Warto zapłakać nad własnym grzechem.

Papież Franciszek rozpoczął Wielki Post liturgią Środy Popielcowej w naszej rzymskiej bazylice Santa Sabina. Najpierw z kościoła San Anzelmo – który należy do benedyktynów i znajduje się 5 minut drogi od naszej bazyliki – po krótkiej modlitwie ruszyła procesja, podczas której śpiewano litanię do Wszystkich Świętych. Procesja weszła przez pochodzące z V wieku główne drzwi bazyliki i następnie została odprawiona Msza Święta z obrzędem posypania popiołem.

W homilii Papież zwrócił się do wszystkich, a zwłaszcza kapłanów, by „prosili o dar łez, aby uczynić naszą modlitwę i naszą drogę nawrócenia coraz bardziej autentyczną, bez obłudy”. Wcześniej mówi, że „powrót do Pana »z całego serca« oznacza podjęcie drogi nawrócenia, które nie byłoby powierzchowne i przemijające, ale duchowną podróżą, obejmującą najbardziej intymne miejsce naszej osoby. Serce jest bowiem siedzibą naszych uczuć, centrum w którym dojrzewają nasze decyzje, nasze postawy”.

Franciszek zakończył homilię, łącząc te dwa elementy: „powrót do Boga” i „dar łez”, przywołując obraz powrotu syna marnotrawnego z przypowieści: „Wezwanie jest zatem bodźcem do powrotu, tak jak uczynił to syn z przypowieści, w ramiona Boga, Ojca czułego i miłosiernego, zapłakania w tym uścisku, zaufania Jemu i powierzenia się Jemu”.

Dar łez jest obecny w tradycji duchowej, a dla nas dominikanów jest szczególnie bliski ze względu na św. Dominika. Stąd też słowa Papieża o darze łez pięknie i znacząco wybrzmiały w miejscu, gdzie żył św. Dominik.

Jezus, patrząc na Jerozolimę, płakał nad zatwardziałością serc tych, do których przyszedł z Bożą miłością. Płakał nad ludzką słabością i obojętnością.

Piotr, dzięki spojrzeniu Jezusa, zapłakał nad swoim grzechem i był to zarazem płacz nawrócenia. Droga, która zaczęła się od słów: „Nie znam tego człowieka” (Mt 26,72) i doprowadziła do wyznania: „Panie, Ty wiesz, że Cię kocham” (J 21,15), a potem do męczeńskiej śmierci.

Ewagriusz z Pontu w traktacie „O modlitwie” pisał: „Módl się przede wszystkim o dar łez, abyś przez skruchę pokonał zatwardziałość serca. Kiedy wyznasz Panu twe nieprawości, otrzymasz od Niego przebaczenie”.

Św. Dominik często modlił się głośno i płakał, tak że słyszeli to bracia. Podczas procesu kanonizacyjnego jeden z nich wyznał: „Błogosławiony mąż nigdy nie udawał się na spoczynek bez wcześniejszej przedłużonej modlitwy, często pełnej jęków, westchnień i okrzyków, które niejednokrotnie obudziły świadka i jego towarzyszy. Modlił się w kościele, nocą zaś podczas modlitwy bardzo się wzruszał, a z jego wnętrza wydobywały się takie jęki i skargi, że bracia śpiący w celach położonych blisko kościoła budzili się; niektórzy z nich byli poruszeni do łez”. To, co często słyszeli bracia, to wołanie Dominika: „Panie, miej miłosierdzie nad swoim ludem. Co będzie z grzesznikami”. Modlił się też leżąc krzyżem prosząc o miłosierdzie dla siebie, świadomy swoich słabości i grzechów, choćby najmniejszych.

Nasz płacz nad własnym grzechem i grzechem innych ludzi może być darem prowadzącym na drogę nawrócenia i przemiany serca. I o ten dar prosił także dla nas papież Franciszek na początku Wielkiego Postu.

fot. flickr.com / Ordo Praedicatorum (Curia Generalis)