Z problemami, z którymi mierzą się dziś psychoterapeuci, wcześniej radzili sobie księża. Dziś rodzina z poszarpanymi relacjami nie uczy, jak budować bliskie więzi. Nie jest też odpowiednią przestrzenią do radzenia sobie z problemami, które przynosi życie.

Rozmowa z o. Tomaszem Gajem OP:

Spotkanie religii i psychologii miało burzliwe początki. Twórca psychoanalizy Freud utrzymywał, że religia jest zbiorową nerwicą ludzkości. Jak to wygląda dzisiaj?

Psychologia ma krótką historię, lecz długie dzieje. Zaczęło się od Freuda, ale człowiek przez wieki pragnął zrozumieć siebie. Od mniej więcej stu lat psychologia próbuje ująć to w ramy naukowe. Wcześniej nie trzeba było tego robić, bo religia wszystko opisywała i tłumaczyła. Historia relacji – a właściwie napięcia – między psychologią a religią to historia napięcia między psychoanalizą a religią.

W obu dziedzinach chodzi o zejście w głąb człowieka po to, by pójść do przodu. Skąd więc to napięcie?

Lubię stwierdzenie, że psychologia wzmacnia ego, a religia pozwala je opuścić, przekroczyć. Psychologia koncentruje się na człowieku, a religia chciałaby człowieka wyprowadzić z siebie. Jeśli tak to się ujmie, to jest pewna opozycja.

Natomiast jeśli dostrzeże się, że człowiek jest drogą do Boga – w tajemnicy wcielenia – wtedy ta opozycja ginie. Bóg, stając się człowiekiem, włącza naszą naturę w obszar swojego życia. Czasem chcielibyśmy pójść na skróty: oddać Bogu kota w worku. Nie wiem, jaki jestem z moim słabym, kruchym ego. A najczęściej Bóg mówi: „Zobacz, jaki ty jesteś piękny, zobacz siebie, zrozum siebie, przyjmij siebie, bo Ja cię przyjmuję”. Dopiero wtedy otwiera się przestrzeń dla świadomego i wolnego daru z własnego życia.

Czy można zaryzykować twierdzenie, że rozkład rodziny sprzyja rozwojowi psychologii?

Psychologia to znacznie szersza dziedzina niż psychoterapia. Słabość rodziny, słabość wszelkich relacji wpływa bardziej na rozwój psychoterapii. Z problemami, z którymi mierzą się dziś psychoterapeuci, wcześniej radzili sobie księża. I była rodzina, często wielopokoleniowa, w której człowiek uczył się, czym są bliskość i zależność, ale również autonomia i odrębność. Poza tym można było porozmawiać, poradzić się czy po prostu się wypłakać.

Dziś rodzina z poszarpanymi relacjami nie uczy, jak budować bliskie więzi. Nie jest też odpowiednią przestrzenią do radzenia sobie z problemami, które przynosi życie. Jeśli ktoś wychowuje się w domu, w którym nie ma mocnych więzi, idzie w świat, napotyka wyzwania i przeżywa kryzysy. Zmaga się podwójnie: z napotkanym problemem oraz z brakiem umiejętności radzenia sobie z nim, wyniesionym z domu rodzinnego. Tutaj psychoterapia może przyjść z pomocą.

Czym kierować się przy wyborze psychoterapii i jak unikać pułapek?

W Polsce nie ma ustawy o zawodzie psychoterapeuty. Dałbym dwie wskazówki co do wyboru terapii. Dobrze wiedzieć, czy psychoterapeuta ma certyfikat nadany przez jakieś towarzystwo psychoterapeutyczne, w jakiej szkole jest wykształcony, czy pracuje pod czyjąś kontrolą.

Poza tym jeśli ktoś poleca sprawdzonego przez siebie terapeutę, łatwiej o zaufanie. Niektórzy boją się pójść do psychoterapeuty, bo obawiają się, że będzie namawiał ich do czegoś niemoralnego (np. będzie polecał rozwód). Rzeczywiście, czasami dochodzi do konfliktu moralnego, którego psychoterapia nie rozwiązuje.

W moralności mówimy o grzechu. Natomiast terapeuta szuka znaczenia czynu, przyczyny, emocjonalnego konfliktu stojącego u korzeni, bez jego oceny. Na przykład psychoterapeuta małżeński będzie próbował pomóc parze w zrozumieniu ich kryzysu, konfliktów czy napięć, ale nie będzie ani za tym, by dalej ze sobą byli, ani za tym, by się rozeszli. Jego zadaniem będzie towarzyszenie małżeństwu, żeby samo w wolny i odpowiedzialny sposób podjęło decyzję.

