Grzechy seksualne należy wyznawać tak, jak wszystkie inne. Czyli: konkretnie i krótko, ale w pełny sposób.
Spowiedź z grzechów dotyczących szóstego przykazania obrosła legendą. Z jednej strony można usłyszeć skargi penitentów na księży, którzy w konfesjonale obsesyjnie dopytują się o sprawy związane z seksem. Z drugiej strony są anegdoty opowiadane przez spowiedników, którzy cytują słowa penitentów starających się w karkołomny sposób ukryć grzechy dotyczące sfery seksualnej, używając pozornie niewinnych, niewiele mówiących sformułowań. To pokazuje, jak trudne dla obu stron może być spotkanie w konfesjonale i wyznanie grzechów intymnych.
Założenia, o których trzeba powiedzieć
Pierwsze założenie, pozornie oczywiste, jest takie, że zarówno penitent, jak i spowiednik poważnie podchodzą do sakramentu pojednania. Oznacza to, że wspólnie odwołują się w nim do Bożego miłosierdzia, które przykryje ludzkie grzechy, a jednocześnie szukają dróg, na których człowiek wsparty łaską Bożą spróbuje oderwać się od swoich ułomności. Nie ma więc sensu, by poniższy tekst czytał ktoś, kto do spowiedzi przystępuje okazjonalnie, a największą radość sprawia mu głuchy ksiądz pospiesznie załatwiający kolejnych penitentów. Jeśli ktoś chce pójść na skróty i zastanawia się nad tym, jakich sformułowań użyć, by jak najmniej powiedzieć, niech da sobie spokój z dalszym czytaniem.
Drugie założenie będzie przypomnieniem kolejności dziesięciu przykazań. Słuchając spowiedzi, czasem natrafiam na ludzi, którzy wyznają grzechy przeciwko szóstemu przykazaniu, po czym milkną. Po krótkiej rozmowie okazuje się jednak, że sporo nagrzeszyli w innych obszarach swego życia, ale grzechy dotyczące sfery seksualnej tak dominują w ich emocjach i poczuciu bycia grzesznym, że przysłaniają wszystkie inne. Wówczas dla spowiadającego się to, że wywołuje w domu awantury, że z powodu lenistwa zawala swoje obowiązki, a kłamstwo stało się dla niego normalnym sposobem komunikacji, nie ma większego znaczenia.
W tym kontekście jestem zwolennikiem zasady, że nieprzypadkowo grzechy dotyczące sfery seksualności znajdują się na szóstej pozycji, a nie na pierwszej. Dekalog poprzedzony jest przykazaniem miłości Boga i bliźniego, tak więc relacja z Bogiem, pragnienie przystępowania do sakramentów, karmienie się słowem Bożym, osobista modlitwa oraz budowanie pięknych relacji z bliźnimi bardziej powinny nas zajmować niż kwestia zażywania takiej czy innej rozkoszy cielesnej.
Nie od rzeczy będzie przypomnieć dla równowagi, że ludzka seksualność nie jest grzechem ani zasadzką diabła, tylko zamysłem i darem Bożym. Skoro człowiek został stworzony w raju jako mężczyzna i kobieta, to w ludzkim ciele widoczne są różnice płciowe, hormony pchają go ku seksualnemu zaspokojeniu, a mówienie o erekcji i orgazmie nie jest domeną seksuologa z kolorowych czasopism. Niektórzy ludzie traktują co prawda seks jak wesołe miasteczko, w którym szukają taniej i szybkiej rozrywki, mocnych przeżyć i ekstatycznych uniesień, nie znaczy to jednak, że ta sfera tylko do nich należy. Głęboka wiara nie stoi w sprzeczności z satysfakcjonującym życiem seksualnym.
Trzecia uwaga dotyczy wstydu i zażenowania, które zazwyczaj towarzyszą wyznawaniu grzechów nieczystych. Dla większości ludzi mówienie o swoich bardzo intymnych sprawach jest krępujące. Wstyd jest tu zjawiskiem naturalnym i całkowicie zrozumiałym. „Dziwne by było, gdybyś się nie wstydził” – mówię czasem do spowiadających się, zapewniając, że Pan Bóg otoczył sferę tak niezwykle delikatną i piękną, a jednocześnie tak podatną na zranienia uczuciem wstydu, by ją chronić przed wzrokiem i słuchem ciekawskich.
Ekshibicjonizm jest w moich oczach dewiacją, bez względu na to, czy biedny człowiek odkrywa swoją nagość przed oczami zaskoczonych przechodniów, czy też chwali się w mediach, z kim i w jakich pozycjach współżył. Odmienność spowiedzi polega na tym, że nazwanie grzechu jest drogą do pojednania z Bogiem, koniecznym etapem do oczyszczenia i przezwyciężenia grzechu. Zło musi być nazwane, jeśli ma być odpokutowane, jeśli ma być przebaczone.
