Rozmowa dotyczy współpracy ojca Mieczysława Krąpca ze Służbą Bezpieczeństwa.

Wywiad z o. Tomaszem Dostatnim, zatytułowany „Ofiara niewarta grzechu”, ukazał się w sobotnio-niedzielnym wydaniu „Gazety Wyborczej”.

Pretekstem do rozmowy stała się wydana niedawno książka Dariusza Rosiaka „Wielka odmowa”, której jednym z bohaterów jest dominikanin ojciec Mieczysław Albert Krąpiec, rektor KUL-u w latach 1970-1983. Rosiak opisuje długoletnie związki dominikanina z komunistyczną bezpieką – co znajduje potwierdzenie w aktach Instytutu Pamięci Narodowej.

Oficerem prowadzącym zmarłego sześć lat temu zakonnika był Konrad Straszewski – jeden z najwyższych urzędników komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, który stał na czele Departamentu IV MSW powołanego do zwalczania Kościoła katolickiego.

Ze strachu i pychy

„Zastanawiałem się, dlaczego – a wynika to z dokumentów w IPN-ie – podjął grę z SB. Wydawało mu się, że ma wielki wpływ na rzeczywistość, nie tylko KUL-u, ale także Polski, a tymczasem bezpieka ogrywała go jak przy karcianym stole” – mówi w rozmowie z Pawłem Smoleńskim o swoim współbracie w Zakonie Dominikanów o. Dostatni.

Lubelski dominikanin uważa, że jedną z przyczyn współpracy o. Krąpca z SB mógł być strach, wynikający z tragicznych wydarzeń wojny i czasów stalinowskich, na które przypadła młodość przyszłego rektora.

„Podczas wojny część jego rodziny wymordowano w Galicji. Był związany z narodowym podziemiem, jego koledzy stracili życie już po wojnie. Wiedział, że bolszewicy nie żartują.  Gdy zaczynał karierę naukową, na Węgrzech i w Czechosłowacji władze komunistyczne likwidowały zakony, uczelnie katolickie, seminaria, księża i biskupi szli do więzienia. Nikt nie mógł być pewien, że w Polsce będzie inaczej” – mówi o. Dostatni.

Ale zaznacza zarazem, że „prawdopodobnie w postawie  Krąpca była pokusa pychy i wielka ambicja, żeby zrobić karierę”, a „strach mu w tym pomagał”.

Elita warta grzechu?

Na pytanie, czy o. Krąpiec „przekroczył granice przyzwoitości”, o. Dostatni przyznaje, iż „wiele granic podeptał”, ale jednocześnie „bronił ludzi”. Przejawem tego miało być umożliwienie studiowania na KUL-u studentom relegowanym z państwowych uczelni po wydarzeniach 1968 roku oraz to, że gdy jego studenci „angażowali się w opozycję, obiecywał władzom, że ich nie wyrzuci, ale tego nie robił”.

Dominikanin polemizuje za to z tezą głoszoną przez prof. Stefana Sawickiego – prorektora lubelskiej uczelni w czasach kierowania nią przez Krąpca – który powiedział niedawno publicznie, iż „katolicki uniwersytet w komunistycznych realiach to było ciągłe składanie ofiary wartej grzechu”.

„Patrzę na to krytycznie, bo, niestety, ten uniwersytet nie uformował dzisiejszej elity polskiego Kościoła, a jeśli tak, to w bardzo nacjonalistycznym, ciasnym duchu, Dlatego zastanawiam się jaką ofiarę składał Krąpiec i czego ona była warta” – mówi o. Dostatni.

Od dominikanów niech się uczą

Rozmówca „Gazety Wyborczej” zwraca również uwagę na stanowisko Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego wobec problemu współpracy ze służbami specjalnymi komunistycznego państwa.

Przypomina, że po wybuchu w 2005 roku afery lustracyjnej związanej z dominikaninem o. Konradem Hejmo polscy dominikanie „powołali komisję historyczną, która we wszystkich delegaturach IPN-u obejmujących miejsca, gdzie znajdują się nasze klasztory, dokonała kwerendy, zebrała konieczne dokumenty, oceniła je, rozszyfrowała większość kryptonimów i pokazała, ilu w zakonie było tajnych współpracowników”.

„Prowincjał dominikanów wydał na ten temat oświadczenie, teraz w nowym oświadczeniu przypomniał swoją rozmowę z Krąpcem, w której rektor KUL-u przyznał się do relacji z Konradem Straszewskim. Zapewniał, że nigdy nie zaszkodził ani Kościołowi, ani uniwersytetowi, ale fakt współpracy jest bezsporny” – mówi dalej zakonnik.

„Krytyków dominikanów z kręgów kościelnych i KUL-u zachęcam, aby lekcję rozliczenia z komunistyczną przeszłością odpracowywali tak, jak mój zakon robi to już prawie do dziesięciu lat” – apeluje o. Dostatni.

Z władzą – nie po drodze

Podsumowaniem rozmowy z lubelskim dominikaninem jest kwestia relacji między Kościołem a władzą państwową – zarówno w warunkach opresyjnego systemu, jak i w realiach demokratycznych.

O. Dostatni stawia zarzut, że w Polsce wciąż „wielu księży uważa, że świeckie ramię powołujące się na Kościół i szukające w nim sprzymierzeńca załatwi za nich wiele spraw. Mają w sobie na tyle mało wiary, że nie ufają, iż wystarczy Kościołowi budować na wierze, więc trzeba na państwie, czyli również na przymusie”.

„To jest zawsze samobójstwo dla religii, nie tylko dla chrześcijaństwa. Krąpiec bał się i grał z władzą PRL-u, ale też uwierzył, że bez niego wiele rzeczy się nie uda” i „się na to złapał” – twierdzo dominikanin.

„To dla Kościoła bardzo korumpująca gra, niezależnie od tego, czy uprawiają ją komuniści, ateiści z definicji, czy politycy podkreślający, jak bardzo są katoliccy, narodowi i jak zależy im na Kościele. Kościół nie jest od tego, żeby być z władzą. Za czasów ojca Mieczysława Krąpca i dzisiaj” – puentuje o. Dostatni.