Film, który może uratować życie.

„Białą jak mleko, czerwoną jak krew” w reżyserii Giacomo Campiottiego obejrzałam z tak zwanego zawodowego obowiązku. Bo czym mogłaby mnie do siebie przekonać historia szesnastoletniego Leo, adresowana przede wszystkim do jego rówieśników?

Okazało się jednak, że w filmie – który mnie i rozbawił, i wzruszył – pojawiło się sporo wątków chodzących mi po głowie jeszcze kilka dni po seansie. Niekiedy w czasie ostrzejszej wymiany zdań między nastolatkami a rodzicami pojawia się argument brzmiący mniej więcej tak: Starego będziesz uczył!? „Biała jak mleko, czerwona jak krew” pokazuje, że „starzy”, kimkolwiek by nie byli, mogą się sporo nauczyć od ludzi dopiero wchodzących w dorosłość.

O czym jest ta historia? O miłości, o przyjaźni, o wierze, o więziach i wsparciu, czyli sprawach, które są niezbędne jak powietrze, choć w filmowej scenerii mogą czasem wyglądać dość banalnie. Ale to też opowieść o życiu, które płata mało przyjemne niespodzianki, nie przejmując się datą na czyimś akcie urodzenia.

W rzeczywistość utkaną z godzin spędzanych w szkole, klasycznych narzekań na belfrów (na szczęście pojawia się jeden z misją), zauroczeń i podrywów oraz z trudności w dogadywaniu się z rodzicami nagle wdziera się śmiertelna choroba. Coś, co zagnieździło się w ciele jednej z bohaterek, robi prawdziwe przemeblowanie w głowach wielu innych ludzi – i tych nastoletnich, i tych sporo starszych. Nagle okazuje się, że dla młodych ludzi nie zawsze – jak przecież powtarzają kolejnym pokoleniom rodzice – „szkoła musi być najważniejsza”. Zdarzają się bowiem sytuacje, w których najważniejsza jest szkoła życia.

Czy „Biała jak mleko, czerwona jak krew” kończy się happy endem? Jeśli chodzi o postaci z filmu, trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Ale może skończyć się happy endem dla osób spoza ekranu, cierpiących na białaczkę. Filmowy Leo swoją decyzją, by oddać szpik, zainspirował bardzo wielu ludzi, którzy we Włoszech masowo zaczęli się rejestrować w bazie dawców szpiku. Oby taki zryw powtórzył się i w Polsce, gdzie co godzinę z ust lekarza ktoś słyszy diagnozę: białaczka. A konieczność przeszczepu oznacza, że wszystkie inne metody leczenia zawiodły.

W tej chwili w naszym kraju jest zarejestrowanych ponad 770 tys. potencjalnych dawców. I choć ta liczba może robić wrażenie, to potrzeby są o wiele większe, ponieważ prawdopodobieństwo znalezienia swojego bliźniaka genetycznego wynosi 1:20000.

„Każdy do kogoś pasuje” – czytamy w materiałach prasowych filmu. Jak widać, w tym kontekście to zdanie nabiera zupełnie nowego znaczenia.

Rzadko zdarza się sensowna kinowa propozycja dla ludzi młodych, na której nie będą się nudzić także ich rodzice, wychowawcy czy duszpasterze. Sensowna w takim znaczeniu, że po obejrzeniu „Białej jak mleko, czerwonej jak krew” (wchodzi do kin 13 marca), jest o czym myśleć i o czym rozmawiać. Być może ten film również kogoś natchnie – np. w ramach działań wielkopostnych – do oddania szpiku. Taki gest, nie obciążony właściwie żadnym ryzykiem, to przecież bardzo konkretny uczynek miłosierdzia względem bliźniego – uczynek, który może komuś uratować życie.