Jak nie wracać do tych samych grzechów
Na tym poliptyku, który chcemy stworzyć, a którego tematem jest pięć warunków sakramentu pokuty i pojednania, wypada namalować dziś kolejne skrzydło. A jest nim – postanowienie poprawy.
Gdy popatrzymy na cały ten ciąg pięciu warunków, czy też etapów dobrej spowiedzi, jak się potocznie ten sakrament nazywa, to przed samym aktem przystąpienia do spowiedzi, mieliśmy już dwa warunki, które angażują nasz rozum: rachunek sumienia i żal za grzechy. Z tym, że ów żal, który jest przede wszystkim wyrazem zrozumienia i uznania zła, które popełniliśmy, angażuje także nasze uczucia, stając się w pełni wyrazem miłości jako żal doskonały.
A teraz przychodzi czas na trzeci warunek, który włącza kolejną część naszej struktury duchowej, czyli wolę. Postanawiam coś, a więc – czegoś chcę, a czegoś nie chcę; coś wybieram, a coś odrzucam.
Nie chcę już czynić zła
Jeżeli dobrze przyjrzymy się tym wszystkim warunkom dobrej spowiedzi, to zobaczymy, że obejmują one całego człowieka, Tak jest w sakramentach zawsze i tak jest w każdym z nich. One nie dotyczą tylko pewnej części, ale angażują nas całych: nasz rozum, nasze uczucia, naszą wolę i nasze ciało. Gdy będziemy mówić o wyznawaniu grzechów, a później o zadośćuczynieniu za nie, to zobaczymy bardzo wyraźnie, że nasze ciało w sakramencie pokuty i pojednania również uczestniczy.
Podobnie dzieje się w Eucharystii, sakramencie który jest źródłem i szczytem życia Kościoła – apeluje ona do naszego intelektu przez słowo Boże, do naszej woli oraz uczuć miłości i wdzięczności wobec Chrystusa, który pojawia się na ołtarzu w swojej Ofierze za nas, w swojej tajemnicy paschalnej, a wreszcie do naszego ciała kiedy podchodzimy do Komunii świętej i wychodzimy z kościoła.
Chrystusa bowiem nie przyjmujemy tylko dla siebie, Eucharystia kończy się rozesłaniem, posłaniem nas do świata. Mówi się do nas: „Idźcie, jesteście posłani!”. My mamy wyjść z kościoła po to, żeby Ewangelię czynić – nie tylko ją poznawać i rozumieć, nie tylko za nią dziękować i ją umiłować, ale także wprowadzać ją w życie.
Tak jest zawsze, w każdym sakramencie, a więc również w sakramencie pokuty i pojednania. Dzisiaj skupiamy się na tym, co odnosi się w nim do naszej woli. Gdy już przeegzaminowałem sumienie, gdy naprawdę żałuję tego, co zrobiłem, to postanawiam, decyduję się, że nie chcę już więcej czynić zła, że wybieram czynienie dobra.
Pisma teologiczne i nauczanie Kościoła znajdują swoje odbicie w Katechizmie, gdzie czytamy, że postanowienie poprawy musi być mocne, skuteczne i powszechne. Przyjrzymy się więc, co te słowa znaczą.
Postanowienie poprawy ma być mocne. My naprawdę musimy naszą wolą wybrać dobro, a odrzucić zło. To nie może być coś w rodzaju: „Właściwie to nie chcę…”. Albo: „No, już dobrze, jak ksiądz tak się przy tym upiera, to nie chcę”. Czy nawet: „Jak już muszę, to się poprawię”. Podobnie bywa czasem z przeprosinami: „No, już dobrze, już przepraszam, tylko bądźże wreszcie cicho!”.
