W północno-zachodniej części Iraku trwają wzmożone ataki na chrześcijan. Kilka dni temu zostali oni zmuszeni do opuszczenia Mosulu.
Opiekę nad potrzebującymi pomocy sprawują m.in. dominikanie. Już w 1750 roku z inicjatywy prowincji francuskiej w Iraku pojawili się pierwsi bracia. W kolejnych dziesięcioleciach dołączyły do nich dominikanki z różnych zgromadzeń – m.in. siostry św. Katarzyny ze Sieny.
Chronić chrześcijan i ich dziedzictwo
Od 1990 roku w Iraku pracuje o. Najeeb Michaeel, dominikanin urodzony w irackim Mosulu w rodzinie chaldejskich chrześcijan. Owocem jego działań stało się m.in. stworzenie Centrum Cyfryzacji Rękopisów Wschodnich – zgromadził w nim setki bezcennych manuskryptów chrześcijańskich, które zostały odpowiednio zabezpieczone i dzięki digitalizacji udostępnione wszystkim zainteresowanym.
To jednak nie wyczerpuje całości jego zaangażowania. Jak sam mówi, chce służyć swoim rodakom i być z ludźmi, szczególnie z bezdomnymi i niepełnosprawnymi. Pomaga także rodzinom, którym brakuje nie tylko środków na utrzymanie, ale przede wszystkim wiary i siły w codziennym zmaganiu się z trudną rzeczywistością.
Pomimo bardzo napiętej sytuacji w regionie, o. Najeeb i jego współbracia postanowili pozostać na miejscu. „Cierpimy i giniemy jak męczennicy. Sytuacja jest niełatwa – ale zachowujemy nadzieję. Nie wiadomo, czy przeżyjemy, ale karmimy się wiarą” – mówi o. Najeeb. I dodaje: „Nie jesteśmy przez nikogo chronieni. Ocala nas jedynie modlitwa. Bardzo o nią proszę – w imieniu wszystkich chrześcijan w Iraku. Tylko ona odmienia umysły”.
fot. flickr.com / U.S Army
Masowy exodus
Przez ostatnie dziesięciolecia (z wyjątkiem prześladowań w czasie I wojny światowej) chrześcijanie w Iraku mogli żyć w pokoju. Pewne napięcie pojawiło się wraz z wybuchem wojny irackiej w 2003 roku. W ciągu kolejnych dziewięciu lat ponad połowa chrześcijan uciekła z kraju – m.in. do Turcji, USA i krajów Europy zachodniej.
Według najnowszych statystyk sytuacja uległa nagłemu załamaniu – przez dwa lata (2012-2014) liczba chrześcijan w Iraku zmniejszyła się z 750 tys. do 200 tys. (wobec 1,5 mln chrześcijan przed wybuchem wojny).
Dominikanki w szpitalu i szkole
W połowie czerwca Mosul – jedno z największych irackich miast w północno-zachodniej części kraju – został opanowany przez islamskich ekstremistów. Ponad pół miliona mieszkańców prowincji Niniwa musiało uciekać z miasta wśród strzałów i pożogi.
Z pomocą tym, którzy pozostali, spieszą siostry św. Katarzyny ze Sieny, należące do jednego z licznych dominikańskich zgromadzeń żeńskich. Przybyły tu z Francji w 1873 roku.
Oprócz codziennych problemów, takich jak przerwy w dostawie prądu czy brak wody pitnej, siostry muszą stawiać czoło także prześladowaniom chrześcijan. Ekstremiści muzułmańscy z organizacji znanej jako Państwo Islamskie (ISIS albo ISIL) pod koniec czerwca utworzyli na okupowanych terenach kalifat. Zapowiedzieli, że będą niszczyć wszystkie obiekty chrześcijańskie i piętnować jakiekolwiek oznaki kultu.
Swoje groźby islamiści spełniają bardzo konsekwentnie – podobnie jak czynili to po zajęciu w ubiegłym roku syryjskiego miasta Raqqa. Zniszczono wtedy wiele kościołów, zabroniono jakichkolwiek zewnętrznych oznak wiary chrześcijańskiej, m.in. bicia dzwonów czy publicznej modlitwy. Chrześcijan zmuszono do płacenia specjalnych podatków w zamian za bezpieczeństwo.