Czy nie wkrada się tu relatywizm moralny?

Tak, ale pierwszeństwo zrozumienia nad oceną to jedynie środek do osiągnięcia celu. Głównym pytaniem w psychoterapii jest odnalezienie przyczyny cierpienia pacjenta nie po to, by go ocenić, ale po to, by mu pomóc. Sakrament spowiedzi pozwala nam uwolnić się od grzechu, ale nie kładzie nacisku na przyczyny, a są one istotne, jeśli chcemy zmienić nasze zachowanie.

Proszę psychoterapeutę o pomoc, bo nie rozumiem, dlaczego coś robię. Na przykład, dlaczego małżeństwo nie potrafi przestać się kłócić, mimo że nieustannie sobie to obiecuje, spowiada się, postanawia poprawę. Potrzebują zrozumieć to, co jest dla nich niezrozumiałe, aby mieli więcej wolności i mogli to zmienić.

Ludzie wierzący boją się psychoterapii z obawy, że ona rozmontuje ich wiarę. Rzeczywiście psychoterapia jest niebezpieczna dla religijności niedojrzałej, która bardziej służy naszym potrzebom, niż szuka Boga. Ludzie obawiają się pytań, które zmuszą do zastanowienia się nad istotą ich religijności. Jednak otwarte podejście może być szansą na odkrycie, dlaczego robię to, co robię. Dlaczego się modlę? Czy dlatego, żeby mi było lepiej w życiu, czy dlatego, żeby nie być chorym, samotnym? Czy dlatego, że odkryłem Boga?

Jak ma się poczucie winy do wyrzutów sumienia?

To jest kwestia użycia dwóch języków. Na przykład „poczucie winy” i „samorealizacja” to język psychologiczny, a „wyrzuty sumienia” i „dążenie do świętości” to język religijny. Poczucie winy i wyrzuty sumienia opisują zjawiska bardzo sobie bliskie. Dlatego dobrą drogą jest współpraca duszpasterzy i psychologów, a nie ich rywalizacja.

Ksiądz powinien mieć na tyle wiedzy psychologicznej i samoświadomości, aby umiał odróżnić problem duchowy od problemu emocjonalnego. Jeśli duchowny widzi, że ktoś mimo spowiedzi ma nieustanne poczucie winy i jest ono nieadekwatne do grzechu – potrafi powiedzieć, że jest to problem emocjonalny, a nie duchowy.

Czym różni się pomoc psychologa od pomocy duszpasterza?

Zarówno do psychoterapeuty, jak i do księdza przychodzi człowiek z historią swojego życia, problemami w relacjach z innymi, z samym sobą i z Bogiem. Duszpasterz będzie chciał doprowadzić tę osobę do lepszego kontaktu z Bogiem. Natomiast terapeuta stawia sobie taki cel, z jakim przychodzi pacjent, czyli nazwania emocji.

Co jest powodem szukania pomocy u psychoterapeuty?

Cierpienie. Rodzaj dyskomfortu, który mówi: „To już za dużo. Nie chcę tak żyć. To mnie boli”. Psychoterapia to nie jest kupowanie uwagi czy przyjaźni. Jeżeli czuję się samotny i idę na psychoterapię, to nie dlatego, żeby mnie ktoś posłuchał, ale po to, żeby zdobyć narzędzie i wyruszyćżycie tak, by nie być samotnym, by szukać ludzi, z którymi mogę się związać, wejść w relacje, zaprzyjaźnić się.

Jest Ojciec psychologiem i duchownym. Co jest najistotniejsze w dojrzewaniu każdego człowieka – niezależnie od tego, czy jest się zakonnikiem, zakonnicą, świeckim czy małżonkiem?

Najważniejsza jest otwartość. Mimo różnorodności dróg, jeśli jestem otwarty na to, co przynosi mi życie, na to, co Bóg chce mi dać, na odkrywanie nowych rzeczy, na tradycję, która została mi dana – to jest to nieustanny rozwój.   

Rozmawiała Magdalena Pajkowska

 

takRODZINIE_winieta

 

Tekst rozmowy ukazał się w miesięczniku „Tak Rodzinie” 10/2014, wydawanym przez zgromadzenie Sióstr Loretanek. 

fot. flickr.com / Jose Padin