Karcer zakonny traktowano nie tylko jako karę, ale w pierwszej kolejności jako środek poprawczy.
Ojciec Tomasz Gałuszka, dyrektor Dominikańskiego Instytutu Historycznego, zwraca uwagę, że opis dziejów średniowiecznych dominikanów polskich sprowadza się głównie do prezentacji biogramów wybitnych braci, prężnych ośrodków życia zakonnego oraz relacji Zakonu z władzami kościelnymi i świeckimi.
– Prawdziwy obraz braci dominikanów jednak nie zamyka się tylko w jasnej sferze średniowiecznych elit – przekonuje historyk. – Posiada on również swoje ciemne strony.
By ukazać go w całości, ojciec Gałuszka napisał studium, zatytułowane „Kara więzienia w późnośredniowiecznej polityce penitencjarnej dominikanów polskich”. Opisał, jakie kary więzienia i za co orzekały władze Polskiej Prowincji w latach 1451-1517.
Kto jeździ konno bez pozwolenia
„Rozbudowany system kar został ustalony i stosowany przez dominikanów jeszcze za życia św. Dominika” – czytamy w tekście ojca Gałuszki. Historyk przypomina, że już w pierwszych konstytucjach Zakonu Kaznodziejskiego katalog wykroczeń i kar zajmuje kilka rozdziałów.
Prawodawcy Zakonu ustalili cztery kategorie win. Pierwszy stopień stanowiły „leviores culpae” – winy lżejsze. Należały do nich między innymi wykroczenia dotyczące zaniedbań w sprawowaniu liturgii albo codziennego życia klasztoru. Podpadał pod nie na przykład ktoś, kto „nie wypełnia pilnie i starannie powierzonego mu czytania lub śpiewu; zakłóca chór, niewłaściwie intonując responsorium lub antyfonę”.
– Karą za tego rodzaju przewinienie było odmówienie kilku psalmów lub chłosta – mówi ojciec Gałuszka.
Drugim rodzajem przewinień były „graves culpae” – poważne wykroczenia. By je popełnić, wystarczyło, że zakonnik „spiera się z drugim w obecności świeckich”, „szemrze na temat jedzenia, odzienia czy jakiejkolwiek innej rzeczy” albo „jeździ konno bez pozwolenia ani poważnej konieczności, albo spożywa mięso, albo rozmawia sam na sam z kobietą ze względu na coś innego niż spowiedź, pożytek lub uczciwość”.
Ojciec Gałuszka: – Za te wykroczenia, oprócz pokuty, wymierzano winnemu kilkudniowe posty o chlebie i wodzie.
Trzeci typ wykroczeń to „graviores culpae” – winy cięższe. Należały do nich: poważne nieposłuszeństwo wobec przełożonych, ucieczka z klasztoru, grzechy seksualne, pobicia i morderstwa. Winnego można było ukarać długotrwałym postem, chłostą, czy pozbawić prawa do sprawowania i przyjmowania sakramentów.
„Trzeba jednak zaznaczyć, iż kary te miały na celu odpokutowanie przez winowajcę błędów i powrót do normalnego życia klasztornego” – pisze ojciec Gałuszka.
Ostatnim i najcięższym wykroczeniem, jakie mógł popełnić zakonnik, była „gravissima culpa” – najcięższa wina. Ponosił ją ten, kto nie przyjął kary i tkwił w grzechu. Przełożeni – po dwóch upomnieniach – mieli prawo wydalić takiego brata z zakonu. Jeśli ciążyło na nim karne przestępstwo – trafiał wówczas przed sąd świecki.
Jeśli nie ma celi – zakuć w kajdany
W 1238 roku sytuacja ukaranych braci radykalnie się zmienia – sprawcy cięższych przewinień trafiają za kraty. Karę więzienia wprowadziła oficjalnie kapituła generalna dominikanów, która obradowała w Bolonii. – Miała być ona stosowana wobec braci opuszczających bezprawnie klasztor oraz sprawiających kłopoty – tłumaczy ojciec Gałuszka.
O powadze problemu świadczy to, że prawo wtrącania do więzienia krnąbrnych współbraci i ich zwalniania po odbyciu kary miał nie przeor danego klasztoru, w którym dopuszczono się wykroczenia bądź przestępstwa – lecz sam prowincjał.
W 1296 roku kapituła generalna nakazała prowincjałom, by dopilnowali, aby w każdym klasztorze na terenie ich prowincji były pomieszczenia na więzienie. Władze Zakonu egzekwowały nakaz w kolejnych wiekach. „Gdyby zaś nie było w klasztorze jakiegoś karceru, nakazuję obecnemu przeorowi lub jego następcy, na mocy świętego posłuszeństwa, by w ciągu siedmiu miesięcy, w dolnej części domu, w pobliżu klasztornych latryn, nakazał wybudować więzienie z odpowiednimi zabezpieczeniami” – pisał w 1413 roku ówczesny generał Jan z Puinoix do braci z hiszpańskiego konwentu w Viverno.
