Ważny jest nie tylko świat symboli, których w czasie Triduum całe zatrzęsienie, ale też treść.
Jak ustalono datę Wielkanocy? Dlaczego co roku obchodzimy ją w innym terminie?
Dominik Jurczak OP: Pozwólcie, że zadam Wam inne pytanie: kiedy Jezus umarł na krzyżu? Co na ten temat możecie wyczytać z Pisma Świętego? Jeśli pod tym kątem prześledzicie opowiadania Ewangelistów, szybko się zorientujecie, że relacja Jana odbiega od tego, co przekazali nam Mateusz, Marek i Łukasz, tak zwani Synoptycy. Według Jana, Jezus umarł na krzyżu w momencie, kiedy w świątyni zabijano w ofierze baranki paschalne. Wiecie, jakie są konsekwencje takiego stwierdzenia? Że Jezus umarł w przeddzień Paschy, to znaczy, że nie mógł osobiście świętować wieczerzy paschalnej. Według Synoptyków było inaczej: Ostatnia Wieczerza Jezusa miała być wieczerzą paschalną. I mamy problem.
Coś podobnego, ale tylko podobnego, przytrafiło się Kościołowi w pierwszych wiekach. Musiał wyjaśnić, jak zinterpretować coś, co na pierwszy rzut oka wydawało się nie do pogodzenia. Tak zwani judeochrześcijanie, to znaczy chrześcijanie pochodzenia żydowskiego, którzy nadal podtrzymywali tradycje narodowe i religijne, nie widzieli powodu, by Paschę obchodzić inaczej niż przewidywał to kalendarz żydowski, to znaczy 14 dnia miesiąca nisan. W praktyce oznaczało to, między innymi, że może ona wypaść w dowolny dzień tygodnia, na przykład we wtorek.
Wyobrażacie sobie rozpoczynać świętowanie śmierci i zmartwychwstanie Jezusa we wtorek zamiast w niedzielę? Coś nam nie pasuje, bo myślimy podobnie jak chrześcijanie pochodzenia pogańskiego, których nie dotyczą tradycje żydowskie. Nam, podobnie jak im, przyzwyczajonym do cotygodniowej Paschy w trakcie niedzielnej Eucharystii, nawet przez myśl nie przejdzie, by świętować kiedy indziej niż w niedzielę, w dzień zmartwychwstania Chrystusa. W taki to sposób, jeszcze w młodym Kościele, rozpoczął się spór, który toczył się między zwolennikami tradycji obchodów Wielkanocy 14 dnia miesiąca nisan i obchodów w niedzielę po 14 nisan. Koniec końców, sprawa znalazła swój finał po Soborze w Nicei w 325 roku, który to zalecił wszystkim stosowanie się do daty ogłaszanej w Aleksandrii (Egipt).
Zdarzało się niestety, że wskutek błędów obliczeń i różnych systemów kalendarzy chrześcijanie nie świętowali razem świąt wielkanocnych. Dlatego to dla uniknięcia zbędnych problemów ustalono, że biskup Aleksandrii będzie obliczał i ogłaszał, kiedy wypada pierwsza niedziela po pierwszej pełni księżyca przypadającej po przesileniu wiosennym.
Dziś Kościół łaciński nadal dostosowuje się do tych wytycznych, stąd Paschę najwcześniej możemy świętować 22 marca, a najpóźniej 25 kwietnia. Trzeba jednak pamiętać, że w 1582 papież Grzegorz XIII zreformował kalendarz. Nie wszystkie Kościoły reformę przyjęły. To jeden z kilku powodów, dla których obecnie nie możemy świętować ze wszystkimi chrześcijanami Wielkiej Nocy…
Liturgia Wigilii Paschalnej jest odprawiana w noc z soboty na niedzielę. Bliżej jej zatem do Wielkiej Soboty, czy Niedzieli Zmartwychwstania?
