Żyjemy w świecie, który potrzebuje mistrza i który przeżywa olbrzymi głód autorytetu. I który, niestety, nie bardzo wie, jak go zaspokoić.

fot. flickr.com / Gonzavision

Jeśli próbuje, robi to zwykle na dziko. Stawia w miejscu autorytetów często tandetne podróbki: sekciarskich guru, idoli popkultury.

Jak zobaczymy, św. Tomasz rozumie rolę mistrza w sposób zrównoważony, a zarazem odważny i – jeśli pamiętać, że chodzi o koncepcję XIII-wieczną – szokująco nowoczesny.

Monastyczny ideał

Gdy myślimy o relacji mistrz-uczeń w średniowieczu, mamy zwykle przed oczyma obraz doświadczonego mnicha udzielającego porad młodym adeptom życia zakonnego. Należy wsłuchać się we wskazówki mistrza, by dotrzeć do skarbów mądrości. Poszukiwanie duchowego poznania polega na powierzeniu swej wolności doświadczonemu przewodnikowi, który poprowadzi nas przynajmniej tak długo, aż sami będziemy mogli stać się pomocą dla kolejnego pokolenia.

Jest to ideał wzrastania w mądrości, który z pewnością znajdziemy w średniowieczu, w tradycji zakonów benedyktyńskich czy szerzej – w tradycji monastycznej. W jakiejś mierze, choć oczywiście na inny sposób, w podobnym kierunku pójdzie potem założyciel jezuitów, św. Ignacy Loyola, proponując poddanie się kierownictwu duchowemu.

Ideał formułowany przez Tomasza jest jednak istotnie inny.

Pomóc – nie zastępować

Według Tomasza są dwa sposoby zdobywania wiedzy. Możemy poznawać rzeczywistość sami, posługując się wlanym nam przez Boga światłem i pierwszymi zasadami. Taki sposób poznawania nazywa się odkrywaniem (inventio).

Możliwe też jest jednak wspomaganie tego procesu przez kogoś z zewnątrz. Wtedy mówimy o nauczaniu (disciplina). Odkrywanie jest z tego względu doskonałe, że ujawnia nasze zdolności i talenty, nauczanie ma zaś inne zalety – pozwala szybciej dotrzeć do wiedzy, której zdobycie zabrałoby nam, pozostawionym bez pomocy, dużo więcej czasu.

Na czym polega nauczanie? Nauczyciel ma poddać umysłowi ucznia znaki (słowa, teksty), za pomocą których uczeń może szybciej przejść proces przebyty wcześniej przez nauczającego dzięki jego własnemu rozumowi bądź dzięki innemu nauczycielowi.

Chodzi przy tym jednak – dochodzę tu do jednego z najważniejszych elementów Tomaszowej koncepcji – o pomoc uczniowi w przejściu procesu poznawania, a nie o jakiekolwiek ograniczanie bądź eliminowanie tegoż procesu przez podanie uczniowi wyłącznie wniosków płynących z poszukiwań. Tomasz jest tutaj bardzo stanowczy. To sam intelekt ucznia musi przyswoić sobie wiedzę, musi zrozumieć. Rola nauczyciela to tylko niesienie pomocy w procesie, który zachodzi w samym studiującym. Dlatego powinniśmy pilnować, by nauczyciel – człowiek – zajmował w nauczaniu właściwe miejsce:

Nie wolno nam nazywać człowieka nauczycielem w tym znaczeniu, że przypisujemy mu pierwszeństwo w nauczaniu, które przysługuje Bogu, jakbyśmy pokładali nadzieję w ludzkiej mądrości, zamiast o tym, co słyszymy od człowieka, zasięgać raczej rady boskiej prawdy przemawiającej w nas poprzez odciśnięcie swojej podobizny, dzięki której możemy wydawać sąd o wszystkim.

Zauważmy: ludzki rozum nazywa Tomasz „radą boskiej prawdy przemawiającą w nas poprzez odciśnięcie swojej podobizny”. Nie wolno nam nauczyciela człowieka stawiać ponad naszym własnym rozumem, bo to rozum jest naszym boskim nauczycielem.