– A jeśli klasztor nie mógł przygotować odpowiedniego pomieszczenia na więzienie? – pytamy ojca Gałuszkę. – Wtedy przełożony musiał wyznaczyć i zaadoptować którąś z klasztornych cel – odpowiada ojciec Tomasz. – W skrajnych przypadkach zakonnik-przestępca był zakuwany w kajdany.
Brak odpowiednich zabezpieczeń sprzyjał ucieczkom z więzień zakonnych więźniów. Stąd w 1359 roku kapituła generalna w Pradze ponowiła apel o przygotowanie w każdym klasztorze odpowiedniego karceru, w którym miały się znaleźć łańcuchy uniemożliwiające ucieczkę.
– Pobyt w więzieniu był traktowany przez średniowiecznych dominikanów jako szczególnie dotkliwa kara, a równocześnie pokuta, mająca na celu zadośćuczynienie względem Boga i braci za popełnione wykroczenia-grzechy, a odbycie wyroku równało się z przywróceniem do łask zakonu – tłumaczy ojciec Gałuszka. – Więzienie zakonne pojęte było nie tylko jako kara, ale w pierwszej kolejności środek zabezpieczający, wymierzany w celu poprawy przestępcy.
Gdy brat zabija współbrata
Ojciec Gałuszka doliczył się, że w latach 1451-1517 w Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego ukarano 144 zakonników. Aż 103 skazano na więzienie, w tym pięciu – na wieczyste.
I tak: w 1468 roku dożywocie wymierzono braciom Janowi i Klemensowi, którzy zamordowali współbrata. „Obecność dwóch winnych skazanych na tę samą karę zdaje się wprost wskazywać, że morderstwo to było zaplanowane i dokonane z premedytacją” – argumentuje w swoim tekście ojciec Tomasz Gałuszka.
Na wieczyste więzienie skazano też trzech braci za ewidentne złamanie dyscypliny zakonnej. I tak, w 1461 roku dożywocie otrzymał niejaki brat Tomasz de Monte – za opuszczenie klasztoru i długoletnie życie z mężatką. W 1489 roku podobna kara spotkała dwóch braci z klasztoru w Przemyślu: tamtejszego przeora Jakuba z Opola i Jana. Pierwszy miał nadużywać swojego urzędu i dopuścić się w trakcie kadencji wielu „skandalicznych, niebezpiecznych i zbrodniczych” wykroczeń. Jan natomiast miał dopuścić się przestępstwa świętokradztwa: najpierw ukradł kielich mszalny, a następnie sprzedał go Żydom.
– Ojcowie kapitulni określając długość pobytu w odosobnieniu brali pod uwagę nie tylko rodzaj wykroczenia, ale również szereg innych okoliczności. Dlatego też nie zawsze tego samego typu przestępstwo pociągało za sobą tę samą karę – tłumaczy ojciec Gałuszka wyroki na wieczyste więzienie za morderstwo i na przykład za niemoralne prowadzenie się albo kradzież kielicha mszalnego.
Potwierdza to wyrok z 1507 roku na dwóch braci z konwentu lubelskiego: Andrzeja i Mikołaja Papkę, którzy za zamordowanie współbrata dostali… rok więzienia.
Za co jeszcze karano polskich Braci u schyłku średniowiecza? Najwięcej wykroczeń dotyczyło złamania reguły zakonnej – głównie włóczęgostwa i ucieczki z klasztoru. Wśród rodzajów wykroczenia znajdujemy też takie: „oddawał się rozpuście z prostytutkami w różnych miejscach”, „zrzucenie habitu i ucieczka z mniszką”, „odwiedzenie domu publicznego, gdzie zostawił habit”, „gra w kości z wieśniakami”, „ucieczka z więzienia i trzy dni balowania po karczmach”. Braci karano też za pobicia, podpalenia, kradzieże, fałszowanie pieczęci i dokumentów oraz za odstępstwa od wiary i zdradę tajemnicy spowiedzi.
– Cóż, zakon dominikański to rodzina, w której jest miejsce zarówno na Tomasza z Akwinu, Alberta Wielkiego i Jacka Odrowąża, jak i sporą grupę synów marnotrawnych – mówi ojciec Gałuszka. – Jednak najważniejsze jest to, że średniowieczni bracia potrafili sobie nawzajem przebaczać oraz uczciwie pokutować.