Nie chodzi tylko o zrobienie listy grzechów i wyliczenie ile razy coś złego zrobiłem.

Jak wszyscy pamiętamy z katechizmu, pierwszym warunkiem dobrej spowiedzi jest rachunek sumienia. Rachunek sumienia, czyli czego? Co to jest, to sumienie, z którym mamy się jakoś obrachować? Na pewno nie zdziwi Was, że gdy zacząłem się nad tym zastanawiać, to od razu zajrzałem do św. Tomasza z Akwinu. W końcu jest to mój współbrat dominikanin, wielki teolog, a tak się składa, że pracuję tutaj w Instytucie Tomistycznym – więc zajrzałem.

A św. Tomasz mówi tak: sumienie to nic innego, jak przyłożenie wiedzy do jakiegoś naszego czynu. Inaczej, sumienie to nic innego, jak umiejętność świadomego, opartego o naszą wiedzę działania. Działanie ma być z naszą wiedzą zgodne – i  tu św. Tomasz idzie jeszcze o krok dalej: A ponieważ wiedza łączy się z rozumem, zatem sumienie będzie to umiejętność rozumnego działania, w zgodzie z moim rozpoznaniem rzeczywistości. Jeżeli działam w zgodzie z moim rozpoznaniem rzeczywistości, to działam zgodnie z sumieniem. A jeżeli działam wbrew temu, co rozpoznaję, to działam niezgodnie z moim sumieniem, czyli działam źle.

Po co jest rozum

Jednak ten właśnie rozum może stanowić dla nas pewien problem, bo sumienie kojarzy nam się raczej z wyczuciem, czy też odczuciem. Przecież nieraz tak właśnie mówimy: „Ja tak czuję, tak to odczuwam”, mając na myśli własne przekonanie, jednak nie w mocnym sensie tego słowa – jestem o czymś przekonany i  wiem dlaczego tak postępuję – tylko w znaczeniu: „tak mi się wydaje, tak mi się widzi”.

Dlatego trzeba powiedzieć to sobie wprost: sumienie to nie jest ani jakaś emocja – poczucie winy lub odczuwanie satysfakcji, ani też takie czy inne „widzi mi się”. Sumienie to jest moja wiedza przyłożona do mojego działania. Prosty przykład: ktoś był chory i nie poszedł w niedzielę do kościoła, a teraz odczuwa niepokój, bo coś jest nie tak, jak jego zdaniem być powinno – przecież on zawsze chodził w niedzielę na mszę świętą. Więc postanawia: To ja na wszelki wypadek uznam to za grzech i powiem na spowiedzi. Nie! Jeżeli nie mogłeś – to nie mogłeś, i koniec. Nie ma tu mowy o grzechu, taka jest rzeczywistość, nawet jeśli ktoś się z tego powodu źle czuje.

Czasami wydaje nam się, że coś jest grzechem – podczas gdy nim nie jest, tak nam się tylko wydaje. Ale też, z drugiej strony, bardzo często wydaje nam się, że coś nie jest grzechem – i też nam się tak tylko wydaje…

I w jednym, i w drugim przypadku to właśnie emocje mogą nam przeszkadzać w rozpoznaniu, co jest grzechem, a co nim nie jest. A rozum to doskonale wie. Wiemy na przykład, że nie wolno zabijać, ale emocje podpowiadają: „To jest jeszcze taka młoda dziewczyna, ma tylko szesnaście lat! I całe życie ma mieć zmarnowane przez dziecko?! Jak ona sobie poradzi, przecież najpierw powinna przynajmniej zdać maturę, biedactwo! Biedna jest? No to, dołóżmy jej jeszcze – uwolnijmy ją od zła, zabijając jej dziecko!”

Rozum mówi jasno: zabijać jest źle, ale jeżeli jakaś silna emocja, na przykład współczucie, rozmontowuje nam rozum, to przestajemy myśleć głową, a zaczynamy czym innym. A tak naprawdę, zagłuszamy emocjami nie tylko rozum, czyli sumienie, ale i zdrowy rozsądek.

Lepiej wiedzieć więcej niż mniej

Zauważcie, że podkreślenie roli rozumu w naszym sumieniu, to jest również wezwanie do tego, żebyśmy byli stale otwarci na rozwijanie jego zdolności – poprzez uczenie się i pogłębianie naszej wiedzy. To nie jest tak, że można powiedzieć sobie: „Ja swoje wiem i koniec, i to mi wystarczy. Niczego więcej na ten temat się nie dowiem, a w ogóle, to nie chcę się już niczego więcej dowiedzieć”.

