Mimo wielu pozytywnych elementów, jest dokumentem nierównym, bo przemilcza ważne kwestie: powszechną seksualizację kobiet i rynek usług seksualnych.
Nie ma zapewne dorosłego Polaka ani Polki, którzy w jakiś sposób – w swojej najbliższej rodzinie bądź wśród sąsiadów i znajomych – nie zetknęliby się z faktem przemocy wobec kobiet, na przykład przemocy domowej. Dla każdego, kto zetknął się z tym problemem jest oczywiste, że takim zjawiskom należy przeciwdziałać na wszelki możliwy sposób zaś ofiary przemocy nie mogą być zostawione same sobie i potrzebują różnorodnej pomocy: zaangażowania i mediacji rodziny, sąsiadów i znajomych, ale także pomocy samorządu i władz lokalnych, policji i sądu.
Dlatego też stworzenie przez Radę Europy – czyli przez organizację zajmującą się przestrzeganiem praw człowieka i grupującą obecnie 47 krajów z Europy i Azji (m.in. Rosja, Ukraina, Turcja, Cypr, Albania, Armenia, Mołdawia, Macedonia, Gruzja, Azerbejdżan, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina) – konwencji dotyczącej przemocy wobec kobiet nie powinno dziwić.
Troska o ofiary
W konwencji jest wiele elementów pozytywnych, których realizacja może przyczynić się do redukcji przemocy wobec kobiet i do konkretnej pomocy ofiarom przemocy. Dokument zobowiązuje swoich sygnatariuszy do walki z wieloma formami przemocy wobec kobiet, m.in. zabójstwami honorowymi, małżeństwami z przymusu, okaleczeniami genitalnymi, przymusowymi aborcjami i sterylizacjami, molestowaniem seksualnym bądź psychicznym.
Ważną częścią konwencji jest troska o ofiary przemocy – dokument zobowiązuje do udzielenia takim kobietom wszelkiej potrzebnej pomocy medycznej, finansowej i prawnej w celu wyjścia z sytuacji przemocy i patologii, uniezależnienia się od sprawcy, uniknięcia powtórnej wiktymizacji.
Ma temu służyć tworzenie schronisk, centrów pomocy medycznej i prawnej, telefonów zaufania, a także pomoc w ekonomicznej niezależności kobiet. W rozdziale dotyczącym profilaktyki znajdujemy wezwanie do tworzenia programów dla sprawców przemocy, które pomogą nauczyć ich „zachowań bez użycia przemocy”. To samo dotyczy tworzenia programów leczenia dla sprawców przestępstw seksualnych.
Nagie reklamy
Mimo obecności wielu pozytywnych elementów, konwencja jest dokumentem nierównym, który przemilcza ważne dla podejmowanego tematu kwestie. Pierwszą z nich, prawie zupełnie nieobecną w tekście dokumentu, jest powszechna w kulturze masowej seksualizacja i uprzedmiotowienie kobiet.
W świecie reklamy i rozrywki kobieta jest przedstawiana nie jako podmiot, ale przedmiot i źródło przyjemności dla mężczyzny; ich obecność w reklamie – często w negliżu, bądź w jednoznacznie seksualnie sytuacji – ma podnieść atrakcyjność reklamowanego produktu. Nie dziwi więc, że jeśli kobietę przedstawia się nieustannie jako przedmiot – często potem tak bywa traktowana i tak nierzadko traktuje sama siebie.
Drugim problemem, o którym konwencja milczy, jest europejski rynek usług seksualnych. Na tym rynku, mniej lub bardziej akceptowanym w większości krajów sygnatariuszy konwencji, towarem – poprzez prostytucję i pornografię – są przede wszystkim kobiety.
Ofiarami jednak są wszyscy, także mężczyźni, którzy uczą się niewierności i rozwiązłości seksualnej. Ich żony, od których mężczyźni będą oczekiwali podobnych zachowań, jak te podpatrzone w klubach nocnych czy filmach pornograficznych. A także ich dzieci, będące ofiarami przestępstw seksualnych, a znacznie częściej ofiarami rozpadających się małżeństw.