– W świetle tego, co przed chwilą powiedzieliśmy, chyba nie macie wątpliwości, czy bliżej nam do soboty, czy do niedzieli. Znacie odpowiedź. Ale spróbujmy waszą wątpliwość zobaczyć od innej strony: Wigilia Bożego Narodzenia to jeszcze Adwent czy już Boże Narodzenie? Przy wigilijnym stole śpiewamy pieśni adwentowe czy kolędy?
Podobnie jest ze świętowaniem Zmartwychwstania – podkreślę – tylko podobnie. W rzeczywistości bowiem jest dokładnie odwrotnie, to znaczy, do wigilijnego stołu zasiadamy dlatego, że chcemy tę noc spędzić w gronie najbliższych, jak Noc Zmartwychwstania wraz z całym Kościołem, rodziną ochrzczonych. Dlaczego zatem coś, co zaczyna się w sobotę, jest już niedzielą? Znów jakieś nieporozumienie? Trzeba ponownie wrócić do żydowskiego sposobu pojmowania czasu, który dzień liczył nie od północy do północy, jak chcielibyśmy my, lecz od zachodu do zachodu słońca. Dlaczego przed wigilią trzeba wyczekiwać pierwszej gwiazdki? Bo to najlepszy dowód na to, że słońce już zaszło…
Dlaczego święci się ogień i Paschał przed kościołem? Jakie jest pochodzenie tego obrzędu?
– Jeśli śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa wszystko uczyniły nowym, to jest to nie tylko piękne zdanie, które powtarza się, „bo tak wypada”, ale prawda, którą mamy żyć. Dlatego podczas Triduum Paschalnego – jednej, długiej liturgii, która ciągnie się od czwartkowego wieczoru aż do niedzieli – Kościół próbuje odnowić wszystko, co tylko możliwe, a więc także i światło!
W starej tradycji w wieczór Wielkiego Czwartku wygaszano w kościele wszystkie światła, by w Noc Paschalną zapalić je na nowo od Paschału – nie tyle od świecy, ile od Zmartwychwstałego. W Wielki Piątek nie było konieczności używania światła, bo wszystkie ceremonie odbywały się w ciągu dnia, więc i problemu z oświetleniem nie było.
Swoją drogą, przyznajcie, że to niesamowite doświadczenie – wkraczający w ciemność Paschał. Od tego drobnego płomyka, na który wszyscy z niecierpliwością czekają, w jednym momencie w kościele robi się jasno. To jest właśnie obraz Zmartwychwstania! Co ważne, nie źródłem światła nie jest tylko Paschał i moja świeczuszka, choć to konieczne, ale także światło bijące od innych. Takie światło Zmartwychwstałego nas rozświetla. Co więcej, to ma być doświadczenie, które musi nam wystarczyć na kolejny rok naszego życia, zwłaszcza wtedy, gdy na horyzoncie pojawią się chmury lub zalegną niespodziewane ciemności. Wówczas mamy przypomnieć sobie doświadczenie Światła, zupełnie niepozornego, które, także dzięki innym, ma moc rozjaśnić mroki…
Po procesji diakon śpiewa orędzie Exsultet. Najbardziej zapadającymi w pamięć jego fragmentami są te o woskowej kolumnie i pracowitej pszczole. Co mają pszczoły do zmartwychwstania? O czym właściwie mówi Exsultet?
– Zamiast pytać, o czym jest Exsultet, lepiej wziąć go samemu do ręki i przeczytać. To kompozycja niezwykła, jedyna w swoim rodzaju. Jak sami zauważyliście, tekst jest inny od tych, do których na co dzień jesteśmy przyzwyczajeni. Zazwyczaj chcemy, by teksty liturgiczne – raczej wcześniej niż później – prowadziły nas do sedna tajemnicy, precyzyjnie powiedziały nam, co mamy świętować, by wycisnęły z tajemnicy to, co najważniejsze, jak wyciska się sok z cytryny. Taka jest nasza mentalność, z której notabene po części wyrasta rzymska liturgia. Exsultet, o który pytacie, powstał poza Rzymem, w odmiennych okolicznościach, co narzuca się momentalnie. Jego rozpoczęcie otwiera niezwykłą opowieść.