Taki sposób myślenia o naszym poznawaniu, o relacji do nauczyciela człowieka, ma olbrzymie konsekwencje. Skoro największym darem, jaki otrzymaliśmy od Stwórcy, jest nasz rozum, to nie tylko nie wolno nam go zaniedbywać i lekceważyć, ale nie wolno nam się go w żaden sposób wyrzekać. W dochodzeniu do prawdy uznanie czyjegoś autorytetu nie może prowadzić do próby pozbawienia się odpowiedzialności za własne poszukiwania czy wybory. Taka próba musiała być przez Tomasza odbierana jako brak szacunku wobec największego daru od Stwórcy.

Wobec monastycznego rozumienia relacji mistrz – uczeń Tomaszowy sposób myślenia jest rewolucyjny. Podkreśla godność każdego człowieka, domaga się szacunku dla daru intelektualnego światła, którym każdy został obdarzony. Mistrzowi nie wolno w żaden sposób zastępować ucznia w jego własnych poszukiwaniach wiedzy i mądrości. Nauczyciel ma od początku uczyć studenta samodzielności.

Czytać, dyskutować, głosić

Trzeba jednak uczciwie od razu dodać, że przedstawiony ideał był łatwiejszy do zrealizowania w XIII wieku. Moim zdaniem średniowieczny uniwersytet lepiej niż współczesne uczelnie uwzględniał wszystkie elementy istotne w procesie nabywania wiedzy i mądrości. Warto przypomnieć, że najważniejszym wydziałem uniwersytetu, nadającym ton całej instytucji, był wydział teologii. Był on zorganizowany według szkół. Na czele każdej z nich stał mistrz, odpowiedzialny za pracę zespołu, którym kierował. Wymagania wobec mistrza były wyrażone bardzo zwięźle.

W XIII-wiecznych statutach Uniwersytetu Paryskiego znajdujemy tylko trzy czasowniki, które definiują jego obowiązki: legere – disputare – praedicare, czyli dosłownie: czytać – dyskutować – głosić. Za każdym z tych czasowników stała inna instytucja stworzona na potrzeby przekazywania teologicznej wiedzy.

Czytanie oznaczało komentowanie Pisma Świętego, pierwsze spośród zadań średniowiecznego teologa. Było podejmowane przez mistrza w najlepszym czasie w ciągu dnia, rano, na początku wykładów.

Dyskutowanie odnosiło się do organizowanych przez mistrza dyskusji, których przebieg był ściśle określony. Zwykle składały się one z dwóch części. W czasie pierwszej z nich dwóch asystentów mistrza (nazywanych bakałarzami) miało odnieść się do dyskutowanego tematu, sformułowanego zwykle w postaci pytania do rozstrzygnięcia. Każdy z nich miał bronić innego rozwiązania. Mistrz przysłuchiwał się dyskusji ze swej katedry, nie wyrażając swego zdania. Dopiero następnego dnia, w czasie drugiej części, zabierał głos. Prezentował wtedy własne stanowisko na dyskutowany temat (determinatio magistralis), po czym ustosunkowywał się do wszystkich argumentów przeciwnych wobec przyjmowanego przez siebie rozwiązania, a także do argumentów je podtrzymujących, o ile uznawał je za niewystarczające.

Głoszenie oznaczało kazania mistrzów do studentów. W niedziele i święta studenci byli zobowiązani do uczestnictwa w Eucharystii z homilią i w nieszporach z konferencją. Zachowane konferencje św. Bonawentury, wygłaszane w czasie poważnych napięć między teologami a wydziałem artium, na którym święciła tryumfy arabska wykładnia Arystotelesa, świetnie pokazują, jak wielki rozmach miewały liturgiczne wystąpienia mistrzów i jak poważnych problemów czasem dotyczyły.

Jeśli przywołuję tutaj różne sposoby pracy na wydziale teologii Uniwersytetu Paryskiego, to dlatego, że w moim przekonaniu model pracy legere – disputare – praedicare znakomicie wyraża średniowieczną filozofię przekazywania mądrości. Punktem wyjścia ma być wsłuchanie się w teksty Tradycji, spotkanie z autorami natchnionymi. Drugim elementem intelektualnej formacji jest dyskusja, która ma prowadzić do racjonalnego wchłonięcia i rozświetlenia przyjmowanej prawdy. Punktem dojścia jest zaś głoszenie, czyli dane w liturgii świadectwo o prawdzie przejętej z Tradycji i zrozumianej w dyskusji.