Tak, jakby ktoś, wsiadając do samochodu, powiedział sobie: „Mam kluczyk i umiem prowadzić samochód, wiem gdzie są odpowiednie pedały i manetka zmiany biegów, to mi wystarczy. Ale już, czy to jest diesel, czy benzyniak – w ogóle mnie nie interesuje”. Przekonałem się kiedyś na własnej skórze, że taka wiedza może się jednak przydać, jak wlałem benzynę do diesla… Ojciec Przeor wybaczył, ale wstydu się człowiek najadł co niemiara.

Tak się dzieje, jak ktoś sobie powie: „To mnie nie interesuje, mam taką wiedzę, jaką mam, i koniec! Swoje wiem, działam zgodnie z moim sumieniem – i to się już nie zmieni”. Taki rozum można porównać do zawekowanego słoika, do którego nic już nie da się dołożyć, bo wszystko zostało starannie wyjałowione i szczelnie zamknięte. To znaczy – działam zgodnie z tą wiedzą, którą mam i za nic nie chcę jej powiększyć.

Inny przykład: gdybyście byli nauczycielami matematyki, a jakiś uczeń lub jego rodzic oświadczyłby, że cztery działania mu zupełnie wystarczą, więc już nie będzie uczył się rozwiązywania równań, to powiedzielibyście, że ten człowiek jest po prostu głupi – nie wie, że lepiej jest wiedzieć i umieć więcej niż mniej.

A tymczasem, my sami bardzo często mamy właśnie takie podejście do tego, co dotyczy naszego sumienia. Mówimy sobie, że aby działać rozumnie, wystarczy nam to minimum wiedzy, które już mamy i na tym zamierzamy poprzestać. A cokolwiek ponadto, to już byłaby przesada, już nic więcej nam się w głowie nie zmieści.

A zatem, jest też potrzeba kształtowania, stałego doskonalenia swojego sumienia, jako głównego kryterium postępowania. Św. Tomasz tak bardzo szanuje sumienie, że mówi: „Nawet jeżeli sumienie jest błędne, to sprzeciwić mu się byłoby rzeczą złą”. Po czym daje taki przykład, który nawet dziś nas szokuje.  Otóż, jeżeli ktoś byłby głęboko przekonany, że wiara w Chrystusa jest czymś złym, to gdyby próbował to swoje przekonanie pogwałcić i jednak w Chrystusa uwierzyć, uczyniłby źle. Uwaga! Tomasz nie mówi o takiej sytuacji, gdy ktoś stwierdza: „Cała moja wiedza mówi mi, że wierzyć w Chrystusa jest źle, ale pomimo to ja sam rozpoznaję, że to jest dobre”, lecz chodzi mu o taką sytuację, gdy ktoś wiary w Chrystusa nie rozpoznaje jako dobra, nawet gdy się stara, bo przeszkadza mu jakaś nieprzekraczalna bariera.

Sumienie jest zawsze przyłożeniem mojej – nie jakiejkolwiek – mojej własnej wiedzy do mojego działania. Jest to umiejętność, która pozwala mi na to, żeby moje działanie było zgodne z moim rozpoznaniem rzeczywistości. Ale jednocześnie moje sumienie powinno być otwarte – tak jak każda inna władza w człowieku. Ja go nie zamykam, tylko je kształtuję – szukam, sprawdzam i pogłębiam, bo im większa, głębsza i pewniejsza, będzie moja wiedza, tym lepsze będzie moje działanie. Oczywiście, o ile będzie z tą wiedzą zgodne.

A jaka jest możliwie największa wiedza, kto ma taką wiedzę? – Pan Bóg. Czytamy w liturgii słowa opis postu Pana Jezusa na pustyni. W wersji św. Łukasza jest napisane, że Pan Jezus był kuszony trzykrotnie – diabeł do Niego przystępuje z trzema propozycjami. Zamień kamienie w chleb! – od tego zaczyna. A co mu a Pan Jezus odpowiada? – Napisane jest, że nie samym chlebem żyje człowiek. Pan Jezus odpowiada Słowem Bożym. Jako kryterium swojego działania używa On Słowa Bożego. Kolejna propozycja: „Dam Ci potęgę i wspaniałości całego świata, bo mnie są poddane – jeżeli upadniesz i oddasz mi pokłon”… A Pan Jezus na to: „Napisane jest, tylko Panu Bogu kłaniać się będziesz, nikomu innemu”. I w końcu: „Rzuć się w dół, z narożnika portyku świątyni, a zobaczysz, że nic Ci się nie stanie! Aniołowie będą Cię nosić i w ogóle, świetnie będzie”… I odpowiedź ostateczna: „Nie będziesz wystawiał Pana, Boga swego na próbę – nie będziesz Go kusił”. Za każdym razem Chrystus odpowiada Słowem Bożym.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to przecież nie jest własne sumienie, że Pan Jezus opiera się tutaj na autorytecie zewnętrznym. Czy On nie ma własnego zdania, czy nie mógłby mówić we własnym imieniu, własnymi słowami? – Ale przecież własnym słowem Pana Jezusa jest właśnie Słowo Boże!