Nie chodzi o chciejstwo
Takie „chciejstwo” to nie jest to samo, co wola. Różnicę bardzo dobrze oddawał język łaciński, bo o woli mówił voluntas, a tego rodzaju podejście, że może i chciało by się, ale nie do końca, określał słowem velleitas, które znaczy, że u kogoś dobre chęci może i są, ale brak postanowienia. Otóż nie, my jesteśmy wezwani do tego, żeby naprawdę odrzucić zło. I po to był nam potrzebny egzamin sumienia, żebyśmy je rozpoznali, żeby ono stanęło nam przed oczami w całej swojej ohydzie i głupocie. Po to był żal za grzechy, żeby również emocje nam w tym pomogły, żeby pojawiło się autentyczne, mocne postanowienie poprawy
I tu bardzo ważne jest to, żebyśmy nie dali się złapać w pułapkę naszych dotychczasowych doświadczeń, które podpowiadają, że nam jednak nie wychodzi „śpiewanie na wysokim C” przez cały czas. No niestety, upadamy – czy to z powodu słabości, czy też przez nasze złe wybory i głupie decyzje – to się każdemu z nas wielokrotnie zdarzyło i jeszcze nie raz tak się może zdarzyć. A to sprawia, że myślimy: „Co ty tam sobie możesz postanowić? Przecież na pewno nic z tego nie będzie!”.
Po pierwsze, nie wiemy, czy na pewno nie będzie. A po drugie, w tej chwili, gdy postanawiamy poprawę, istotne jest nie to, co było, ani nawet i nie to, co będzie, tylko to, co jest. Tu i teraz, dokładnie w tym momencie.
Błogosławiony o. Jean-Marie Lataste OP, francuski dominikanin, założyciel Zgromadzenia Sióstr Dominikanek z Betanii (nie należy ich mylić ze słynnymi swego czasu polskimi betankami), przemawiając do więźniarek, z których później założył to zgromadzenie, powiedział: „Boga nie interesuje to, kim byłaś. Boga interesuje to, kim jesteś”. Możemy to zdanie odnieść również do siebie: „Boga nie interesuje to kim byłeś, ani to, kim będziesz. Boga interesuje to, kim jesteś teraz, tu i w tej chwili”.
I ja teraz, tu – w tej chwili mówię sobie: „Nie chcę. Naprawdę, z całej siły, z całej mojej mocy ja nie chcę grzechu. Wyrzekam się go i postanawiam nie czynić go więcej, ja się od niego odwracam”.
Powszechne i skuteczne
Ale są jeszcze dwie cechy postanowienia poprawy, nad którymi powinniśmy się zastanowić – ono ma być skuteczne i powszechne.
Co to znaczy, że ono ma być powszechne? To znaczy, że ma dotyczyć każdego rodzaju grzechów – ja nie chcę popełniać żadnego grzechu, a nie odwracam się tylko od niektórych, a inne sobie zostawiam. Ja naprawdę nie chcę już popełnić żadnego z grzechów, które rozpoznaję w rachunku sumienia, których żałuję i które na spowiedzi wyznaję. A nawet i żadnego z tych, których może nie pamiętam, ale je również w swojej spowiedzi zawieram. Dotyczy to wszelkich możliwych grzechów, a zwłaszcza grzechów ciężkich.
I wreszcie – postanowienie ma być skuteczne, ale z tym również wiąże się często duże cierpienie, a także wiele nieporozumień. Kiedy popatrzymy na to zachwaszczone pole naszej duszy, to możemy sobie pomyśleć: „No tak, ja nie chcę już tych grzechów czynić, postanawiam się poprawić, ale jak widzę, ile tego jest, to odechciewa mi się nawet zaczynać. Najchętniej zapomniałbym o tym, położył się i zasnął albo wyjechał na długie wakacje”.