Przejęcie Tradycji, jej zrozumienie i danie o niej świadectwa – oto droga, którą mistrz wydziału teologii ma prowadzić powierzonych sobie uczniów. Czy jej opis nie koresponduje z porządkiem określeń zawartych w autodefinicji Jezusa, w której Jezus mówi o sobie: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” (J 14,6)? Najpierw przecież trzeba wyruszyć w poszukiwaniu prawdy (temu służy wsłuchanie się w Tradycję), potem ją zrozumieć, intelektualnie rozświetlić, by wreszcie móc podzielić się nią jako życiodajną mocą.

Wydaje się, że wyłącznie tak bogate rozumienie przekazywania wiedzy i mądrości pozwala odkryć rozumowi jego autonomię bez rozmycia powołania. Jeśli ograniczyć jego zadania wyłącznie do intelektualnej spekulacji, jeśli disputare odciąć od legere i przede wszystkim od praedicare, sposób używania rozumu będzie musiał ulec degeneracji.

Tomaszowe „Principium”

Tak się składa, że posiadamy Tomaszowy komentarz do przedstawionego modelu pracy mistrza na Uniwersytecie Paryskim. Zachował się bowiem tekst tzw. principium, to znaczy mowy inauguracyjnej, którą każdy nowo mianowany mistrz teologii miał obowiązek wygłosić wobec całego wydziału w dniu swojej promocji. W przypadku Doktora Anielskiego mowa musiała zapaść wszystkim głęboko w pamięć, ponieważ ze względu na namiętne kłótnie między mistrzami należącymi do duchowieństwa diecezjalnego a zakonnikami, zdobywającymi katedrę za katedrą na wydziale teologii, Tomasz mógł wygłosić swój wykład tylko dzięki przydzielonej mu przez króla eskorcie łuczników. Akwinata postanowił przy tej okazji skomentować werset Psalmu 103 (13): „Ty skrapiasz góry z wysokości swoich, z owocu dzieł twoich nasyci się ziemia”.

Kanwą dla Tomaszowej interpretacji wersetu psalmu jest myśl pochodząca z pism Pseudo-Dionizego o ustanowieniu przez Bożą opatrzność szeregu stopni pośrednictwa w udzielaniu człowiekowi dobra. Udzielanie dobra, którym jest mądrość, domaga się oczywiście także pewnej hierarchii. Najpierw mądrość spływa więc na wykładowców, których obrazem są w analizowanym wersecie góry, a potem przez ich nauczanie dociera do słuchaczy, przedstawionych w tekście psalmu przez ziemię. Dalej Tomasz charakteryzuje postawę mistrzów i postawę uczniów.

Ze względu na wielkość przekazywanej doktryny ci, którzy są wezwani do pośredniczenia w jej przekazywaniu, powinni być odpowiednio godni. Ich godność ma obejmować trzy aspekty:

  1. „mają górować doskonałością życia, aby byli zdolni do skutecznego głoszenia” („esse debent alti per vitae eminentiam, ut sint idonei ad efficaciter praedicandum”);
  2. „mają być napełnieni światłem, aby byli zdolni do komentowania pism” („Debent esse illuminati, ut idonee doceant legendo”);
  3. mają być wreszcie „przygotowani do odpierania błędów w dyskusji” („Muniti, ut errores confutent disputando”).

Postulaty dotyczące postawy mistrzów są ściśle związane z zadaniami, które mają podejmować (praedicare – legere – disputare). Warto jednak przy tym zauważyć, że zdolność do głoszenia – dawania świadectwa dzięki doskonałości życia – Tomasz sytuuje na pierwszym miejscu. Widać, że wykład przedstawia brat z zakonu kaznodziejskiego.