Moi Kochani, my też jesteśmy do tego zaproszeni, bo to również jest droga rozwijania naszego sumienia. Co wcale nie jest takie proste, bo nie zawsze łatwo jest uznać zdanie Pana Boga za swoje i spojrzeć na swoje życie Jego oczami. Ale jesteśmy zaproszeni do tego, żebyśmy starali się być blisko Niego i przyjmować to, co Pan Bóg do nas mówi, rozumieć Jego słowa coraz głębiej, jak najpełniej.

Jeśli tak będzie, wówczas to, co Pan Bóg wie i co nam przekazuje, będzie stawało się stopniowo również i naszą wiedzą, i kryterium naszego działania. A wtedy ja również odpowiem na pokusę słowem Bożym, bo to już nie będzie dla mnie jakiś zewnętrzny autorytet, który tłamsi moje sumienie, tylko będzie to moje własne sumienie, które otworzyło się na Tego, który wie najwięcej, który wie najlepiej, jaka jest prawda i co jest dobre.

Jak iść na egzamin

Mamy zrobić rachunek sumienia… Trzeba przyznać, że niezbyt dokładnie przetłumaczyliśmy tu sobie łacińskie examen conscientiae, które oznacza „badanie sumienia”, swoisty „egzamin”. A więc, nie tyle mamy zrobić jakąś wyliczankę, czy rozliczenie i przygotować sobie na tę okazję listę grzechów, co raczej mamy swoje sumienie właśnie przeegzaminować, mamy sprawdzić, co ono wie – jak na egzaminie! –  oraz jak ono działa, czyli czy czasem nie zaniedbuje okazji do tego, żeby swoją wiedzę powiększyć. Rachunek sumienia to nie tylko proste obliczenie i potem wyliczenie, ile razy coś złego zrobiłem, ale jest to również wezwanie sumienia na egzamin, to znaczy przepytanie go z tego, co ono wie, jak ono działa – i czy jego wiedza nie powinna być większa.

To jest rachunek sumienia, do jakiego jesteśmy wezwani, gdy chcemy przygotować się do sakramentalnego pojednania się z Bogiem – w postawie pokuty. Do tego potrzebne jest  najpierw rozpoznanie i nazwanie własnych grzechów. Bez tego egzaminu sumienia my tak naprawdę nie będziemy wiedzieli, co jest naszym grzechem, a co nim nie jest. A więc, nie będziemy też wiedzieli, czego mamy żałować ani w czym chcemy się poprawić. Ten egzamin jest nam potrzebny do tego, żebyśmy mogli spojrzeć na nasze życie, które mamy w swoich rękach, i żebyśmy spróbowali oddać to życie Bogu – za złe rzeczy przepraszając, a o dobre prosząc i dobre rozwijając.

Można znaleźć różne pomoce do rachunku sumienia – jak wpiszecie takie hasło w wyszukiwarkę internetową, to zobaczycie setki stron. Ale ja bardzo zachęcam do tego, żeby powtarzać sobie ten podstawowy kodeks, który nam Pan Bóg dał, nie szukając daleko – po prostu Dekalog, który każdy doskonale zna.

Ostatnio, w rozmowie z kimś wspominałem postać mojego Dziadka. Zdarzyło mi się dwa razy podpatrzeć i podsłuchać go z samego rana – kiedy nocowałem z nim w jednym pokoju, podczas wakacji. Pierwszy raz w dzieciństwie, a potem już jako człowiek dorosły. Im Dziadek był starszy, tym wcześniej się budził, i tym dłużej się ubierał. A zapinając guziki koszuli, mamrotał: „Pierwsze, nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną; drugie, nie będziesz wzywał imienia Pana Boga swego nadaremno, trzecie…”. I tak go pamiętam, zapinającego koszulę, wciągającego spodnie i powtarzającego sobie ten Dekalog codziennie, przez całe lata, i zawsze z rana, a potem wieczorem – drugi raz.

