Po kilku dniach od zniknięcia przyszła kartka pocztowa. Napisał jedno słowo: Przepraszam.

o nadziei 11 października 2009

Był taki jeden dzień latem, kiedy przechodziłam przez nasze wiejskie podwórko i zobaczyłam szczęście. Dzieciaki szalejące w basenie, bezdomni mieszkańcy spokojnie pijący kawę po pracy razem z grupą młodych wolontariuszy, słońce, młoda rodzina z dziećmi na kocu w ogrodzie. Uchylony rąbek raju, błysk światła. Dzisiaj tych, którzy wtedy byli uczestnikami tej sceny, już w większości w naszym domu nie ma. Błąkają się po rożnych ścieżkach, gnani ciemnością własnej przeszłości.

Mam nadzieję, że ta chwila pokoju, jaką razem przeżyliśmy tego lata, będzie dla nich światłem w tunelu. Dla mnie jest. Po to tkwię w mojej małej wiosce, gdzie wrony zawracają.

Artur 22 października 2009

Moj przybrany syn Artur jest upośledzonym umysłowo autystykiem. Pewnie gdyby jego matka zrobiła 23 lata temu badania prenatalne, nie byłoby go na świecie. Społeczeństwo nie ponosiłoby kosztów jego szkoły specjalnej, leczenia z padaczki, zresztą bezskutecznego, a teraz renty socjalnej.

Artur w atakach złości potrafi zdemolować mieszkanie, powrzucać do butelek po pepsi wszystko, co da się tam wepchnąć, zamknąć w samochodzie jedyne kluczyki, pociąć na kawałki każdy przedmiot akurat nam potrzebny. Właściwie nie mówi. Artur potrafi kochać. Kiedy nadchodzi wieczór, Artur czeka z niecierpliwością, aż się położę. Czasami biedak musi czekać do późna w nocy. Wtedy przychodzi czas na niego. Wszyscy mądrzy, którym poświęcam cały dzień, wyszli. Nareszcie można o mnie zadbać. Wyciąga spod poduszki książkę, którą lubię i której przez cały dzień pilnował dla mnie, daje mi, ścisza telewizor (bez przerwy ogląda bajki), sprawdza, czy mam herbatę, i uspokojony zasypia. Nasz wieczorny rytuał.

Ludzie, którzy odwiedzili nasz dom choć raz, zawsze potem pytają przede wszystkim o Artura. Tajemnica z pozoru bezużytecznego istnienia. Przypomnienie, że prawdziwą wartość ma gest podania książki przez upośledzonego chłopca, który nie wie nic o polityce, Kościele, etyce, pieniądzach.

miejsce w kolejce 12 listopada 2009

W naszym schronisku dla chorych Piotrek karmił kiedyś chorego staruszka, który świeżo do nas przybył. Staruszek zjadł talerz zupy i Piotr zapytał: Może jeszcze zupki? A staruszek się popłakał. Pierwszy talerz był rutynowym nakarmieniem chorego. Pytanie o drugi było okazaniem miłości. Na ogół w szpitalu, o ile nakarmią, to raczej o drugi nie pytają. Dawanie służbowe, bo taki obowiązek, i dawanie z miłością. Czy nie powinno to być jedno?

Jeden z czytelników bloga pyta, czy przy remoncie pieca pomógł biskup, czy o. Rydzyk. Wolałabym, żeby się za to nie zabierali, bo się nie znają. Nie rozliczam nikogo z jego uczynków, bo każdy za nie odpowiada sam. Ale tak się jakoś utarło, że od dobrych czynów mamy delegatów i oczekujemy, że będą za nas dobrzy.

Więc na koniec dowcip: Jaki może nas spotkać pech po śmierci? Otóż taki, że stojąc w kolejce do św. Piotra za Matką Teresą z Kalkuty, usłyszymy, jak Piotr mówi do niej: Oj, moja córko, można było zrobić jeszcze więcej. Ja postaram się uważać, za kim stanę w kolejce, bo mogę nie mieć szans.

rachunek 2 grudnia 2009

Edward przyszedł do Zochcina w czerwcu. Poszedł pić w początku listopada. Wiele lat spędził w więzieniu. Pozostawił po sobie wytynkowany magazyn, zreperowane schody, odmalowane pokoje, poreperowane ogrodzenia. Zrobił podmurówki pod figury Chrystusa Frasobliwego i Matki Bożej. W czasie wakacji montował i zwijał namioty dla obozu, gotował dla 60 osób. Ustawił dzieciakom ogromny basen i pilnował czystości wody. Ilekroć przechodzę przez podwórko, muszę o nim myśleć, bo jego praca jest wszędzie widoczna. Po kilku dniach od zniknięcia przyszła kartka pocztowa. Napisał jedno słowo: Przepraszam.

Radek – wypił w zeszłym tygodniu. Zabrała go od nas policja. Szukamy paru sprzętów, które prawdopodobnie sprzedał. Każde machnięcie ręką przy pracy sprawiało mu widoczny ból, wewnętrzny oczywiście. Kartka raczej nie przyjdzie.

Obaj są wędrowcami uzależnionymi od alkoholu. Obaj nie mogą nigdzie przysiąść, zapuścić korzeni. Ale za jednym idą dobre czyny. Za obydwoma nasza modlitwa.

cisza 29 grudnia 2009

Artur od Wigilii jak zwykle prawie nie je i czeka na świętego mikołaja. Ubieranie choinki jest dla niego znakiem, że będą prezenty. Były, ale za nic nie może przyjąć do wiadomości, że to koniec balu do następnego roku. Dlatego nadal czeka na powtórkę świętego. Chyba rozbierzemy choinkę, bo to znak, że naprawdę nie ma już na co czekać. Oczywiście mam w zanadrzu coś w rezerwie, ale to tylko wydłuża mękę. Święty Mikołaju, dla autystyków powinieneś być codziennie!