Jeśli jest jeszcze dobrze zaśpiewany, to melodia precyzyjnie prowadzi nas do większego zachwytu nad tym, o czym się śpiewa: że Chrystus zmartwychwstał i dokonało się to nie przez przypadek, że Bóg po nieposłuszeństwie pierwszych rodziców nie opuścił człowieka, ale powoli, ale konsekwentnie – jak światło Paschału – wkracza w historię dając znaki i przekonując o prawdziwości swojej intencji; że radujemy się, bo zmartwychwstanie dotyka całego kosmosu, więc także pracowitą pszczołę, która współtworzyła woskową kolumnę, byśmy razem mogli świętować. Trzeba jeszcze czegoś więcej? Albo wierzymy oraz doświadczamy – nawet w niewielkim stopniu, i jak powiedzieliśmy, także dzięki pomocy innych – że Zmartwychwstały ostatecznie zwyciężył albo trzeba zgasić świeczkę i ze smutkiem wrócić do pustki czterech ścian… Ta samotność nie da sensu Waszemu życiu…
Liturgia Słowa jest bardzo piękna, ale i długa. Dlaczego czytań i psalmów jest aż tyle, a po każdym następuje modlitwa?
– Nie zawsze w trakcie liturgii Wigilii Paschalnej było tyle czytań, ile mamy obecnie. Różnie się to przez wieki kształtowało: raz było ich więcej, innym razem mniej. Nie w tym tkwi sens czy będzie ich cztery, dziewięć i czy przeczytamy całą Biblię „od deski do deski”, choć wątpię, by jedna noc nam wystarczyła. Można przestudiować całe Pismo Święte, nawet świetnie znać języki starożytne i czytać w oryginale, a równocześnie kompletnie nic z niego nie zrozumieć. Niestety przytrafia się to niektórym…
Sprawa nie jest jednak beznadziejna. Pamiętacie? Jednymi z pierwszych, którzy spotkali Zmartwychwstałego, byli uczniowie w drodze do Emaus. Żeby przekonać się, że On żyje Zmartwychwstały musiał im osobiście tłumaczyć, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego (Łk 24,17). To właśnie dzieje się, gdy w Wigilię Paschalną, podczas czytania Pisma, On się dołącza i cierpliwie nam tłumaczy. Dlatego bardzo bym się cieszył, gdyby w tą wyjątkową Noc przeczytać te fragmenty Biblii, które Kościół nam proponuje, nawet jeśli oznacza to, że będzie dłużej niż zwykle.
Pewnie, że można skrócić. Tylko po co się spieszyć? Lepiej dać Zmartwychwstałemu szansę, by pokazał nam w Piśmie dokładnie to, o czym było już wcześniej – że Bóg po grzechu Adama i Ewy nie odwrócił się od człowieka, nie powiedział: „Znikaj! Sam chciałeś, radź sobie sam!”. Jest dokładnie odwrotnie. Bóg wychodzi z inicjatywą, przyłącza się do Ciebie, gdy wędrujesz wraz z innymi. Wkracza w Twoją historię. Najpierw przez drobne znaki, które wydają Ci się bezsensowne, potem przez konkretnych ludzi, jak choćby proroków, w końcu przez swojego Syna. Co ciekawe, to, co wcześniej wydawało się nie mieć sensu, kiedy On Ci tłumaczy staje się zrozumiałe i jasne.
Trochę jak z trygonometrią. Najpierw nie widzisz potrzeby, by uczyć się na pamięć tabliczki mnożenia i wzorów, kontestujesz i mówisz: „po co mi to wszystko?”, następnie obiecujesz sobie, że jak tylko zdasz maturę, to spalisz zeszyt, ale z czasem dostrzegasz, że może to jednak nie takie głupie, bo jesteś w stanie konstruować wspaniałe budowle…
Dlaczego katechumenów chrzci się właśnie podczas Wigilii Paschalnej? Jakie znaczenie ma odnawianie przyrzeczeń chrzcielnych przez zgromadzonych?
