Jeśli Paweł o coś się rozgniewał, Gelazy nabierał wody w usta.

Dwaj ufający Bogu mnisi z Nitrii nie potrafili przeżyć dnia bez kłótni. Jeden miał na imię Paweł, przez wzgląd na pustelnika Pawła, o którym mówiono, że był pierwszym koptyjskim anachoretą. On to właśnie, a wcale nie Antoni, nazywany pierwszym tylko z racji swojej wielkiej sławy. Przecież jednak i Pawłowi przecierał szlak ktoś inny, nieznany z imienia, a tego z kolei czyż nie natchnął swoim przykładem Jan, któremu w czasie, kiedy jeszcze Mesjasz chodził po Ziemi, sam Bóg nakazał zamieszkać na Pustyni Judzkiej i żywić się szarańczą? Po prostu nie da się powiedzieć: ten a ten był pierwszym pustelnikiem. Podobnie jak nikt nigdy nie potrafi stwierdzić, kto nim będzie ostatni…

Drugi z kłócących się to Gelazy, młodszy, mniej obeznany z życiem w cenobium, można by go nazwać uczniem Pawła. Co i rusz między nimi iskrzyło. Wystarczyło, by któryś wstrząsnął siennikiem i pchła przeskoczyła na siennik sąsiada… Albo weźmy coś tak zwykłego jak woda zbierana świtem ze zroszonych kamieni, kropla po kropli. Paweł pijał ją świeżą, nowicjusz Gelazy uważał, że godzi się dla większego umartwienia pić wodę zbutwiałą. Od słowa do słowa, kończyło się tym, że się wzajemnie przekrzykiwali, a gniew zalewał im serca.

– Jakże ja mam prosić o zdrowie dla Pawła, skoro już patrzeć na niego nie mogę – pytał Gelazy w wieczornej modlitwie. Na wspomnienie niedawnej kłótni aż drżał z irytacji.

– Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy się rozstali – coraz częściej zapytywał siebie Paweł.

W cenobium decyzję o tym, kto z kim ma przebywać w jednej celi, ucząc się wzajemnie wyrozumiałości, cierpliwości, wytrwałości, chrześcijańskiej miłości bliźniego, za każdym razem podejmował opat. Zwierzchnik Pawła i Gelazego słynął nie tylko z mądrości, ale i z tego, że mądrość tę miał za nic. Im większy grzesznik prosił go o radę, z tym większą pokorą jej udzielał i powtarzał, że to on sam – stary nitryjski mnich – jest największym grzesznikiem.

Kiedyś przybył do Nitrii z pielgrzymką patriarcha Aleksandrii Teofi l. Mimo że nosił wiele ważkich tytułów, takich jak Ojciec Ojców, Pasterz Pasterzy, Trzynasty Apostoł, a nawet Sędzia Świata, stanął przed bosym pustelnikiem i poprosił go o zdanie:

– Abbo, powiedz mi, co jest tym najlepszym, co znalazłeś na pustyni?

Odrzekł starzec:

– To, że nauczyłem się nie oskarżać i nie obwiniać nikogo innego poza samym sobą.

Pasterz Pasterzy i Trzynasty Apostoł odpowiedział, że pewnie nie ma dla człowieka lepszej nauki, po czym wrócił do swojego świata.

Chrześcijaństwo w tym czasie było już mocno podzielone i miało pierwszą krew na rękach. Walczyli między sobą o wpływy chrześcijanie zachodni i wschodni, nowacjanie zwani też katarami, donatyści, arianie, nestorianie. Każdy odłam miał własne zdanie o Bogu, i wszystko to razem wcale nie wyglądało dobrze…

Niewytrzymujący już ze sobą Paweł i Gelazy wybrali się do opata i Paweł jako starszy zaczął:

– Abbo, nie ma między nami zgody. Co zrobi jeden, to drugiemu zaraz się nie spodoba; co tylko powiem, to ten drugi odpowie nie jak mnich ćwiczący się w sprawach ducha, ale jak jakiś poganin…

– Mówisz i mówisz – przerwał mu Gelazy – a do niczego to nie prowadzi. Gdyby nie złożona

przysięga, dawno już opuściłbym naszą celę i poszedł szukać innego nauczyciela.

– To ja pierwszy pomyślałem, żeby odejść – sprzeciwił się Paweł.

Starzec słuchał z uwagą i patrzył. Te jego oczy… Były ogromne w suchej twarzy, ciemne i poważne jak niebo nad wieczorem. Paweł zobaczył w nich swoje własne odbicie i przeląkł się, Gelazy tak samo. Zrobiło im się nieswojo, bo nie było słów, tylko to spojrzenie. Aż wreszcie pojęli, że jest ono wskazówką mistrza, tego samego, który niedawno pouczał samego patriarchę Aleksandrii.

Wrócili do swojej celi i odtąd już było tak, że jeśli Paweł o coś się rozgniewał, Gelazy nabierał wody w usta, a kiedy jemu z kolei trafiło się złe słowo, Paweł przyglądał mu się w milczeniu. Musieli jednak obaj uważać, bo gniew nieznajdujący ujścia w słowach pchał się przez oczy, i wtedy nie były one podobne do pogodnego nieba pod wieczór.

Wiele jeszcze wody musiało upłynąć w Nilu, wiele razy musiał on zamieniać swoją suchą deltę w żyzne pola uprawne, zanim między dwoma chrześcijanami – Pawłem i Gelazym – zapanował prawdziwie Boży pokój.

Fragment książki Marzeny Burczyckiej-Woźniak „Źródło. Opowieści o ojcach pustyni”, która ukazała się w wydawnictwie „W drodze”.

Processed with VSCOcam with a6 preset