Jaka powinna być postawa uczniów? Wspomniałem, że zgodnie z Tomaszową interpretacją w komentowanym wersecie reprezentuje ich ziemia. Mają więc być jak ziemia, która jest (1) położona nisko, (2) stabilna i (3) żyzna, a zatem:

  1. „uniżeni przez pokorę” („infimi per humilitatem”), bo „gdzie pokora, tam mądrość” (por. Prz ,);
  2. „mocni przez prawość zmysłów” („firmi per sensus rectitudinem”);
  3. „płodni, by pojęte słowa mądrości przynosiły w nich owoc” („fecundi, ut percepta sapientiae verba in eis fructificent”).

I Akwinata wyjaśnia dalej, czemu każda z tych cech ma służyć:

„Pokora jest w nich wymagana w związku z dyscypliną związaną ze słuchaniem [… ] Prawość zmysłów w związku z osądem rzeczy zasłyszanych [… ] A płodność w związku z inwencją, dzięki której uważny słuchacz na podstawie niewielu danych wiele ogłosi”. Jak widać, i w tym wypadku Tomasz formułuje postulaty pod adresem postawy ucznia, pamiętając o trzech czasownikach określających obowiązki mistrza, tym razem jednak kolejność odpowiada podstawowemu, proponowanemu przez statuty uniwersytetu porządkowi: legere – disputare – praedicare.

Mistrz ma odznaczać się doskonałością życia, potrzebną wiedzą i umiejętnością prowadzenia dysput. Uczeń natomiast ma być pokorny, uważny dzięki prawości zmysłów i kreatywny. Tak wyobraża sobie Tomasz postawy mistrza i ucznia, rozpoczynając nauczanie na Uniwersytecie Paryskim.

Tyran albo Hamlet

Temat niniejszego tekstu został wybrany ze względu na obecny kryzys autorytetu. Kryzys ten wiąże się bez wątpienia z ubóstwieniem ludzkiego rozumu. Epoka nowożytna uczyniła z rozumu najwyższą i ostateczną instancję w poszukiwaniach mądrości. Cóż się jednak okazało? Okazało się, że rozum pozostawiony sam sobie jest albo tyranem, który zachowuje się niesłychanie okrutnie, albo niepewnym siebie Hamletem, nieustannie rozważającym samobójstwo i pozostawienie nas na pastwę niekontrolowanej w żaden sposób irracjonalności.

Mogłoby się w związku z tym wydawać, że słusznym rozwiązaniem byłoby dziś doprowadzenie do abdykacji rozumu, zmuszenie go, by poddał się pod jarzmo autorytetu i zrezygnował ze swych prerogatyw.

Bynajmniej jednak nie jest to droga proponowana nam przez Tomasza i jego uczniów. Wyjściem z obecnej sytuacji nie jest i nigdy nie będzie ani jakikolwiek rodzaj rezygnacji z rozumu i szukanie ukojenia w sekciarskim ubóstwieniu jakiegoś guru, ani narzucenie rozumowi gwałtem jakiejkolwiek wiary. To rozwiązania, które są narkotykami, prowadzącymi wyłącznie do pogłębienia frustracji i niewoli. Chodzi raczej o przywrócenie rozumowi świadomości, że nie został uczyniony, by się adorować, ale by się ofiarować, jak pisał przed laty Charles Journet.

Inaczej mówiąc: by odnaleźć swoją dojrzałość, rozum musi uznać, że jest i ma być darem, że jest stworzony, że jego autonomia – słusznie mu się należąca, jest przecież darem największym, sprawiającym, że jesteśmy na obraz i podobieństwo Boga – jest i pozostanie na zawsze względną autonomią. Uda mu się ją w pełni uzyskać i potwierdzić jedynie wtedy, gdy uzna, że ma swoje źródło i przyczynę w Bogu.

Takiego podejścia do rozumu uczy nas św. Tomasz. Trzeba jednak dodać, że może ono zostać odnalezione wyłącznie wtedy, gdy model przekazywania mądrości będzie, podobnie jak na średniowiecznym uniwersytecie, harmonią trzech elementów: słuchania Tradycji, intelektualnego poszukiwania i świadectwa życia.

Tekst jest fragmentem książki o. Michała Palucha „Dlaczego Tomasz”, wydanej przez Instytut Tomistyczny. Tytuł, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Dominikanie.pl. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa W drodze