Czy nie rozwadniamy Ewangelii, by pozyskać nowych wyznawców?

Co by było, gdybyśmy powiedzieli, że Chrystus nie oczekuje od nas nawracania niewierzących? Albo, że w całym Piśmie Świętym ani razu nie pada wezwanie byśmy kogokolwiek nawracali? Albo gdyby uznać, że ludzie przyjmujący Chrystusa nie są celem naszej misji?

Choć głosimy ewangelię, to jednak nie zawsze jest ona tą samą, którą głosił Jezus. Nasza wersja jest często łagodniejsza, łatwiejsza, a samo przesłanie – rozcieńczone. Nikt z nas nie chce być nazwany radykałem. Zdecydowana większość z nas biorąc słowa Jezusa, pomija zbyt mocne fragmenty, w obawie, że mogą odstraszyć ludzi.

Niewygodna Prawda

Pragnienie nawracania niewierzących, często sprawia, że przedstawiamy Jezusa tak, by nie wydawał się zbyt wymagający. To normalne w naszej kulturze. Dlatego rozwadnianie Słowa Bożego, dopasowanie go do tejże kultury jest pułapką, w którą wcale nie tak trudno wpaść.

Naśladowanie Chrystusa często przedstawiamy jako coś wygodnego, prostego, mało wymagającego: Nie musisz wiele robić. Najważniejsze, żebyś wierzył. Noszenie własnego krzyża,  które jest pełną miłości, pokory i poświęcenia relacją, sprowadzamy do tanich haseł umieszczanych na różnych ozdobach. Życie Ewangelią zamieniamy na pewien rodzaj „ubezpieczenia na życie wieczne”. Przez to staje się On kimś, kim nie jest, czyli kimś bezpiecznym.

Niemiecki teolog ewangelicki, który zginął w Auschwitz, powiedział: „Gdy Chrystus wzywa człowieka, zaprasza go by przyjść i umrzeć”.

Wygodna Ewangelia

Skoro mówimy ludziom, że naśladowanie Jezusa jest łatwe, to nie możemy ich winić za to, że odchodzą, gdy napotykają trudności. Nie powinno dziwić nas, żyjących w kulturze konsumpcyjnej, że takie samo nastawienie ludzie wnoszą do Kościoła: to moje pomysły, moje potrzeby, moje pragnienia są ważne. Jeśli nie będzie po mojemu, pójdę gdzieś indziej.

Rozwadniamy Ewangelię bo to, o co chodzi nam, staje się ważniejsze od tego, o co chodzi Jezusowi.

On staje się częścią naszego życia, podczas gdy ma się stać naszym Życiem. Jezus jest Życiem i podążanie za Nim od nas z kolei wymaga całości życia. Uczniowie jedli, pili, pracowali i spali będąc ciągle na służbie, od momentu gdy Jezus ich powołał aż do samej śmierci. Nie był częścią ich życia, był ich Życiem.

Każdemu z nas zdarza się przedkładać coś ponad Ewangelię. Nieważne czy jest to zdrowie, dobrobyt, wygoda, tak zwane „sprawy osobiste”, marzenia czy zainteresowania – wszyscy przychodzimy do Jezusa z oczekiwaniami, że coś konkretnego dla nas zrobi. Mamy swoje sprawy i pragnienia.

Ale Jezus nie przyszedł po to, by spełniać nasze życzenia. On chce, byśmy do Niego należeli.

Uczniowie i nowo nawróceni

Wielu ludzi przychodzi do Jezusa, myśląc, że wystarczy tylko wierzyć, stać w bezpiecznej odległości i kibicować. Tyle, że Jezus nie potrzebuje dopingu. Potrzebuje mężczyzn i kobiet, którzy pójdą za Nim bez względu na cenę. Chce całkowitego oddania, zaangażowania i poświęcenia.

Jezus potrzebuje uczniów, a nie tylko ledwo nawróconych.

Człowiek nawrócony staje się wierzącym. Wszyscy zaczynamy w ten sposób. Często jednak na tym poprzestajemy i sprowadzamy wiarę tylko do tego, co dla nas ważne. Neofita nie jest dobry czy zły. Jest jak dziecko – a w byciu dzieckiem nie ma nic złego. Problem pojawia się wtedy, gdy nie dorastamy. Gdy dziecko zachowuje się jak dziecko, najczęściej bywa urocze, ale jeśli 35-latek zachowuje się jak dziecko, jest to po prostu smutne. Święty Paweł pisze: „Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce” [1Kor 13,11].

Przez wieki Kościół nakłania ludzi, by przyjęli Chrystusa – i dobrze! To bardzo ważne. Ale co dzieje się później? Czy mówimy o tym, że mają Go naśladować? Jak formujemy nowych chrześcijan?

Naszą misją nie jest ciągłe zdobywanie nowych wyznawców. Mamy formować uczniów.

Gdzie jest różnica?

Nowo nawróceni, neofici to ludzie, którzy żyją jeszcze jak reszta świata. Uczniowie żyją jak Chrystus.

Neofici są skoncentrowani na własnych wartościach, zainteresowaniach, obawach, priorytetach i sposobie życia. Uczniowie wpatrują się w Jezusa.

Neofici chodzą do kościoła. Uczniowie są Kościołem.

Neofici są zaangażowani w misję Chrystusową. Uczniowie są jej oddani.

Neofici słuchają Słowa Bożego. Uczniowie tym Słowem żyją.

Neofici trzymają się zasad. Uczniowie naśladują Chrystusa.

Neofici niełatwo rezygnują z wygód. Uczniowie są gotowi do poświęceń.

Neofici dużo mówią. Uczniowie formują kolejnych uczniów.

Uczeń to ktoś, kto całym sercem naśladuje życie i przykład Jezusa, kto obiera Jego misję za swoją, Jego wartości za własne wartości, Jego serce chce uczynić własnym sercem.

Uczeń desperacko próbuje być jak Jezus. To ktoś tak oddany sprawie Bożej, że pójdzie dla niej choćby na koniec świata.

Nie tylko jest gotowy jednorazowo umrzeć, ale poświęcić dla Niego każdy dzień swojego życia.

Przemiana serca

Jezus nie powołuje nas jedynie do przyjęcia wiary, ani do ciągłego pozyskiwania nowych wyznawców. Chce byśmy formowali uczniów.

Oferuje nam łaskę i bezwarunkową miłość, ale ma również wobec nas oczekiwania. Gdy próbujemy rozwodnić Jego przesłanie mówiąc: nie musisz zrywać z grzechem, nie musisz się zmieniać, nie musisz umierać dla siebie, wystarczy, żebyś wierzył, to nie tyle okłamujemy ludzi, co odmawiamy im dostępu do prawdziwej, przemieniającej relacji z Bogiem.

Chrześcijaństwo to nie tylko system przekonań czy określony styl życia. To życie przemienione przez Chrystusa.

Jezus chce byśmy byli gotowi porzucić wszystko każdego dnia, a nawet w każdej chwili.

Każdego z nas powołuje w inny sposób. Każdego inaczej obdarował, każdy też ma wyjątkową i ważną rolę w Jego Królestwie. Pośród tych różnic tylko jedno wezwanie jest takie samo dla wszystkich: Jezus ma być w naszym życiu absolutnie najważniejszy.

autor: Tyler Edwards, Relevant Magazine

tłumaczenie k. nowak