Tak uważali średniowieczni kaznodzieje.

Kobiety nie miały w średniowieczu najlepszej prasy. Zwłaszcza teksty adresowane do duchownych przedstawiały je w nader niekorzystnym świetle. Kobiety są w nich raczej następczyniami Ewy, Jezebel i Herodiady niż naśladowczyniami Bożej Matki.

Gorsze od lwów i smoków

Swego rodzaju mizoginizm średniowiecznej kultury brał się przede wszystkim z przekonania, że kobieta stanowi śmiertelne zagrożenie dla mężczyzny, mogąc sprowadzić jego duszę na bezdroża i doprowadzić do wiecznego potępienia.

To bowiem kobieta, jak mówili średniowieczni kaznodzieje, powołując się przy tym między innymi na Jana Chryzostoma: „jest owym pradawnym złem, które pozbawiło Adama rozkoszy raju, a cielesnych ludzi uczyniło ziemskimi. To ona pogrążyła ludzi w piekle i pozbawiła świat życia, sprawiając podobnie jak jej pramatka Ewa, że mężczyźni z istot niebiańskich, stają się ziemskimi”.

Można odnieść wrażenie, że kiedy w kazaniach pojawia się charakterystyka „kobiety przewrotnej”, to ów przymiotnik dodawany jest z czystej przyzwoitości, jak gdyby przewrotność była nieusuwalnie wpisana w kobiecą naturę.

Wprawdzie średniowieczni myśliciele, będąc w tym względzie dziedzicami tradycji antycznej, mówili chętnie o umysłowej i moralnej słabości kobiet, to jednak „córy Ewy” pojawiające się w średniowiecznych kazaniach jawią się przede wszystkim jako postaci silne i groźne, przed którymi nie są się w stanie obronić nawet najpotężniejsi mężczyźni. Kaznodzieje chętnie przywoływali między innymi cytat z Księgi Syracha (25, 23): „Wolałbym mieszkać z lwem i smokiem, niż mieszkać z żoną przewrotną”.

Podkreślano przy okazji, że kobiety są o wiele gorsze od lwów i smoków, bo te zabijają tylko ciało, kobiety zaś prowadzą do zguby duszę. Stwierdzenie to było wspierane licznymi przykładami biblijnymi. Oto Eliasz, który swoim słowem potrafił zamknąć niebiosa, uciekał niczym skazaniec przed Jezebel, Samson, który potrafił zadusić lwa, nie był w stanie zdusić w sobie miłości do kobiety, rozrywał łańcuchy, a nie był w umiał zerwać więzów żądzy, podkładał ogień pod pola wrogów, lecz gdy łan jego cnoty został podpalony przez kobietę, nie potrafił go ugasić.

„Wino i kobiety wykoleją mądrych”

Skąd według średniowiecznych myślicieli brała się ta siła kobiet? Przede wszystkim ze zdolności zawładnięcia męskim umysłem. W tym kontekście przywoływany jest często cytat z księgi Syracha (18, 32): „Wino i kobiety wykoleją mądrych”.

Kaznodzieje opisując postępowanie kobiet chętnie uciekali się do metaforyki militarnej. Kobieta zatem jest niczym żołnierz, który rusza do walki, uzbrojona w sztylet pożądliwego spojrzenia, włócznię przewrotnych słów i miecz pocałunków oraz uwodzicielskiego dotyku.

Niewiasty potrafią być też biegłymi strategami. Jak czytamy w jednym z późnośredniowiecznych kazań śląskich: „Wraz z odzieniem kobieta pozbywa się wstydu, a to, co odbywa się bez świadków uznaje za niebyłe, gdyby jednak nadarzył się świadek, tego biegłością wymowy przekona, że nie widział tego, co widział, zaś od tego, od czego nie jest się w stanie wymówić słowami, od tego wymówi się łzami”. 

Cały ten arsenał środków pozwala kobiecie pokonać i podporządkować sobie mężczyznę tak, że jak zauważa jeden z XV-wiecznych dominikańskich kaznodziejów: „mężczyźni stają się takimi, jakimi chcą ich mieć kobiety, pozbawiając ich sił i życia”.

Łatwiej umarłego wskrzesić

Podporządkowanie sobie mężczyzny nie jest jednak celem samym w sobie. Uwiódłszy mężczyznę kobieta domaga się od niego spełniania wszelkich kosztownych zachcianek. W jednym z kazań czytamy: „Kobieta kocha, by zwodzić, zwodzi, by zyskać, kocha bowiem to, co masz, a nie to, kim jesteś”.