Myśli nieczyste
Konsekwencją stworzenia przez Boga płciowości oraz powierzenia jej człowiekowi jako skarbu, z którego trzeba umiejętnie korzystać, jest to, że nie każdy przejaw seksualności jest grzechem. Jest przecież czymś normalnym, że człowiek ma myśli erotyczne, że odkrywa w sobie pociąg seksualny.
Jeśli mężczyźnie podoba się kobieta, jeśli jej piękno przyciąga jego wzrok albo nawet odkrywa on w sobie, że pragnąłby z nią obcować seksualnie, nie jest to jeszcze grzechem. Jeśli kobiecie przyśni się nagi mężczyzna albo ma wielką ochotę, by się przytulić do przystojnego faceta, nie jest to równoznaczne z tym, że zgrzeszyła przeciwko czystości. Takie sytuacje oznaczają tylko, że są oni normalnymi ludźmi.
Poczucie głodu nie oznacza, że ktoś zgrzeszył obżarstwem, to, że mam ochotę dać w szczękę komuś, kto mnie zirytował, nie świadczy o tym, że pałam ku niemu nienawiścią, z tego, że podoba mi się samochód kolegi i bardzo chciałbym mieć taki sam, nie wynika, że jestem człowiekiem chciwym albo złodziejem.
Kiedy zatem trzeba się wyspowiadać z myśli erotycznych, kiedy stają się one nieczyste? W dwóch sytuacjach. Gdy fantazje erotyczne są przez kogoś świadomie prowokowane, by wywołać podniecenie (na przykład przez oglądanie pornografii lub dobrowolne przywoływanie wyobrażeń), lub wtedy, gdy świadomie i dobrowolnie pragnie on dokonać czynu grzesznego, ale z takich czy innych powodów do niego nie dochodzi.
Jeśli pan X ma ochotę przespać się z panią Y i niechybnie by to zrobił, ale pani Y zdecydowanie zbywa jego zaloty i propozycje, to choć do aktu seksualnego nie doszło, w swoim sercu pan X już zgrzeszył, bo zdecydował się na taki akt, a tylko niechęć pani Y spowodowała, że zamiar nie został zrealizowany.
Jak się spowiadać
Grzechy seksualne należy wyznawać tak, jak wszystkie inne, czyli według sprawdzonej zasady: konkretnie i krótko, ale w pełny sposób. Dobrze jest na początku spowiedzi w dwóch słowach się przedstawić, by spowiednik wiedział, czy ma do czynienia z kawalerem czy rozwodnikiem, panną czy mężatką, osobą samotną czy żyjącą w zakonie.
Już w czasie rachunku sumienia warto pomyśleć o tym, jak nazwać grzech, by słuchający wyznania kapłan miał szansę zrozumieć, co rzeczywiście zaszło. Liczenie na to, że przy kratkach konfesjonału uda się to zrobić precyzyjnie, jeśli nie udało się to wcześniej, zakończy się zapewne fiaskiem i koniecznością doprecyzowania w trakcie rozmowy ze spowiednikiem.
Mówienie bowiem, że „postąpiłem nieczysto”, jest terminem tak szerokim, że nie wiadomo, czy chodzi o grzechy dotyczące erotyki człowieka, czy też nieczystych intencji podczas służenia komuś pomocą, czy nieczystego zagrania w negocjacjach biznesowych.
Również stosowanie eufemizmów w rodzaju „oglądałem brzydkie rzeczy”, „byłam nieskromna” albo „mam na sumieniu te rzeczy”, stawia spowiednika w niezręcznej sytuacji. Nawet stwierdzenie „popełniłem cudzołóstwo” jest zbyt szerokie i jeśli nie zostanie doprecyzowane, spowiednik nie będzie wiedział, co się stało. Lepiej więc zdobyć się na wyznanie, w którym jasno będzie powiedziane, że miało miejsce prowadzenie rozmów na tematy erotyczne, oglądanie pornografii, grzech autoerotyzmu, akt pettingu czy współżycie seksualne.
Warto przy tym podać okoliczności czy kontekst danego czynu, sam grzech można bowiem nazwać identycznie, ale jego ciężar i idąca za nim wina bardzo mogą się różnić. Choć używa się tych samych terminów w odniesieniu do różnych czynów niezgodnych z przykazaniem, czymś innym jest pikantna wymiana zdań podczas imprezy, czymś innym wchodzenie na czaty erotyczne czy zatrzymanie się na filmie erotycznym podczas przeskakiwania po kanałach, a czymś innym systematyczne gromadzenie wydawnictw pornograficznych i obsesyjne ich przeglądanie, czymś innym jednorazowe samozaspokojenie, a czymś innym nałogowy onanizm, czymś innym incydentalna zdrada współmałżonka, a czymś innym akt współżycia z kimś, z kim od dawna się romansuje… Czymś jeszcze innym będzie nie tylko uleganie pokusom erotycznym, ale czerpanie z nich zysku albo uwodzenie czy gorszenie bliźnich.