Ze względu na przyjazd dzieci z internatów i zaśnieżone, potwornie śliskie drogi robię za mamusię prawie wzorową. Jeszcze gdyby zamarzły telefony, byłoby usprawiedliwienie absolutne dla kradzionej chwili normalnego życia. Pranie, sprzątanie, gotowanie (właśnie pieczemy babkę drożdżową w takim specjalnym automacie) przywracają normalny wymiar życia. Jestem przez chwilę człowiekiem, a nie instytucją. A jeśli już nie mogę wiele zrobić, to niech Pan Bóg się pomartwi o całą resztę. W końcu to On jest szefem meteo.

I można posłuchać nocą ciszy Bożego Narodzenia. Kiedy ostatnie dziecko położy się wreszcie spać.

krótki dialog z czytelnikiem 24 stycznia 2010

Czytelnik: Zamiast budować nowe świątynie, zajmijcie się swoimi „owieczkami”. I tak już wkrótce świecić będą pustkami, a wtedy miejsc na spanie dla bezdomnych będzie wystarczająco (i w jakich luksusach!).

Ja: Jeśli przestaniemy budować świątynie, nie będziemy mogli kontynuować i rozwijać naszej pracy na rzecz tych, którym nie chcą pomoc ci, którzy do świątyń nie zaglądają. To przeważnie ze świątyń wychodzą ludzie, którzy bezinteresownie poświęcają życie dla odrzuconych. Pozdrawiam.

skok wzwyż 21 maja 2010

Tą informacją muszę się podzielić przede wszystkim ze wszystkimi współpracownikami. W ostatniej edycji „Tańca z Gwiazdami” pani Olga tańczyła rumbę w… sukience produkcji naszej szwalni. Brawo: Tamara – projekt, panie ze szwalni – wykonanie. Biedak potrafi … zrobić coś ładnego.

krótki komentarz do kiecki 22 maja 2010

Należy się wyjaśnienie w sprawie kiecki aktorki. Zetknąwszy się na wsi świętokrzyskiej z bezrobociem, próbujemy coś robić. Z niczego, dzięki morderczej pracy, pomocy setek ludzi, nie tylko finansowej, ale także z dziedziny know-how, czyli wiedzy jak zrobić, udało się stworzyć trzy warsztaty pracy: stolarnię, szwalnię i przetwórnię produkującą tradycyjne przetwory owocowo-warzywne.

Jest to działalność z dziedziny tzw. ekonomii społecznej. Termin obecnie okropnie modny, zwłaszcza że łatwo na to dostać unijne pieniądze – tzn. nie na konkretne działania, tylko na szkolenia. No i tysiące z tych szkoleń żyją, i to nieźle. Dlatego my tej kasy nie mamy. Również to, co robimy, nie mieści się w rubrykach żadnego ze stosownych ministerstw.

Więc robimy to ot tak, bez oficjeli i wsparcia. Tym zajmuje się między innymi nasza Fundacja. Nasze produkty są robione na zasadzie manufaktury. Niestety, są za drogie na naszą kieszeń. Dlatego nie jemy naszych dżemów (czasem kupię słoiczek dla dzieci), nie zamawiamy mebli, ani też nie chodzimy w sukienkach i koszulach ze szwalni. Wszystko, co wyprodukowane, sprzedajemy. Nie pokrywa to kosztów utrzymania warsztatów, w których ludzie są normalnie zatrudnieni. Często utrzymują z tej pracy całe rodziny. Młodzi po pewnym czasie zdobywają u nas umiejętności pracy i zawód, i idą na normalny rynek pracy. Zostają 50 plus – osoby, które nigdzie pracy już nie znajdą.

ból Boga 21 kwietnia 2011

Mikołaj, nasz dzielny najmłodszy pracownik (17 lat), wrócił dzisiaj z objazdu ubogich rodzin zbulwersowany. W jednym z domów zastał pijaną mamę, pijanego tatę i pijaną… córkę w wieku gimnazjalnym. Oraz osiemdziesięcioletnią babcię, trzeźwą, która wezwała policjanta.

Miki, który jako dziecko wspólnotowe widział już wiele, skomentował: Nie dziwię się tej dziewczynie, skoro od dziecka nie widziała niczego innego, tylko alkohol. Tam brud i nędza, ani obiadu, ani rodziny! Trzeba jakoś jej pomoc. Zostawił jedzenie. Ksiądz Jacek wyruszy tam po Świętach. Są miejsca, czasem obok nas, które bolą Boga.

pośpiech i luz 23 grudnia 2011

Pamiętajmy, że czego nie zdążymy zrobić przed Świętami, zdążymy pewnie po Świętach. A czego nie zdążymy zrobić po Świętach – nie musieliśmy wcale robić. Pozdrawiam wszystkich ze ścierkami, pastami do podłogi, garnkami, brytfankami i siatkami z zakupami.

Fragment książki siostry Małgorzaty Chmielewskiej „Cerowanie świata” wydanej przez „W drodze” we współpracy z „Boska TV”.

Processed with VSCOcam with a6 preset

fot. flickr.com / charamelody