Sposób podejścia do religii, jaki prezentowała redakcja „Charlie Hebdo”, powinien stać się przedmiotem poważnej i krytycznej debaty.

W ostatnich latach, kilkukrotnie publikacja karykatur Mahometa w prasie zachodniej powodowała wzburzenie świata islamskiego, które prowadziło do przemocy wobec chrześcijan, zabójstw, aktów wandalizmu. Cóż, Europa utożsamiana jest przez wyznawców innych religii z kulturą chrześcijańską.

Często komentarze prasowe w takich sytuacjach zwracają się przeciwko muzułmanom. To prawda, nie wolno zabijać innych dlatego, że zostało się obrażonym. Ale równocześnie, ta zachodnia łatwość drwienia z wiary innych i lekkomyślnego wyszydzania tego, co dla nich najświętsze – przeraża. Mam wrażenie, że ci, którzy mają za nic religię islamu, pogardzają nie tyle wyznawcami Mahometa, ale religią w ogóle, także chrześcijanami.

Dlatego, też najmocniejszy protest przeciwko szyderstwom anty-islamskim powinien płynąć ze strony chrześcijan, szczególnie Kościoła katolickiego.

Chrześcijańska teologia niewątpliwie kieruje wobec islamu krytyczne pytania, czego dobitnym wyrazem było słynne przemówienie Benedykta XVI w Regensburgu w 2006 roku. Tego rodzaju poważna debata, którą zainicjował Papież i która spotkała się z odzewem szerokiego grona duchownych muzułmańskich, jest koniecznym elementem pokojowego współistnienia wielkich religii.

Taka debata, nawet jeśli stawia krytyczne pytania, dokonuje się w atmosferze szacunku wobec rozmówcy; szacunku, który szczególnie bierze pod uwagę to, co dla drugiego człowieka jest najcenniejsze i za co religijny człowiek nierzadko jest gotowy cierpieć, a nawet oddać swoje życie – relacji do Boga. Myślę, że tego właśnie nie rozumieją radośni, choć głupawi twórcy karykatur Mahometa, jak również ci, którzy te karykatury publikują.

My katolicy, znajdujemy się w tej dobrej sytuacji, że w ostatnich dekadach życia Kościoła możemy wskazać na takie przykłady głoszenia Ewangelii wobec islamu, który dokonuje się w atmosferze szacunku dla jego wyznawców: pobyt Karola de Foucauld wśród pustynnych Tuaregów, życie trapistów – męczenników z algierskiego Tibhirine, spotkanie Jana Pawła II z młodzieżą muzułmańską na stadionie w Casablance w 2002 roku, życie tysięcy katolików w krajach islamu.

Te przykłady pokazują, że to nie próba nawracania innych przekreśla możliwość współistnienia różnych religii, ale raczej pogarda bądź lekceważenie dla wiary. Głupawe drwiny karykaturzystów nie służą pokojowi. Zresztą, oni chyba nie rozróżniają miedzy Jezusem, Buddą i Mahometem. Religia to religia, no nie?

Tekst ukazał się dwa lata temu na stronie dominikanie.pl. Poniżej dopowiedzenie autora w kontekście aktualnych wydarzeń.

Dzisiaj hasło „Je suis Charlie” stało się symbolem solidarności Europejczyków i całego świata z ofiarami terrorystycznych zamachów we Francji oraz wyrazem sprzeciwu wobec tego bestialskiego ataku na wartości fundamentalne dla europejskiej cywilizacji. W tym sensie, autor tych słów również może powiedzieć o sobie „Je suis Charlie”.

Równocześnie, sposób podejścia do religii, jaki prezentowała redakcja „Charlie Hebdo”, powinien w nadchodzących miesiącach stać się przedmiotem poważnej i krytycznej debaty.

W kilku minionych dekadach Europa nie potrafiła dostrzec zagrożenia ze strony islamu także dlatego, ponieważ brak szacunku europejskich elit dla religii uniemożliwił obiektywną debatę nad zjawiskiem religii w Europie i rozróżnienie między religią, która jest zagrożeniem dla demokracji i religią, która jest sercem europejskiego eksperymentu kulturowego.

Nie dziwmy się, że europejski nihilizm nie stanowi atrakcyjnej propozycji dla młodych Niemców, Belgów i Francuzów, którzy zamiast tego wybierają wiarę islamu i gotowi są za nią oddać życie w szeregach wojowników Państwa Islamskiego. Do czasu aż Europa odnajdzie własną duszę i kulturową tożsamość oraz przestanie się wstydzić własnej przeszłości i religijnego dziedzictwa, nie będziemy mieli nic porównywalnego do zaofiarowania tym młodym ludziom.

fot. flickr.com / Marty Fortier