– Bo od chrztu zaczyna się zmartwychwstanie każdego z nas. Może nie zdajecie sobie z tego sprawy, że jeśli współpracujecie z Bogiem – to znaczy szukacie Go i znajdujecie – to ten sakrament w was działa. Być może macie pretensje, że chcielibyście tak samemu świadomie wybrać i uwierzyć, a nie żeby ktoś w naszym imieniu decydował… Problem w tym, że to o czym myślicie, jest praktycznie niemożliwe. Takie sterylne warunki, gdzie nie ma żadnych wątpliwości, gdzie nikt mną nie manipuluje (w dobrym i złym tego słowa znaczeniu), gdzie wszystko rozumiem, po prostu nie istnieją. Nie masz wpływu na to, czy rodzisz się Polakiem, Hiszpanem czy Anglikiem, co więcej, same narodziny w kraju nad Wisłą czy z polskich rodziców to jeszcze za mało. Wiem, że to koślawe porównanie, ale jest tylko po to, by wyprowadzić nas z błędnych założeń. W wierze dojrzałość wcale nie polega na tym, by być samowystarczalnym i by podejmować każdą jedną decyzję z pełną świadomością, choć to nie bez znaczenia…
Dlatego w Wigilię Paschalną, gdy doświadczamy Zmartwychwstałego w tak wielu wymiarach – poprzez zmysły, w znakach czy w Słowie – nie możemy zapomnieć, że był taki moment, który rozpoczął proces mojego zmartwychwstawania. Stąd wspominając własny chrzest, wyznajemy wiarę Kościoła. Zobaczcie, ile wątków się tu przenika. Moja wiara nie istniałaby, gdyby nie Kościół, gdyby nie była w Nim wspólnie i przez wieki wypowiadana i przekazywana.
Dlaczego zatem chrzci się podczas Wigilii Paschalnej? Bo jeśli przez chrzest rzeczywiście rozpoczyna się w nas droga ku zmartwychwstaniu, jeśli nie ma to być tyko „pobożne gadanie”, to – „od słów do czynów”! Jeśli są tacy, którzy – mniej lub bardziej świadomie – zdecydowali się rozpocząć przygodę z Jezusem, to jest to jeden z najlepszych momentów.
Miałem kiedyś okazję przygotowywać dorosłych ludzi do chrztu. Mogę Was zapewnić, wcale nie jest im prościej niż tym, którzy przyjęli chrzest nieświadomie. Jeśli zazdrościcie, że w tak doskonałych warunkach – liturgia czy śpiewy – mogą być ochrzczeni, to wiedzcie, że oni nie wiedzą, co i kiedy się będzie działo. A tłum na pewno im tego nie ułatwia… Poza tym, choć atmosfera jest ogromnie ważna, wiemy, że ona, sama w sobie, nie jest w centrum…
W niektórych kościołach procesja rezurekcyjna ma miejsce tuż po Wigilii, w innych rano. Skąd te rozbieżności? Czy to ta sama procesja?
– Liturgia ma nas prowadzić do Zmartwychwstałego. Jeśli tak faktycznie jest, jeśli ktoś Go prawdziwie spotkał, to nie może usiedzieć w miejscu, nie może wrócić do domu, jak gdyby nigdy nic, lecz odkrywa w sobie pragnienie, by powiedzieć o tym innym. Kiedy coś ważnego przytrafiło ci się w Twoim życiu, nie możesz siedzieć cicho, ale wysyłasz esemesy, dzwonisz, opowiadasz, co się stało. Stąd procesja. Kościół także nie może usiedzieć w miejscu… Taki jest sens wyjścia poza budynek kościoła: nie zostawiać doświadczenia zmartwychwstania dla siebie, ale ogłosić go światu! Procesja jednak to tylko początek, reszta dokonuje się każdego dnia…
Dlaczego w takim razie ma ona miejsce rano, a gdzie indziej – zaraz po Wigilii Paschalnej? Jak rozwiązać ten problem?
