20 lat temu zmarł Yves Congar.

Dziś – 22 czerwca – mija dwadzieścia lat od śmierci ojca Yvesa Congara, francuskiego dominikanina, wielkiego teologa XX wieku, jednego z pionierów ruchu ekumenicznego, człowieka, który wniósł ogromny wkład w prace Soboru Watykańskiego II.

Kiedy się widzi jego zdjęcie, zwłaszcza z późnych lat, wygląda łagodnie i niepozornie. Był jednak pełen wielkiej pasji i niespożytej energii. Jego życie i posługa teologiczna naznaczone były dramatycznymi przełomami, dla wielu był i wciąż pozostaje postacią kontrowersyjną. W Polsce jest – można chyba tak powiedzieć – znany i nieznany zarazem.

Kiedy na pół roku przed śmiercią przedstawiciel papieża, kard. Willebrands, wręczał Congarowi kapelusz i pierścień kardynalski, powiedział: „Ojciec Święty chciał wyrazić Ci głęboki szacunek oraz uznanie, zarówno swe osobiste, jak i całego Kościoła. Z wielkim uznaniem spogląda on na wielkość i odwagę, jaką okazałeś w swym życiu oraz swej pracy. Wielkość – poprzez potężną wizję, obejmującą wszystkie dziedziny teologii: myśl twoja jako jedyna – poprzez swą rozległość i głębię – mogła posłużyć za fundament teologii soboru powszechnego. Odwagę – ponieważ teologia ta wychodzi naprzeciw przyszłości i odnowie, realizowanej poprzez sobór”.

Kapłan zamiast lekarza

Yves Marie-Joseph Congar urodził się w 1904 roku w Sedanie, w Ardenach. Mocno odcisnęło się w jego dziecięcej pamięci doświadczenie I wojny światowej. Widok przemocy, cierpienia i ludzkiej nędzy zrazu wzbudziły w nim pragnienie, by zostać lekarzem. Szybko jednak zmieniło się to w pragnienie i przeczucie powołania do kapłaństwa, do głoszenia Ewangelii, niesienia pomocy duchowej.

Przez krótki czas uczył się w niższym seminarium. Nie pociągała go droga kapłaństwa diecezjalnego, dlatego nie wstąpił do wyższego seminarium, ale do karmelitów, gdzie przeżył trzy lata, studiując filozofię. Później odbył służbę wojskową. Wówczas zetknął się z duchowością i liturgią benedyktyńską, która go urzekła.

Ostatecznie jednak, pod koniec 1925 roku znalazł się w zakonie dominikanów. „Chęć przepowiadania słowa przeważyła” – powiedział po latach. Ponadto fascynowała go myśl św. Tomasza z Akwinu, życie św. Dominika oraz o. Lacordaire’a, który odnowił życie dominikańskie we Francji. Wiele lat później, w czasie gorzkiego wygnania do Cambridge, zapisze w dzienniku: „jestem bratem kaznodzieją ontologicznie: i bratem, i kaznodzieją”.

Teologię studiował w dominikańskim ośrodku studiów w Saulchoir (mieścił się wówczas w Belgii, opodal granicy francuskiej). W 1930 roku przyjął święcenia kapłańskie. Po uzyskaniu lektoratu (licencjatu) z teologii natychmiast rozpoczął wykłady w Saulchoir – uczył apologetyki i wstępu do teologii. Równocześnie kontynuował własne studia teologiczne i poszukiwał swojej drogi.

Interesował się żywo bieżącymi problemami i wyzwaniami Kościoła, duszpasterstwem, życiem społecznym. Nurtuje go wówczas między innymi tematyka wiary/niewiary, laicyzacji, ateizmu i możliwych odpowiedzi Kościoła na te zjawiska. Jednym z wymiarów tego zainteresowania i zaangażowania są organizowane przez dominikanów dni skupienia dla członków Robotniczej Młodzieży Chrześcijańskiej, a także kontakty ze środowiskiem księży-robotników. Z tego doświadczenia i późniejszej drogi wyrośnie ważna część jego dorobku myślowego – teologia laikatu.

Jako dominikanin, przez jakiś czas związany także ze środowiskiem Jacquesa Maritaina, poznał gruntownie myśl św. Tomasza, do której zawsze będzie się odnosił z wielkim szacunkiem. Na pytanie, co zawdzięcza Tomaszowi odpowiedział: precyzję pojęć, klarowność wywodu, formalną ścisłość wykładu oraz otwartość na dialog. Niemniej jednak uważał, że teologii scholastycznej brakuje życia, dynamiki, że jest ona nazbyt abstrakcyjna.