To jest podstawowe kryterium, najważniejszy punkt odniesienia. A dla nas, chrześcijan, Pan Jezus oświetlił go jeszcze Ewangelią – w piątym rozdziale Mateusza, w Kazaniu na Górze, można to łatwo znaleźć.  Taki egzamin sumienia dobrze jest robić razem z Nim.

Dobry pomysł jezuitów

I na koniec, spójrzmy jeszcze na tę rycinę, na której – jak na dłoni, jest to wszystko jasno rozrysowane. To jest pomysł jezuitów, taka mapa myślowa – no cóż, trudno ale trzeba przyznać, że czasami (pardon, chciałem powiedzieć, zawsze…) i oni mają dobre pomysły, więc przyjmijmy go z pokorą i wdzięcznością. Dokładnie, jest to pomysł św. Ignacego Loyoli.

Na górze obrazka napisane jest: examen conscientiae, czyli właśnie „egzamin sumienia”. A ta ręka jest po to, żebyśmy sobie dobrze zapamiętali – pięć wskazówek, jak pięć palców. Na kciuku narysowany jest klęczący człowiek a nad nim, w chmurkach siedzi Pan Bóg w papieskiej tiarze na głowie – podpis na dole głosi: gratias age, znaczy „złóż dziękczynienie”. Rachunek sumienia zaczyna się od dziękczynienia, świetny pomysł! Panie Boże, dziękuję Ci, że mogę zrobić ten rachunek sumienia, dziękuję Ci już za to, że w ogóle mam rozum, dziękuję Ci za to że żyję, i dziękuję, że mogę przyjrzeć się swojemu życiu, a w nim sobie i Tobie!

Potem – na palcu wskazującym, też w chmurce, ukazuje się Duch Święty, człowiek nadal klęczy, a na dole podpis: pete lumen, „proś o światło”! No właśnie, żeby mnie Duch Święty oświecił, żebym ja nie był skazany tylko na własne widzi-mi-się, ale żebym mógł widzieć lepiej i zbadać siebie głębiej.

Dalej, Chrystus siedzi w chwale Sądu Ostatecznego, a człowiek ma w ręku taki jakby zeszycik i tu kolejny napis: examina – „przeprowadź egzamin”!; sprawdź: działam zgodnie z sumieniem, czy nie? Zrobiłem to co, należało czy nie zrobiłem tego?

Na palcu serdecznym jest scena ukrzyżowania i napis łaciński: dole – „żałuj [za zło]”!, wzbudź w sobie żal za grzechy. O tym będziemy więcej mówić następnym razem.

Wreszcie, na małym palcu: propone czyli „postanów [coś]”! – jakąś akcję, jakąś zmianę, jakąś walkę i poprawę. I tu widzimy rycerza z mieczem, który zabija… wcale nie smoka. Zauważcie, co on zabija! Tam leży bardzo łagodna istota, bo bardzo często tak właśnie wygląda pokusa: śliczna taka – oczy ma jak sarenka, zamglone i patrzy na nas tak czule, i mówi: „Zobacz, jaka śliczna jestem! Grzech się nazywam…”. No to, zabić trzeba, nie da rady inaczej!

Przyznaję, że ten, kto to rysował, miał genialny pomysł, bo jakby tam był smok, to wszystko byłoby zbyt oczywiste. A  tu nie, taka łania leży, łagodna… A też trzeba zabić, nawet jeśli trochę żal… Nic z tego, nie dam się zwieść. Łups!

To jest właśnie rachunek sumienia. A ta kartka, niech będzie pod ręką – pro memoria, jako przypomnienie, że postaramy się lepiej zrozumieć sakrament pokuty i pojednania.

fot. flickr.com / Entrer dans le rêve

Publikujemy pierwsze z serii kazań, wygłoszonych przez o. Pawła Krupę OP podczas niedzielnych mszy świętych o godzinie 14 w kościele św. Dominika na warszawskim Służewie w dniach od 22 lutego do 22 marca tego roku. Zgodnie z postanowieniem wspólnoty służewskich dominikanów, w tegorocznym Wielkim Poście 2015 wszyscy niedzielni kaznodzieje głosili kazania o pięciu warunkach dobrej spowiedzi. 

O. Paweł dziękuje pani Jolancie Malczewskiej-Kawalec za spisanie nagranych kazań. Niewielkie skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji Dominikanie.pl.