Kim był? Geniuszem? Magiem? Poetą? I dlaczego o nim zapomniano?
Dominikanie w swoich klasztorach codziennie śpiewają lub odmawiają, a przynajmniej powinni, starą antyfonę maryjną Salve Regina. Błogosławiony Jordan z Saksonii, bezpośredni następca św. Dominika na urzędzie mistrza generalnego zakonu, zapisał w swojej Książeczce o początkach Zakonu Kaznodziejów, że zwyczaj śpiewania Salve po Komplecie wprowadzono najpierw w Bolonii. Miało to związek z opętaniem jednego z braci tego klasztoru przez złego ducha i uwolnieniem od opętania. Aby na przyszłość wyprosić szczególną opiekę Matki Bożej dla braci i całego zakonu, wprowadzono właśnie ten śpiew, szczególnie zaś znaczące są słowa eia ergo advocata nostra…, czyli przeto Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje na nas zwróć.
Jordan zapisuje jeszcze, że jakiś pobożny człowiek miał widzenie, iż za każdym razem, gdy bracia śpiewają te słowa, Matka Pana oddaje pokłon Synowi i prosi Go o zachowanie całego Zakonu dominikańskiego. Zwyczaj śpiewania Salve Regina szybko też rozszerzył się na wszystkie klasztory. Z czasem zaczęto tę antyfonę śpiewać po Nieszporach, w wielu też klasztorach towarzyszy temu procesja do kaplicy lub wizerunku Maryi.
Na tym łez padole
Być może z powodu młodzieńczej naiwności, a może z powodu fascynacji teologią stworzenia, tymi słowami Pisma: „widział Bóg, że to jest dobre” i „bardzo dobre” (Rdz 1), zwłaszcza, że fascynował mnie wówczas Hexaemeron, komentarz św. Ambrożego do sześciu dni stworzenia, zawsze przy słowach o „tym łez padole” i o „wygnaniu”, które pojawiają się w Salve, odczuwałem jakiś dysonans i niechęć (choć łacińskie lacrimarum valle zawsze mi się podobało). Pobrzmiewało to w moich uszach jakimś pobożnym eskapizmem, pogardą dla świata.
Na szczęście szybko zostałem z tego uwolniony. Przekonałem się i na własnej skórze, i innym towarzysząc, że ten świat i to życie, czy się to nam podoba, czy nie, jest po prostu łez padołem. A wpisana w serce, w ludzką naturę, tęsknota za sprawiedliwością, dobrem, prawdą, pięknem, za Bogiem, raz za razem przypomina, że jesteśmy na wygnaniu. I wcale to nie przekreśla uznania i zachwytu nad dziełem stworzenia i wszelkim pięknem jakie jest w tym świecie uchwytne.
Zaskoczyło mnie bardzo, gdy opis podobnego doświadczenia z Salve Regina znalazłem u znanego amerykańskiego franciszkanina, o. Benedicta Groeschela – zarówno etap „gorszenia się”, jak i pokornego powrotu do tej antyfony po dramatycznych doświadczeniach.
O. Benedict pisze ponadto, że postanowił wnikliwiej przyjrzeć się tej pieśni i tym sposobem dotarł do postaci jej autora (prawdopodobnego), bł. Hermana Kaleki, zwanego inaczej Hermanem z Reichenau, któremu przypisuje się też autorstwo Alma Redemptoris Mater, Ave Regina Coelorum, a nawet sekwencji do Ducha Świętego Veni Sancte Spiritus. Postanowiłem zatem i ja dowiedzieć się czegoś więcej o tej postaci.
Opactwo na wyspie
Herman urodził się w 1013 roku, jako jedno z piętnaściorga dzieci Wolfarda II hrabiego Altshausen. Od urodzenia był kaleki, stąd właśnie jego późniejszy przydomek Contractus, czyli właśnie kaleki, skurczony, sparaliżowany. Encyklopedia kościelna z 1875 roku zawiera taką wzmiankę o nim:
Mając z urodzenia skurczone wszystkie członki, zdawał się być najnieszczęśliwszem stworzeniem: o własnych siłach nie mógł się ani ruszyć i prawie zawsze tylko siedział, a gdy chciał czytać, pisać, lub cokolwiek czynić, wykonywał to w skrzywionej postawie i z największem wysileniem; wszakże siłą woli, dzięki łasce boskiej i przyczynie N. Marji P., zwyciężył wszelkie trudności i stał się najuczeńszym swego czasu.