Dlatego więc proponuję Wam, żebyście w Waszym postanowieniu poprawy decyzją objęli wszystkie możliwe grzechy, ale jednocześnie, żebyście wybrali też jakąś rzecz, nad którą postanawiacie konkretnie popracować. Tak jak koniom zakłada się klapki na oczy, żeby ich nie płoszył widok zbyt wielu bodźców dookoła, bo to są stworzenia bardzo wrażliwe, również i człowiek sam musi sobie czasami takie klapki na oczy założyć, jeśli chce się na czymś naprawdę skupić tak, żeby coś sensownego z tego wynikło. Żeby nie widzieć za dużo, bo jak widzimy, że mamy zbyt wiele pracy – nie tylko duchowej, nad sobą, ale także i takiej – to nas to paraliżuje albo ogarnia nas panika.
Lepiej więc po kolei skupiać się na różnych sprawach, krok po kroku. Nie przerażaj się perspektywą, tym jak dużo tego jest i że długa droga przed Tobą! Zrób jeden krok, tylko jeden mały krok dzisiaj i jeden mały krok jutro! I jeden pojutrze… Załóż sobie czasem klapki na oczy, żeby nie przerażała Cię perspektywa olbrzymiej pracy, która Cię czeka.
Z tym właśnie wiąże się skuteczność naszego postanowienia poprawy. Trzeba unikać myślenia w rodzaju: „No to, teraz ja już będę lepszy, tak w ogóle”. Właśnie z powodu skuteczności warto wybrać coś konkretnego i nad tym popracować. A jak pracować, żeby to coś dało?
Czarny parasol na słońce
Kiedyś wymyśliłem taki bardzo prosty obraz naszego życia duchowego, którym nieraz się posługuję. Jest piękna pogoda, człowiek wychodzi na słońce i w jednej ręce ma soczewkę, a w drugiej czarny parasol. Jak grzeszymy, zwłaszcza gdy jest to grzech ciężki, to wówczas dzieje się tak, jakbyśmy rozkładali nad sobą ten czarny parasol. Słońce świeci nadal – tak samo i łaska Boża zawsze jest nam dawana, Bóg na nas swoją łaską promieniuje. Ale kiedy grzeszymy, to jakbyśmy między Nim a sobą otwierali czarny parasol. Oczywiście, nadal jest ciepło, my wciąż obecność tego słońca odczuwamy, ale nie działa ono na nas bezpośrednio, nie opalimy się, witamina D nam nie podskoczy. Zasadniczo jest miło, ale skutku trudno się dopatrzeć. Kiedy natomiast wyznam grzechy, a Bóg mi je odpuści, to ów parasol składam. Jednak to jeszcze nie koniec, coś jeszcze trzeba zrobić, a przy postanowieniu poprawy mamy z tym nieraz problem.
Mianowicie, czasami mówimy sobie tak: „Ja już wielokrotnie postanawiałem poprawę i nic z tego nie wyszło”. A nic nie wychodzi najczęściej dlatego, że popełniamy tutaj dwa błędy. Albo myślimy sobie: „Skoro wyznałem grzechy i postanowiłem poprawę, to teraz automatycznie powinienem stać się lepszy”. Czyli, ja już swoje zrobiłem, wyznałem, przeprosiłem, nie chcę już więcej grzeszyć, a teraz Pan Bóg niech się martwi o resztę! On powinien sprawić, że stanę się lepszy, ja nie mogę już nic więcej zrobić. To błąd pierwszy.
A drugi jest taki: robimy rachunek sumienia, żałujemy, wyznajemy grzechy, po czym postanawiamy wziąć się za siebie sami, zupełnie sami. Tak jakbyśmy chcieli powiedzieć: „Ty mi się już teraz, Panie Boże, nie wtrącaj, ja sam to dalej załatwię. Poprawię się, a wtedy przyjdę i pokażę Ci, jak ja pięknie nad sobą popracowałem!”.