Kierowany własnymi zainteresowaniami, ale też pod wpływem swoich nauczycieli, przede wszystkim o. Chenu, zaczął zwracać wielką uwagę na rolę historii i rozwój teologii, dociekał źródeł, sięgał do podstaw biblijnych i patrystycznych. To z kolei doprowadziło go do zainteresowania współczesną myślą protestancką i prawosławną, co zaowocowało też osobistymi kontaktami z przedstawicielami innych wyznań chrześcijańskich.

Katolik u protestantów

W życiu ojca Congara rozpoczęła się intensywna i trwająca do końca życia działalność ekumeniczna. Był przekonany, że to nie tylko jego wybór, ale że było to jego powołanie, do którego od dzieciństwa, przez wzrastanie w środowisku różnorodnym religijnie, był prowadzony. Przygotowując się do święceń przeczytał Ewangelię św. Jana opatrzoną komentarzem o. Lagrange’a oraz komentarz św. Tomasza.

„Gdy rozmyślałem nad siedemnastym rozdziałem tej Ewangelii, objawiło mi się jasno moje powołanie ekumeniczne zaszczepione na powołaniu eklezjologicznym. To podwójne, bardzo wewnętrzne objawienie widziałem jako dar, który mógł pochodzić tylko od Boga” – wspominał po latach.

Za zgodą przełożonych przez kilka miesięcy słuchał wykładów na wydziale teologii protestanckiej w Paryżu, gruntownie przestudiował pisma ojców Reformacji, przede wszystkim Lutra. Nawiązał również kontakty z seminarium rosyjskim działającym w Lille oraz z prawosławnym Instytutem św. Sergiusza w Paryżu (żeby mieć dostęp do literatury i utrzymywać kontakty, nauczył się rosyjskiego).

W 1936 roku głosił konferencje podczas Tygodnia Modłów o Jedność, które złożyły się później na pierwszą książkę Congara: Chrześcijanie rozłączeni. Coraz więcej głosił, pisał, publikował. Zainicjował potężną serię wydawniczą Unam Sanctam, która miała służyć sprawie ekumenizmu.

W tym zaangażowaniu ważny jest jeszcze jeden wymiar, który ojciec Yves odsłonił: „Od pierwszego dnia mego kapłaństwa, zawsze, gdy mogłem to uczynić, odprawiałem Mszę świętą za jedność chrześcijan. Kapłan celebrujący ma wartość sakramentalną, przedstawia Chrystusa otoczonego wspólnotą. Celebrując Mszę świętą o jedność chrześcijan, aktualizowałem modlitwę Chrystusa. Ta myśl miała dla mnie wielkie znaczenie”.

Porucznik Congar w niewoli

Tę intensywną działalność przerwała wojna. W dzień Wszystkich Świętych 1939 roku Congar został zmobilizowany i w stopniu porucznika służył w oddziale pomocniczym. Już w początkach służby dostał się do niewoli i lata 1940-1945 przeżył w różnych obozach jenieckich, gdzie służył innym jako ksiądz, nauczał, prowadził spotkania dyskusyjne, a nawet pisał – na ile pozwalały warunki. Najważniejsze było jednak spotkanie z ludźmi, poznanie innych wrażliwości i sposobów myślenia, doświadczenie braterstwa.

Po wyzwoleniu wrócił do Saulchoir, które we wrześniu 1939 roku przeniosło się z Belgii w okolice Paryża. Natychmiast odnowił swoją działalność wykładową i duszpasterską, pisarską i ekumeniczną. W 1950 roku ukazała się jego kolejna, obszerna i ważna książka – Prawdziwa i fałszywa reforma w Kościele. Sam zwracał uwagę, że chodzi o „reformę w Kościele”, a nie „reformę Kościoła”, że ma na myśli starożytną zasadę: „Ecclesia semper reformanda”, nie zaś rewolucję.

Wszystkie główne nurty jego działalności: odkrywanie historycznego wymiaru doktryny, ekumenizm, kontakty ze środowiskami robotniczymi, akcentowanie roli laikatu, były w owym czasie nowatorskie, co sprawiło, że ojciec Congar stał się teologiem podejrzanym o modernizm, przynależność do nurtu tzw. „nowej teologii”, o sympatie lewicowe.

W 1954 roku nałożono na niego zakaz nauczania i publikowania, a nawet działalności duszpasterskiej. Właściwie został skazany na wygnanie, najpierw do Jerozolimy, później do Cambridge – co zniósł bardzo źle. Otarł się wówczas, jak sam wspomina, o depresję. Szczególne rozgoryczenie budził w nim fakt, że nie postawiono mu żadnych konkretnych zarzutów, nie dano możliwości wyjaśnienia i obrony własnego stanowiska.