Gdy miał siedem czy osiem lat, rodzice, czy to nie mogąc sobie poradzić z kalectwem syna, czy też dlatego, że dostrzegli jego niezwykłe zdolności intelektualne, oddali go do szkoły istniejącej przy zacnym, jednym z najsławniejszych w owej epoce, opactwie benedyktyńskim na wyspie Reichenau położonej na Jeziorze Bodeńskim. Ponieważ z powodu kalectwa Herman nie mógł benedyktyńskim zwyczajem pracować fizycznie, większość czasu spędzał w zasobnej bibliotece klasztornej i szybko zdobył doskonałe wykształcenie, zarówno w zwyczajowym wówczas zakresie studiów trivium (gramatyka, dialektyka, retoryka) i quadrivium (arytmetyka, geometria, astronomia i muzyka), jak i w innych, bardzo różnorodnych dziedzinach. Opanował doskonale grekę, a także język hebrajski i arabski, co pozwoliło mu zgłębiać i komentować zarówno Pismo Święte wraz z hebrajskimi komentarzami, ojców Kościoła, jak i arabskie dzieła filozoficzne i naukowe.
Mając lat 30 złożył śluby zakonne w tymże opactwie. Sława jego uczoności szybko się rozeszła po Europie, tak że do Reichenau ciągnęło wielu ludzi żądnych wiedzy i poszukujących mistrza. Annały miasta Augsburga z owej epoki nazywają Hermana „cudem naszych czasów”. Z pomocą uczniów i sekretarzy stworzył wiele wybitnych dzieł.
Największe z nich to Chronicon, czyli historia świata obejmująca czasy od narodzenia Chrystusa aż do roku 1054, w którym to bł. Herman zmarł. Dzieło to jest obszerne i skrupulatne, oparte na różnorodnych wcześniejszych źródłach, a zapisy dotyczące lat najbliższych życiu Hermana są dla historyków do dziś niezwykle cennym źródłem wiedzy o epoce.
Przynajmniej z tytułów znane są i inne jego dzieła historyczne. Napisał też rozmaite dzieła zakresu przyrody, matematyki, mechaniki i astronomii, m.in. o fazach i zaćmieniu księżyca, o astrolabium, o rachubie czasu. Przypisuje mu się dzieło, którego tytuł można przetłumaczyć O wojnie liczb, i zawiera ono opis i reguły pewnego rodzaju gry matematycznej, która przypomina nieco szachy.
Ponadto Herman pisał poezje, m.in. dydaktyczny poemat o ośmiu grzechach głównych, a nawet humorystyczny, wierszowany dialog zatytułowany Spór owcy z trawą. Układał też hymny i pieśni, do których też sam komponował melodie. W ogóle wiele zainteresowania miał dla muzyki. Napisał traktat O muzyce, w którym zawarł zasady śpiewania chorału, i nawet na potrzeby tego dzieła opracował własny system zapisu nutowego, który jednak nie przyjął się powszechnie, gdyż w tym samym czasie swój system opracował Gwidon z Arezzo, zapisując neumy na liniach, co okazało się sposobem prostszym i praktyczniejszym, i wyparło system Hermana. Podobno w swojej pasji muzycznej konstruował nawet różne instrumenty muzyczne, jak zresztą i inne różne urządzenia i przyrządy.
Czterdzieści bolesnych lat
Nie tylko z uczoności, ale i z pobożności zasłynął bł. Herman, o czym świadczą choćby wspomniane już pieśni maryjne, ale także pisma ascetyczne, ułożone przez niego Martyrologium czy oficjum o św. Afrze.
Nic dziwnego, że szybko rozwinął się jego kult. Pierwszą biografię Hermana napisał już jego uczeń, Bertold, również mnich z Reichenau. Zarówno ten żywot, jak i niektóre dzieła Hermana znajdują się w Patrologii łacińskiej Migne’a. Kult błogosławionego przetrwał wieki i został oficjalnie zatwierdzony przez papieża Piusa IX w 1863 roku. Jego liturgiczne wspomnienie przypada 24 września – w dzień śmierci, czyli jak mawiali dawniej chrześcijanie, w dzień narodzin dla nieba. Zmarł w 1054 roku.
Wspomniany przeze mnie wyżej o. Benedict Groeschel, który naprowadził mnie na trop bł. Hermana pisze o nim:
Przeżył czterdzieści bolesnych lat w niemieckim klasztorze benedyktynów z Reichenau. Był geniuszem, który napisał wiele uczonych dzieł, pomimo że jego mowa była tak niewyraźna, że trudno go było zrozumieć. W końcu oślepł i skierował swój talent na pisanie hymnów i wierszy. Hymn Salve Regina jest jego arcydziełem i od czasu jego śmierci był odmawiany miliardy razy, niosąc nadzieję i radość tym, którzy włączali go do swych modlitw w chwilach trudnych.
Jest jednym z tych wielkich, którzy pomimo wszelkich swoich ograniczeń, ułomności i cierpienia potrafili, ufając Bogu, odnaleźć złożone w nich bogactwo, pomnożyć je i dzielić się nim z innymi, choć pewnie mało kto tego się po nich spodziewał. Był „jednym z…”, nie pierwszym, i zapewne nie ostatnim.
fot. flickr.com / lukas.aigner96