Zatem im konkretniejsze będzie nazwanie zła i jaśniejsze podanie kontekstu, tym spowiednikowi łatwiej będzie rozeznać się w sytuacji i coś sensownego doradzić.
Z drugiej strony nie należy przesadzać z wchodzeniem w szczegóły w trosce o to, by spowiednik nie miał żadnych wątpliwości, w jaki sposób ktoś zgrzeszył. Zdarzają się bowiem ludzie, którzy z lubością potrafią opowiadać, w jakich okolicznościach każdy poszczególny grzech nieczysty się dokonał, jaki miał przebieg i kto, kogo, ile razy… Jeśli ktoś zgrzeszył wielokrotnie w podobny sposób, nie musi opowiadać szczegółów każdego przypadku, wystarczy, że powie, iż zdarzało mu się to często.
Podawanie liczby grzechów ma sens, o ile rzeczywiście coś wnosi do sprawy, jest istotną informacją o wadze problemu, z którym grzesznik się boryka. Jednak próba przypomnienia sobie po kilku miesiącach, ile razy jakiś mężczyzna z pożądliwością popatrzył na kobietę (bo w rachunku sumienia było pytanie „ile razy?”), jest oczywistym absurdem. Nikt normalny nie jest w stanie policzyć ani zapamiętać, czy popełnił dany grzech 83 czy 97 razy, a podawane podczas spowiedzi liczby są wzięte z sufitu.
Jeśli ktoś naprawdę chce się sensownie wyspowiadać i popracować nad swoim nawróceniem w przestrzeni dotyczącej szóstego przykazania, sensowne może się okazać poszukanie w księgarniach czy w internecie pozycji, które powiedzą coś więcej na ten temat, a nie będą jedynie katalogiem wykroczeń. Dobrze jest dotrzeć do tekstów zawierających uzasadnienie, dlaczego coś jest złem, a co jeszcze ważniejsze takich, które przedstawią pozytywną wizję ludzkiej płciowości. Łatwiej się spowiadać i walczyć o poprawę, jeśli człowiek jest wewnętrznie przekonany o moralnej niegodziwości danego czynu, niż wtedy, gdy tylko się dowiedział, że jest on według nauczania Kościoła grzechem. Taka lektura będzie też pomagała nazywać grzechy, zapozna człowieka z terminami, dzięki którym łatwiejsze będzie ich wyznanie podczas spowiedzi.
O co wolno pytać
Sprawą, która budzi czasem wielkie kontrowersje w trakcie spowiedzi dotyczącej spraw erotycznych są pytania zadawane przez spowiednika. Niejednokrotnie spotkałem się z przekonaniem, że księży nic więcej nie interesuje, tylko sprawy seksu. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana.
Kapłan słuchający spowiedzi przedślubnej człowieka, który ostatnio klękał przy konfesjonale kilkanaście lat temu, a na mszy świętej bywał sporadycznie, ma prawo się zdziwić, że penitent nie popełnił żadnego grzechu dotyczącego szóstego przykazania. Oczywiście jest to teoretycznie możliwe, ale praktyka mówi, że to raczej spowiadający się zapomniał w stresie o tych grzechach, krępuje się je wyznać lub w swoim sumieniu nie traktuje współżycia przedślubnego jako ciężkiego wykroczenia.
Czasem w trakcie wyznawania innych grzechów zdarza się spowiednikowi usłyszeć coś, co sugeruje mu, że jednak nie ma do czynienia z kimś, kto od lat nie podjął żadnej aktywności seksualnej. Penitent wspomina na przykład, że zdradził swoją dziewczynę albo że narzeczona jest w ciąży. Spowiednik, w trosce o integralność wyznania grzechów i ważność spowiedzi może delikatnie sformułować pytanie. Byłoby jednak dobrze, aby zastosował wtedy zasadę „szóste nie jest pierwsze” i nie zaczynał od kwestii seksualnych, ale najpierw omówił te kilka czy kilkanaście lat bez spowiedzi.
Inna sytuacja, która prowokuje spowiednika do pytań, to wspomniana wyżej nieprecyzyjność pojęć użytych przez spowiadającego się. Spowiednik ma prawo pytać nie tyle o szczegóły danego grzechu, co o jego rodzaj. Zadaniem kapłana siedzącego w konfesjonale jest rozeznać, czy ma do czynienia z grzechem lekkim czy ciężkim, czy ma prawo po danym przewinieniu udzielić rozgrzeszenia, czy też nie może tego uczynić.