W 1956 roku, dzięki wstawiennictwu abp. Webera ze Strassburga, otrzymał pozwolenie powrotu do Francji. Osiadł właśnie w Strassburgu, gdzie podjął wykłady na uniwersytecie. Sukcesywnie ustępowały też kolejne zakazy, choć wciąż otoczony był aurą podejrzliwości.

Na Soborze

Radykalna zmiana przyszła dopiero w 1959 roku, kiedy Jan XXIII ogłosił zamiar zwołania Soboru Watykańskiego II. Papież mianował Congara członkiem przygotowującej Sobór komisji teologicznej.

Początkowo jego rola, podobnie jak innych biegłych teologów, była nieznaczna, ich zadania nieokreślone. Stopniowo jednak w tym okresie przygotowań, a jeszcze bardziej później, w czasie samego Soboru, Congar stawał się jedną z bardziej aktywnych i wpływowych postaci Kościoła, choć zawsze działał na drugim planie. Brał udział w pracach nad wszystkimi ważniejszymi dokumentami Vaticanum II, szczególnie zaś tymi, które dotyczyły teologii Kościoła i ekumenizmu, laikatu i kapłanów. Podczas prac nad Konstytucją duszpasterską Gaudium et spes zetknął się bliżej z Karolem Wojtyłą, którego rozpoznał wówczas (ze wzajemnością), jako wybitną osobowość.

Sobór był szczytowym okresem działalności o. Congara. Bardzo się w to dzieło odnowy Kościoła angażował i utożsamiał się z nim. Dlatego też czas późniejszy, realizacji postanowień soboru, wprowadzania reform oraz związanych z tym trudności, zamieszania i wypaczeń był bardzo trudny. „Okres posoborowy jest próbą dla ludzi naszego pokolenia” – powiedział kiedyś. Dostrzegał cienie epoki posoborowej, jednak sam Sobór i przyniesione przez niego zmiany uważał za dzieło Ducha Świętego, a jego bilans oceniał pozytywnie.

Po zakończeniu Vaticanum II Congar jest postacią rozpoznawalną i cenioną. Wykłada, podróżuje, uczestniczy w wielu kongresach i lokalnych synodach, publikuje. Ukazują się kolejne jego dzieła, spośród których część została też wydana po polsku – m.in. przez Wydawnictwo „W drodze”.

W latach 1969-1985 był członkiem powołanej przez Stolicę Apostolską Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Był też jednym z założycieli, redaktorów i autorów wypływowego, a zarazem kontrowersyjnego, periodyku teologicznego „Concilium”. Nie wszystko, co ukazywało się na łamach pisma oceniał pozytywnie, jednak sumarycznie uważał, że pismo jest cenne dla wolności badań teologicznych i rozwoju teologii. Krytykował na przykład również należącego do redakcji Hansa Künga, a odebranie mu misji kanonicznej (mimo własnego doświadczenia z lat 50-tych) uznał za słuszne.

Kapelusz kardynalski 25 lat później

Już w 1960 roku zaczęły się poważne problemy zdrowotne ojca Congara. W 1967 choroba osiągnęła punkt szczytowy. Stwierdzono u niego jakąś odmianę stwardnienia rozsianego, co powodowało ograniczenia w poruszaniu się, niedowład ręki utrudniał mu pisanie, łatwo się męczył. Jednak do późnych lat życia pracował jeszcze po 11-12 godzin dziennie. Od 1986 przebywał w paryskim Pałacu Inwalidów.

Na konsystorzu w listopadzie 1994 roku Jan Paweł II nadał ojcu Congarowi godność kardynalską. Ponieważ z powodów zdrowotnych nie mógł on przybyć do Rzymu, insygnia kardynalskie otrzymał w Pałacu Inwalidów, a przekazał je kard. Willebrands (wybitny ekumenista, wieloletni przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan).

Co ciekawe, tytuł kardynała zamierzał Congarowi nadać już w 1969 roku papież Paweł VI. Ponieważ jednak o. Yves podpisał wówczas protest przeciwko sankcjom nałożonym przez Stolicę Apostolską na o. Edwarda Schillebeeckxa, został skreślony z listy kandydatów do kapelusza kardynalskiego. Doczekał tej godności 25 lat później.

Pół roku po otrzymaniu kapelusza zmarł, mając 91 lat. Choć sam twierdził, że na skutek przemian w Kościele wiele jego prac zdezaktualizowało się (ponieważ jego tezy zostały wprowadzone w życie), to jednak równie wiele podejmowanych przez niego tematów wciąż tchnie świeżością i aktualnością, warto do nich powracać.

Najważniejsze książki Yves Congara, z których korzystałem podczas pisania artykułu: „Prawdziwa i fałszywa reforma w Kosciele”, „Teolog na wygnaniu” oraz „Życie dla prawdy. Jean Puyo rozmawia z ojcem Y. Congarem”.