Rzecz ważna: nie bycie gorszym, skazanym na porażkę, żałosnym i godnym pogardy.
Przy tej cnocie aż ciśnie się na wyobraźnię średniowiecze i jego system polityczno-społeczny. Pokora jest królową cnót, a jej królestwem jest sfera duchowa człowieka. Pozostałe cnoty: trzy – których księstwa leżą w krainie materii, oraz dwie – które władają ziemiami psychiki, są lenniczkami pokory. A radość, strażniczka pogranicza, pełni rolę namiestnika królowej.
Pokora od każdej ze shołdowanych ziem i swojej przedstawicielki przyjmuje legat. Jest nim podobieństwo do każdej z cnót, jakie odnajdziemy w pokorze.
- Pokora jak umiarkowanie pozwala uznać naszą słabość.
Rzecz ważna: nie bycie gorszym, skazanym na porażkę, żałosnym i godnym pogardy. Słabym. Dziecko też jest słabe, ale w matce czy ojcu na ogół nie rodzi to pogardy wobec maleństwa, tylko pragnienie udzielenia mu wsparcia i pomocy w nabraniu sił.
fot. Michael Quinn
Pierwsza lista cech brzmi jak wyrok – stwierdzenie mówiące o słabości daje nadzieję, z tym można sobie poradzić. Czy to przyjmując pomoc, czy to pracując nad sobą, czy to robiąc obie te rzeczy na raz. To, że ktoś słaby upada, jest normalne i wliczone w koszta rozwoju. Najważniejsze, żeby wstał, otrzepał się i próbował nadal.
- Pokora jak czystość daje poznanie prawdy.
Cnota ta ma w sobie coś z rezolutnego pięciolatka: łączy prostotę widzenia i przekazu z olbrzymią trzeźwością. Pokorny człowiek potrafi wykrzyknąć: „Król jest nagi!”, na pytanie: „Co to jest cud?”, odpowiedzieć: „Ja”, a jednocześnie widząc własny błąd, powiedzieć: „Przepraszam”. I do tego nawet zmienić niewłaściwe postępowanie lub próbować to zrobić.
- Pokora jak hojność uczy zawierzenia Bogu.
Jeśli podczas wspinaczki chcemy mieć możliwość bezpiecznego oderwania się od ściany wszystkimi czterema kończynami i nie trzymania się jej nawet zębami, potrzebujemy liny i kogoś, na czyją asekurację możemy liczyć.
Pokora jest możliwa dzięki temu, że na szczycie stoi krzyż, do którego jesteśmy przywiązani liną Ducha, i nawet jeśli ściana będzie zbyt stroma lub my zbyt słabi, On nas pociągnie ku sobie.
- Pokora jak opanowanie sprawia, że stajemy się ludźmi pojednania i pokoju.
Znając swoją nieskończoną wartość w oczach Boga, człowiek pokorny nie musi już nic nikomu udowadniać. Dzięki temu ma „wolne moce przerobowe”, by służyć innym, co ważne – zwłaszcza słabszym.
Stając po stronie prawdy, wskazuje, gdzie ona jest, ale też pokazuje, że istnieje obiektywny system wartości i nie trzeba już zagryzać drugiego, żeby zwyciężyło „najmojsze”.
- Pokora jak wdzięczność sprawia, że widzimy siebie w prawdzie.
Najlepiej ilustruje to anegdotka z zakresu tematyki damsko-męskiej. Otóż była sobie pewna para, o wyglądzie pana nic nie wiem, pani miała nogi sprawne, ale z gatunku zbytnich. Miały na sobie zbyt dużo tłuszczyku i zbyt dużą krzywiznę. Oczywiście pani bardzo cierpiała z tego powodu, ale do czasu. Otóż któregoś dnia pan wchodzący za nią po schodach wydobył z siebie głębokie a szczere westchnienie: „Jak ja kocham te twoje grube, krzywe nogi”. Kompleksy zniknęły, jak ręką odjął.
Osoba pokorna widzi swój odpowiednik fizyczny lub duchowy „grubych, krzywych nóg”, ale nie załamuje się z tego powodu. Nie widzi też powodu do wywyższania się, jeśli te „nogi” są smukłe i zgrabne. Bóg dał, Bóg nie dał – niech imię Pańskie będzie pochwalone. W końcu On kocha mimo wszystko.
- Pokora jak radość pozwala zwyciężyć w czasie próby.
Abba Antoni miał kiedyś wizję wszystkich diabelskich pułapek rozciągniętych na ziemi. Przeraził się bardzo, gdyż były bardzo gęste i bardzo przemyślne. Pomyślał sobie w duchu: „Któż może je wszystkie ominąć?”. I wtedy Pan mu odpowiedział: „Pokora”.
I ta właściwość jest ściśle związana z tytułem królewskim tej cnoty.
O tym, że królowa jest tylko jedna, decydują dwie cechy, tylko jej właściwe:
- Jest cnotą sfery duchowej, czyli tej, która decyduje o naszym statusie bytów zdolnych do relacji z Bogiem.
- Jest „miłością mądrości, która pozwala dosięgnąć Boga”, jak ujmuje to Ewagriusz z Pontu.
Istotą pokory jest całkowite skupienie się na Bogu. I nie chodzi teraz o to, żebyśmy wszyscy wzorowali się na lekko autystycznym informatyku, dla którego świat znika, kiedy szuka „baga” w programie.
fot. Rayi Christian W
Chodzi raczej o taniec, a dokładniej takie dostrojenie się do muzyki i partnera, by stworzyć doskonałą harmonię, w której bez słów potrafi się odnaleźć we właściwym momencie właściwy krok i miejsce. Jest to szkoła wewnętrznego życia Trójcy, o którym Ojcowie Kościoła pisali, że jest perychorezą, czyli tańcem. To tylko metafora, ale jak każda z nich przybliża nas do rzeczywistości.
A żeby obraz ten stał się dla was czytelniejszy i bardziej wymowny, wspaniała scena tanga z „Zapachu kobiety”. I widoczna w niej jak na dłoni cecha, której potrzebujemy w relacji z Bogiem jak powietrza – trzeba zaufać Temu, kto prosi nas do tańca. I pozwolić Mu się zaskoczyć…
fot. flickr.com/Louis Vest