Pod pojęciem „nieczystego spojrzenia” może się kryć przelotny zachwyt nad urodą kobiet czy mężczyzn albo notoryczne korzystanie z pornografii. Pod pojęciem kontaktu intymnego może się kryć przytulenie do partnera albo wielokrotna zdrada małżeńska. Pod pojęciem pożycia małżeńskiego niezgodnego z nauką Kościoła może się kryć stosunek przerywany albo spirala wczesnoporonna.
W każdym z tych przypadków inna będzie rozmowa, inna nauka, inna pokuta, spowiednik udzieli rozgrzeszenia albo będzie musiał stwierdzić, że najpierw penitent musi spełnić pewne warunki, by było to możliwe.
Zdarzyło mi się kiedyś, że spowiadająca się kobieta nie chciała powiedzieć nic poza tym, że popełniła grzech nieczysty. Na początku nie dowiedziałem się od niej, jaki to był rodzaj grzechu, czy był on jednorazowy, czy też permanentny, ani nawet, jaka jest jej wola, jeśli chodzi o jego przezwyciężenie. Penitentka zasłaniała się poszanowaniem prywatności i nie miała zamiaru uchylić rąbka tajemnicy. Postawiło mnie to w bardzo kłopotliwej sytuacji, nie mogąc bowiem nic rozeznać, a co za tym idzie, nie wiedząc, jak postąpić, nie mogłem udzielić rozgrzeszenia.
Czymś natomiast absolutnie niewłaściwym jest dopytywanie się przez księdza o szczegóły techniczne, które zaistniały w trakcie grzechu. Penitent spytany o sposoby masturbacji, pozycje w trakcie współżycia, uczucia towarzyszące takim czy innym aktom seksualnym, poziom satysfakcji wynikający z aktywności seksualnej ma prawo powiedzieć, że nie stanowi to istoty spowiedzi, nie wpływa też na ciężar grzechu, i odmówić udzielenia odpowiedzi.
Jeśli ktoś natrafi na kapłana, który ma obsesję na punkcie seksu i nachalnie dopytuje się o takie szczegóły, może odmówić rozmowy, a nawet przerwać spowiedź i poszukać bardziej zrównoważonego spowiednika.
W trakcie spowiedzi pytania mogą być krępujące nie tylko dla penitenta. Bywa, że osoba spowiadająca się chce o coś zapytać. Rzeczą zrozumiałą jest pytanie o kryteria rozeznawania danego grzechu: czy dany rodzaj aktywności seksualnej jest grzechem, czy nie, czy należy to przewinienie traktować jako ciężkie, czy lekkie, gdzie przebiega granica między tym, co wolno, a co należy traktować jako grzech. Spowiednik w takim wypadku powinien jak najprościej określić takie kryteria.
Krępujące natomiast jest domaganie się od spowiednika, by słuchał drobiazgowego opowiadania o szczegółach czyjejś aktywności seksualnej. Najczęściej takie wyznania dotyczą ludzi, którzy męczeni są skrupułami i chcą zyskać pewność, że niczego nie zataili, że wyznali wszystkie grzechy i niczego nie pominęli. Męczący też mogą być penitenci, którzy czerpią dziwną satysfakcję z detalicznych opisów tego, co wydarzyło się w ich sypialni. Spowiednik ma prawo takie dywagacje przerwać i zdyscyplinować penitenta.
Bliskość z Bogiem
Na koniec pozwolę sobie na ogólną refleksję. Coraz częściej zdarzają się spowiedzi wymagające nie tyle rozmowy o kwestiach moralnych, rozstrzygania tego, co dobre, a co złe, ile podejmowania kwestii dogmatycznych, tzn. ustalenia, czy penitent jest chrześcijaninem, czy prócz wiary w Boga i emocjonalnego przeżywania modlitwy i sakramentów, nawiązuje świadomy kontakt z Jezusem Chrystusem, czy dobrowolnie otwiera w sercu szczelinę na powiew Ducha Świętego.
Każdemu przygotowującemu się do spowiedzi z grzechów przeciwko szóstemu przykazaniu doradziłbym zatem, by zadbał o swoją wiarę, by była ona żywa, nieustannie dojrzewająca, tęskniąca za bliskością z Bogiem. Pragnienie zjednoczenia z Jezusem, chodzenia Jego drogami, będzie doskonałym fundamentem do znalezienia sposobu na wyznanie grzechów seksualnych oddalających grzesznika od Miłosiernego.
Cenisz naszą pracę?Tekst ukazał się w Miesięczniku “W drodze” (nr.2/2012)
fot. flickr.com / Allen Ellison