Dwa przeciwieństwa, ale oba bez sensu: albo liczymy na łaskę Bożą w ten sposób, że ona zrobi wszystko za nas, albo liczymy wyłącznie na siebie. A tymczasem Słońce świeci, łaska Boża jest nam dawana, bo my bez niej w ogóle nie będziemy w stanie czynić dobra – wszelkie dobro pochodzi od Boga. On chce z nami współpracować, On nam swojej łaski nie odmawia, ale my musimy tę łaskę przyjąć i ją odpowiednio ukierunkować, nie rozproszyć jej i nie zmarnować. Dlatego nasza wola to jest właśnie ta soczewka, którą – obok parasola – trzymamy w ręku: mamy ją wykorzystać, ukierunkować w ten sposób, aby skupić światło łaski na jakimś konkretnym miejscu. Żeby tam co trzeba – wypalić, a co trzeba – rozpalić.
Ja muszę tej łaski zapragnąć, ja muszę skierować ją na mnie samego i ja mam taką możliwość, to jest właśnie moja wola. I to jest właśnie moje postanowienie poprawy – ja tę soczewkę tak ustawiam, żeby promień słońca skupił się tam, gdzie szczególnie potrzebuję Bożej pomocy i chcę z niej skorzystać. Wówczas dopiero z łaską Bożą współpracuję.
Bardzo często zdarza się na przykład tak, że wyspowiadamy się z tego, iż zaniedbywaliśmy codzienną modlitwę. Po czym wracamy do domu, wieczorem kładziemy się do łóżka i przychodzi taka myśl: „Oj, zapomniałem o modlitwie! Ale byłem dzisiaj u spowiedzi, to przecież można już uznać za modlitwę”. I śpimy. A właśnie nie! Właśnie wtedy, leżąc w łóżku, należy powiedzieć: „Panie, potrzebuję Twojej łaski, żeby się zwlec z tego łóżka i pomodlić się. Pomóż mi! Bo mi ją dałeś, bo ja postanowiłem poprawę”. I zwlekam się z łóżka, i mówię pacierz. I to jest pierwsza wielka wygrana po mojej spowiedzi – albo pierwsza wielka przegrana, jak się nie zwlekę.
Mamy soczewkę w ręku, więc używajmy jej! Mamy łaskę Bożą, ale musimy naszą wolą, naszym wyborem potwierdzonym naszą decyzją tę łaskę przyjąć i jej użyć. Sakrament pokuty i pojednania nie jest jedynie oczyszczeniem nas z grzechów, on jest właśnie odnowieniem w nas łaski. A łaska to nie jest złota aureolka wokół naszej głowy, ani różowa chmurka, która się nad nami unosi. Łaska to jest moc Boża, to siła, którą Bóg nam daje do dobrego życia. Ale to ja decyduję – albo jej użyję, albo nie użyję. Ale jeśli jej nie użyję, to jestem gapa!
Jeśli natomiast jej użyję, to moje postanowienie poprawy może być rzeczywiście skuteczne. Aplikując je do różnych konkretnych, czasem nawet małych rzeczy – można zacząć od małych, nie trzeba od razu od wielkich! – przekonamy się, że staliśmy się duchowo silniejsi, możemy więc spróbować zawalczyć z naszymi większymi grzechami.
Mamy parasol i mamy soczewkę: składajmy parasol, o ile się da, niech on będzie złożony zawsze, a soczewkę obracajmy w taki sposób, żeby łaska Boża wypalała w nas wszelkie zło i rozpalała w nas płomień miłości Boga. Amen.
Publikujemy trzecie z serii kazań, wygłoszonych przez o. Pawła Krupę OP podczas niedzielnych mszy świętych o godzinie 14 w kościele św. Dominika na warszawskim Służewie w dniach od 22 lutego do 22 marca tego roku. Zgodnie z postanowieniem wspólnoty służewskich dominikanów, w tegorocznym Wielkim Poście 2015 wszyscy niedzielni kaznodzieje głosili kazania o pięciu warunkach dobrej spowiedzi.
O. Paweł dziękuje Jolancie Malczewskiej-Kawalec za spisanie nagranych kazań. Niewielkie skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji Dominikanie.pl.