Błąd w preambule
Milczenie na temat dwóch zauważonych powyżej tematów nie wynika z tego, że jako międzynarodowy dokument prawny konwencja unika twierdzeń o charakterze etycznym. Jej autorzy nie stronią wcale od mocnych analiz i ocen moralnych i filozoficznych, które mają na celu wyeliminowanie źródeł przemocy wobec kobiet.
To wymowne milczenie w dwóch wskazanych powyżej tematach wydaje się mieć charakter bardziej systemowy: wynika ze złych założeń, wśród których należy wskazać przede wszystkim na charakterystyczne dla współczesnej hedonistycznej kultury przekonanie, że dążenie do przyjemności seksualnej i swoboda seksualna jest podstawowym prawem każdej jednostki, które charakteryzuje europejską demokrację.
Ze złych założeń płynie powierzchowność analizy, jak też proponowanie błędnych środków, które mają wyeliminować przemoc wobec kobiet. Tutaj właśnie dochodzimy do tych elementów konwencji, które czynią z niej dokument niebezpieczny i które w rękach ideologów i fanatyków – tych w instytucjach polskich i europejskich nie brakuje – mogą uczynić wiele szkód.
Preambuła dokumentu zawiera historiozoficzne sformułowanie dotyczące źródeł przemocy wobec kobiet: „Przemoc wobec kobiet jest manifestacją nierównego stosunku sił pomiędzy kobietami a mężczyznami na przestrzeni wieków, który doprowadził do dominacji mężczyzn nad kobietami i dyskryminacji tych ostatnich, a także uniemożliwił pełną poprawę sytuacji kobiet”.
Nieprecyzyjne sformułowania w rodzaju „nierówny stosunek sił między mężczyznami i kobietami na przestrzeni wieków” czy „dominacja mężczyzn nad kobietami” są charakterystyczne dla powierzchownych analiz feministycznych. Nie prowadzą one do zrozumienia historycznych niesprawiedliwości i krzywd, ale raczej służą usprawiedliwieniu proponowanych form inżynierii społecznej.
Żona nie może zostać w domu
Skoro bowiem już ustalono, że ludzka historia może być strukturalnie zrozumiana jako historia dominacji mężczyzn nad kobietami, konwencja zobowiązuje sygnatariuszy do wprowadzenia głębokich zmian kulturowych: „Strony podejmą działania niezbędne do promowania zmian wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn”.
Brak precyzji sformułowań i ich podatność na różnorakie interpretacje idzie w parze z groźnymi wezwaniem do wspieranej przez struktury państwa rewolucji obyczajowej: należy wykorzenić zwyczaje i tradycje oparte na „stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn”. A więc: decyzja wielu małżeństw, że żona zostaje w domu, żeby opiekować się dziećmi, podczas gdy mąż pracuje, jest z całą pewnością w rozumieniu dyskutowanego dokumentu formą „stereotypowego modelu roli kobiet i mężczyzn” i powinna być wykorzeniona, gdyż służy dyskryminacji kobiet.
Narzędzie rewolucji
W preambule czytamy także, że przemoc wobec kobiet ma „charakter strukturalny” i stanowi „jeden z podstawowych mechanizmów społecznych, za pomocą którego kobiety są spychane na podległą wobec mężczyzn pozycję.” Dlatego też konwencja wielokrotnie powtarza sformułowanie, że podstawowym sposobem wykorzenienia przemocy wobec kobiet jest równouprawnienie kobiet, walka z dyskryminacją i „wzmocnienie pozycji kobiet”.
Tego rodzaju zapisy, niejasno sformułowane i bez precyzyjnych definicji, mogą spowodować, że dokument nie stanie się rzeczywistym narzędziem walki z istniejącymi formami przemocy wobec kobiet, chociażby rynkiem usług seksualnych, i realną formą pomocy ofiarom przemocy.
Stanie się za to narzędziem rewolucji obyczajowej i inżynierii społecznej, w której – w imię wymyślonego i wyolbrzymionego przez radykalny feminizm konfliktu płci – będzie chodziło o konstruowanie różnego rodzaju kwot obecności kobiet w różnych gremiach, o tropienie wyimaginowanych form braku równouprawnienia, nadzorowanie różnych instytucji społecznych (także instytucji religijnych i kościołów) pod kątem obecności kobiet oraz o pozbawianie mężczyzn ich „pozycji dominacji i wyższości”.
fot. flickr.com / miuenski