Co więcej, szukając w związku z mężczyzną wyłącznie zaspokojenia własnych potrzeb, pozostaje zawsze nienasycone. Jest niczym pijawka, o której mówi Księga Przysłów (30, 15-16): „Pijawka ma dwie córki: »Przynieś! Przynieś!« Trzy rzeczy są nigdy nie syte, cztery nie mówią: »Dość: Szeol«, niepłodne łono, ziemia wody niesyta, ogień, co nie mówi: «Dość»”. Kobieta jest jak nienasycony Szeol, bo pochłania tych, których zwodzi, jest jak łono nigdy nienasycone żądzą, jak wyschnięta ziemia, bo jak ona wodę, tak kobieta pochłania podarki, wreszcie jak nieugaszony ogień, który pochłania wszystko co mu się ofiaruje, nigdy nie będąc nasyconym.

Nic dziwnego, że mając przed oczami obraz tak przewrotnej kobiety kaznodzieje chętnie powtarzali za św. Bernardem, że przebywać blisko kobiety i nie dać się jej uwieść jest większym cudem niż wskrzeszenie umarłego. Jeden z kaznodziejów dominikańskich komentując to zdania kąśliwie zauważa, że nie widział zbyt wielu zmarłych powstających z martwych w skutek zażyłości między kobietą a mężczyzną, natomiast dane mu było być świadkiem narodzin licznych dzieci z takiej bliskości się biorących.

Piękno = nieszczęście

Tak negatywny obraz kobiety-kusicielki i głównej sprawczyni moralnego upadku mężczyzn, jaki odnajdujemy w późnośredniowiecznych kazaniach adresowanych do duchowieństwa, wywodził się jeszcze z monastycznego modelu świętości. W ascetycznych środowiskach mniszych przedstawiano kobietę – córkę Ewy, jako nienasyconą pod względem seksualnym, stojącą niżej od mężczyzny tak pod względem moralnym, jak intelektualny.

Idąc tym tropem dominikańscy i franciszkańscy kaznodzieje krytykowali kobiety za przesadną troskę o wygląd, który wzbudzał w mężczyznach grzeszną pożądliwość. Przedstawiali też kobietę, jako siedlisko wszelkich wad, bramę diabła i główną przeszkodę, stojącą na drodze do zbawienia mężczyzn.

Święty Bernardyn ze Sieny, w swoich kazaniach głoszonych w końcu lat dwudziestych XV wieku, mówił o kobiecej próżności, która doprowadza do zguby je same i ulegających im mężczyzn. Kaznodzieja posuwał się wręcz do stwierdzenia, że piękno ciała jest jednym z największych nieszczęść kobiety, zwłaszcza, jeśli zacznie poświęcać mu zbyt wiele uwagi i je udoskonalać, negując tym samym doskonałość dzieła stworzenia.

Mogła zostać Matką Bożą

Czytając średniowieczne kazania i oburzając się na wypaczony obraz kobiety, jaki się z nich wyłania, łatwo możemy wpaść w pułapkę anachronizmu, przykładając do nich współczesne kryteria i sposób myślenia.

Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z historycznego kontekstu, w jakimi wszystkie powyżej przedstawiane stwierdzenia były wygłaszane. W późnym średniowieczu wciąż toczyła się nieskuteczna w wielu przypadkach walka o wprowadzenie celibatu wśród niższego duchowieństwa.

Demonizowanie kobiet i wskazywanie niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą utrzymywanie z nimi zażyłych stosunków miało być dodatkowym argumentem za korzyściami płynącymi ze stosowania się do kościelnych zaleceń.

Tendencja do straszenia kobietami nie oznaczała jednak, że średniowieczni ignorowali fakt istnienia świętych niewiast. Więcej. Ta sama epoka, która zaowocowała cytowanymi powyżej kazaniami, przyniosła także dowartościowanie kobiet przez Kościół i rozkwit kobiecej duchowości. Jej początki wiążą się z rozwojem kultu maryjnego w XII wieku. Warto chociażby zauważyć, ze większość gotyckich katedr wznoszonych w tamtym okresie nosi wezwanie Matki Bożej. Dzięki Maryi kobieta mogła być już postrzegana już nie tylko jako ta, która pcha mężczyzn w diabelskie sidła, ale jest ich w stanie z nich wyzwolić.

To w tym kontekście mogło paść stwierdzenie, zmarłego u progu XIII w. św. Hugona z Lincoln, które w uszach mu współczesnych musiało brzmieć rewolucyjnie, że „chociaż żaden mężczyzna nie ma prawa nazywać się ojcem Boga, to kobieta mogła być Matką Bożą”.