopóki nie zmiłuje się nad nami
fot. flickr.com / Jlhopgood
Sztuka bycia nieużytecznym
Szymon Popławski OP
Ez 2, 2-5 • Ps 123 • 2 Kor 12, 7-10 • Mk 6, 1-6
Lubimy, by nas zauważano i doceniano. Szczególnie wtedy, gdy angażujemy się w coś całym sercem i liczymy na znakomite rezultaty. Nie ma w tym nic złego, jeśli potrafimy zachować dystans do naszej aktywności, zarówno związanej z sukcesami, jak i z porażkami. Inaczej sprawa wygląda, jeśli tego dystansu zaczyna brakować. Angielska pisarka Agatha Christie przedstawiła jedną z bohaterek swojej powieści jako osobę, która „niebo wyobrażała sobie jako niekończącą się okazję do bycia użyteczną”. Nie przepuściła żadnej okazji, by udowodnić swoją przydatność, czy wręcz niezbędność. Co jednak się dzieje, gdy ktoś nie zauważa albo nie traktuje poważnie naszej „użyteczności”? Co sobie myślimy, kiedy nasze relacje z bliskimi okazują się dalekie od wymarzonego ideału, a podejmowana praca wydaje mizerne owoce?
Jezus w dzisiejszej Ewangelii uczy nas, jak sobie radzić, gdy towarzyszy nam poczucie, że jesteśmy bezużyteczni. Mieszkańcy Nazaretu, chociaż słyszą mądre słowa i wiedzą o cudach dokonanych przez Jezusa, ostatecznie wątpią w Jego moc. Co robi w tej sytuacji Jezus? Nie ukrywa rozczarowania: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. Nie udaje, że zachowanie tych ludzi Go nie rani. Bardzo się dziwi ich postawie. Uzdrawia jednak tych, którzy w Niego uwierzyli. Następnie odchodzi, by działać w innym miejscu. Warto zauważyć, że Jezus zwyczajnie smucił się z powodu doznanego zawodu, ale też wytrwale zmierzał do wyznaczonego celu, czyli nieustannie wypełniał wolę Ojca. Okoliczności mogą się zmieniać. Jednego dnia może przydarzyć się odrzucenie w Nazarecie, a drugiego entuzjastyczne przyjęcie podczas wjazdu do Jerozolimy. Jedno i drugie nie ma wielkiego znaczenia, jeśli w swoim działaniu jesteśmy wpatrzeni w Ojca.
Poczucie bezużyteczności, chociaż niezwykle bolesne, może się stać ogromnym błogosławieństwem. W takich sytuacjach pozostaje już tylko złożyć całą nadzieję w Bogu. Henry Nouwen dzielił się swoim doświadczeniem w ten sposób: „Jest to rzeczywiście trudna dziedzina być bezużytecznym przed Bogiem (…). Jednak gdy tylko staję się trochę bezużyteczny, wiem, że Bóg wzywa mnie do nowego życia wykraczającego poza granice mojej użyteczności”.
Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny
Nieznany Znany
Wojciech Czwichocki OP
Ez 2, 2-5 • Ps 123 • 2 Kor 12, 7-10 • Mk 6, 1-6
Bez względu na to, czy chodzi o zakup nowego sprzętu, czy wyjazd na wakacje w nowe miejsce, zawsze jest tak samo. Staram się sprawdzić, dowiedzieć się, poznać wcześniej parametry głośniczków do komputera albo długość życia baterii w lampce do roweru. Studiuję mapy i rozkłady jazdy. Czy z dworca można dojść do hotelu na piechotę, czy też trzeba podjechać autobusem lub – nie daj Boże – taksówką? Jak daleko jest do plaży? Droga schodzi w dół do morza? Do której czynna jest kawiarnia przy rynku? Czy starówka zachwyci mnie pajęczyną wąskich uliczek i zaułków, w których z rozmysłem zgubię się późnym popołudniem?
Kiedyś tym poszukiwaniom towarzyszył szelest kartek wertowanych bez końca przewodników, które – nikomu niepotrzebne – przeleżały zimę w szarym kartonie po butach. Teraz jest mniej romantycznie. Musi wystarczyć klikanie. Za to mogę popatrzeć z góry na domy, ulice, poszarpaną linię brzegową, za którą sinieje morze. Albo powoli oddalać oko satelity, aż na ekranie monitora zakręci się cała Ziemia.
Ale i tak najbardziej lubię dać się zaskoczyć. Przygotowany, pewny siebie skręcam w lewo za mostem, bo tam jest kiosk, w którym kupię bilet na autobus. Ale kiosku nie ma, za to przez kamienny mur ogrodu przelewają się kwiaty, pnącza, jakieś nieznane rośliny pozłocone ciepłym światłem wieczoru. No i ten zapach przyniesiony przez morską bryzę. Internet nie przenosi zapachów. Albo smak kawy w maleńkim miasteczku na Ukrainie. Gęsta, czarna, mocna. Dziś nawet nie pamiętam, czy w ogóle miałem plan tego miasta. Czasem nieco rozczarowują miejsca godne zwiedzenia, do których przygotował nas autor przewodnika. Za to te wcześniej nieznane pozostają we wspomnieniach, nasza pamięć jest ich jedyną fotografią.
Kiedy Jezus wchodził do swojego rodzinnego miasta, przyglądający Mu się od progów mieszkańcy dobrze wiedzieli, kto wchodzi. Cieśla, syn, brat, z pokolenia… Nie potrzeba szczególnej błyskotliwości, żeby spamiętać kilka nieskomplikowanych określeń. Definicji prostych jak meldunek albo wzór chemiczny wody. Może stoimy na tych samych progach, z głowami pełnymi słów „w składni pozbawionej urody koniunktiwu”. Wiemy i nie chcemy dać się zaskoczyć. Kogo w takim razie spotykamy?