– Jeśli poważnie potraktować Wigilię, to musi ona potrwać. Jeśli ma zaczynać się po zmroku, po „pierwszej gwiazdce”, jeśli mamy bez pośpiechu wyśpiewać Exsultet czy przeczytać to, co Kościół na tę Noc przewidział, to nie da się inaczej! To zwyczajnie zabiera czas! A zresztą – do czego się tak spieszyć? Według zwyczaju Wigilia Paschalna miała kończyć się w nocy, ale jeszcze przed świtem, to znaczy wtedy, kiedy Jezus zmartwychwstał. Zwróćcie uwagę, że wasz problem pojawia się wówczas, gdy trwa ona zbyt krótko… Różne mogą być powody, więc ostrożnie z wydawaniem wyroków! Nie zawsze jest to lenistwo lub przekonanie, że „musimy świętować”, bo przecież „chcemy świętować”, nikt nas do tego nie zmusza, prawda? W sytuacji, gdy Wigilia Paschalna kończyła się zbyt wcześnie, a tak niestety zdarzało się w historii liturgii, to rozwiązanie, które błyskawicznie przychodziło do głowy, jest banalnie proste: skoro skończyliśmy za szybko, to trzeba wrócić do kościoła jeszcze przed świtem, by dokończyć opowieść o Męce, Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa. W taki sposób procesja odłączyła się od nocnej celebracji…
W którym dokładnie momencie zaczynamy tak naprawdę świętować zmartwychwstanie?
– Ponownie zacznę od pytania: w którym momencie Mszy obecny jest Pan Jezus, w którym jeszcze Go nie ma, a w którym już Go nie ma? Czy kiedy czytamy Pismo podczas mszy to jest go „mniej” niż wtedy, gdy przystępujemy do Komunii? Zobaczcie, jeśli tak postawimy pytanie, to szybko się może okazać, że z liturgii zaczynamy robić magię, bo koniec końców, to co „się liczy” to ten „dokładny moment” i wypełnienie tylko tego, co najistotniejsze. Całą resztę można by wziąć w nawias.
Jest inaczej. Zmartwychwstanie świętujemy, gdy wnosi się Paschał do kościoła, gdy śpiewa się Exsultet, gdy dajemy szansę Jezusowi, by się do nas dołączył i wyjaśniał nam Pisma, gdy z całą mocą wyrzekamy się szatana i zła, a zaczynamy budować nasze życie na Trójjedynym Bogu. Świętujemy Zmartwychwstanie, gdy Kościół sprawuje sakramenty, nie tylko w Wigilię, ale przez cały rok… Nie dajmy się ograniczyć wyłącznie do chwili…
Na co należy zwrócić uwagę przeżywając liturgię, aby móc skupić się i dostrzec istotę (zmartwychwstanie Chrystusa!), a nie jedynie zachwycać się piękną oprawą?
– Jeśli miałbym coś doradzić, to proponowałbym, byście dali się liturgii poprowadzić! Ważny jest nie tylko świat symboli, których w czasie Triduum całe zatrzęsienie, nie tylko piękne melodie, na zaśpiewanie których czeka się cały rok, ale też treść! Dać się poprowadzić liturgii, to znaczy pozwolić sobie na odrobinę finezji, nie bać się puścić wodze fantazji słuchając – na różnych poziomach zmysłów – o zmartwychwstaniu. Wiara, jak podkreśla Apostoł Paweł, rodzi się ze słuchania… I nie tylko o dźwięki chodzi…
Rozmawiali: Maria Masłowiec i Adam Czepielik
Wywiad ukazał się w piśmie „Dziewiętnastka”, wydawanym przez Duszpasterstwo Młodzieży „Przystań” w Krakowie.