Jeśli zabraknie kogoś, kto będzie stale uzupełniał zieleń, z całości pozostanie tylko cierpienie.

Przed Zesłaniem Ducha Świętego w prezbiterium krakowskiej bazyliki OO. Dominikanów stanęła rzeźba, która stała się podstawą tego oto mema:

Oczywiście na memie się nie skończyło, kochamy dyskutować, więc szkoda było porzucać tak smakowity przedmiot debaty, jak nowoczesna sztuka w służbie Kościoła. Argumenty za i przeciw były różne, krzyż ostatecznie stanął nie przy ołtarzu głównym (jak widać na zdjęciu na memie) a w bocznej kaplicy św. Dominika). Zmiana pobytu moim zdaniem słuszna, bo przytłaczał główny ołtarz, jednak muszę przyznać, że mnie się ta rzeźba podoba. Dziś miałam okazję nieco bliżej się jej przyjrzeć i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że jest dobra. I nie tylko dobra, ale tez spełnia jedno z moich podstawowych wymagań dotyczących sztuki religijnej – jestem w stanie się przed nim modlić.

Krzyż jest wykonany z drewna oraz żywych gałązek (nie licząc podstawy, która, zdaje się, jest metalowa). Poprzeczna belka na memie wygląda na zbyt ciężką, ale oglądana z bliska po pierwsze wcale nie przypomina podkładu kolejowego, po drugie – okazuje się być ażurowa i przez to lżejsza:

Pręty, na których jest umocowana, tworzą zarys ludzkiej sylwetki. Sylwetki jednocześnie cierpiącej (sprawiają wrażenie uschłych i mają kolce) i żywej (zielone gałązki). Dla mnie jako teologa mistrzowski obraz Chrystusa Eucharystycznego: jednocześnie Żertwa Ofiarna i Źródło Życia. Podobnie jest z Jego aureolą: utkana z kolczastych prętów pokrywa się jednocześnie zielenią gałązek – kenoza, która rodzi wywyższenie. Paradoks chwały płynącej z krzyża.

Belka poprzeczna, jak już powiedziałam, jest ażurowa i przez ten ostry, poszarpany ażur, z jej pustego wnętrza wyrasta zieleń. Twarz Jezusa jest cierpiąca, ale piękna, wyrzeźbiona z dbałością o detale, choć bez dosłownych śladów męki:

Ciekawy jest też układ rąk: lewa wydaje się wyrywać z belki krzyża do przodu (por. zdj. 1) a prawa – podtrzymuje belkę. Wychodzi z tyłu, widać całe przedramię i dłoń trzymającą drzewo. Na zbliżeniu widać też pieczołowitość, z jaką autor wyrzeźbił detale:

Całość dobrze się prezentuje na tle prostej marmurowej ściany w bocznej kaplicy św. Dominika. Zgrywa się też z nią kolorystycznie. Wiem, że przedstawienie to odbiega od klasycznych form Drzewa Życia, jednak moje pierwsze skojarzenia pobiegły właśnie w tę stronę oraz myśli o Krzewie Winnym. Owszem, listki to bukszpan a nie winorośl, ale myślę, że to kwestia do dowolnej aranżacji. Bukszpan kojarzy się raczej ze Zmartwychwstaniem, to też ciekawa ścieżka interpretacyjna. Całość wygląda mniej więcej tak (przepraszam za ten refleks z flesza na ścianie):

Każdy ma prawo do osobistego odbioru, artyści niestety, podobnie jak publicyści, muszą sobie wykształcić twarde pośladki, chociaż im pewnie trudniej. Dla mnie w tej rzeźbie jest wiele teologii, dobrej teologii, kunsztu i wiary. Jest też jeszcze jedno przesłanie – jeśli zabraknie kogoś, kto będzie stale uzupełniał zieleń, z całości pozostanie tylko cierpienie.

I to jest niesamowite memento dotyczące potrzeby naszego zaangażowania w liturgię i życie wiarą.