Dominikanki prowadzą szpital i szkołę, pomagając nie tylko mieszkającym na miejscu chrześcijanom, ale także potrzebującym opieki muzułmanom. Jedyną formą pomocy, jakiej można im udzielić, jest wytrwała modlitwa w intencji ich posługi i przywrócenia pokoju w tym regionie.
Zmuszeni do ucieczki
W połowie lipca ekstremiści z ISIS, okupujący Mosul, postawili tamtejszych chrześcijan wobec wyboru: albo przejdą na islam, albo zapłacą przedstawicielom organizacji haracz, albo mają opuścić miasto zabierając ze sobą jedynie ubranie, które będą mieli na sobie.
Wobec tych żądań patriarcha Kościoła chaldejskiego, abp Louis Raphaël Sako wezwał chrześcijan do jak najszybszego opuszczenia Mosulu. Ich exodus rozpoczął się 16 lipca, a już dwa dni później okupanci zaczęli konfiskować pozostawione przez nich rzeczy: pieniądze, dokumenty osobiste czy samochody.
„Domy chrześcijan zostały najpierw oznaczone, tak by można je było bez problemu zidentyfikować” – relacjonuje chaldejski arcybiskup Mosulu, Amel Shamon-Nona.
Ofensywę w Mosulu dżihadyści zaczęli od zniszczenia krzyży na świątyniach i umieszczenia w ich miejscu flag swojego ugrupowania. Potem dopełnili swego dzieła: rozbijali figury świętych, niszczyli kościoły oraz palili biblioteki zawierające bezcenne dzieła.
Obecnie ich ofensywa skierowana jest na okoliczne miasteczka. Bojownicy Islamskiego Kalifatu zajęli klasztor poświęcony irackim męczennikom: Mor Benhamowi i jego siostrze Sarze, wypędzili stamtąd syryjsko-katolickich mnichów.
W czasie ataku spalili również klasztor św. Jerzego i zabili muzułmanów, którzy bronili tego miejsca.. Coraz otwarciej atakowani są bowiem także muzułmańscy szyici, uważani przez sunnickich dżihadystów za wrogów kalifatu.
Te informacje wywołały strach wśród mieszkańców okolicznych miejscowości. Mimo trudnej sytuacji, Kościół stara się zapewnić uchodźcom schronienie i wyżywienie, chociaż na miejscu brakuje prądu i wody. Ludzie próbują pomagać, kopiąc studnie; prądu jednak wystarcza najwyżej na kilka godzin dziennie.
fot. wikimedia.commons / Ali Haidar Khan
Wsparcie i modlitwa
W obliczu tej sytuacji głos zabierają rozmaite instytucje międzynarodowe. Wśród nich jest Organizacja Współpracy Islamskiej, która potępiła wypędzenie chrześcijan z Mosulu, określając je mianem „zbrodni nie do przyjęcia”. Podobnie określił te wydarzenia sekretarz generalny ONZ Ban Ki-Moon. Stwierdził on, że „systematyczne ataki na cywilów ze względu na ich przynależność etniczną czy religijną są zbrodnią przeciw ludzkości, za co sprawcy będą musieli zapłacić”.
Słowa wsparcia płyną ze Stolicy Apostolskiej. Podczas niedzielnej modlitwy Anioł Pański papież Franciszek apelował: „Nasi bracia są prześladowani, są wyrzucani, muszą opuścić swe domy, bez możliwości zabrania niczego. Zapewniam te rodziny i te osoby o mej bliskości i o stałej modlitwie. Drodzy bracia i siostry, tak mocno prześladowani, wiem, jak bardzo cierpicie, wiem, że zostaliście odarci z wszystkiego. Jestem z wami we wspólnej wierze w Tego, który zwyciężył zło”.
Również kardynał Leonardo Sandri, prefekt Kongregacji dla Kościołów Wschodnich, zapewniał kilka dni temu: „Mówimy im, że ich łzy są naszymi łzami, lecz dzielimy tę samą nadzieję, a na imię jej Chrystus. Wołamy o pojednanie, wzajemne zrozumienie i poszanowanie wszystkich religii i praw ludzi na całym świecie, szczególnie tam, gdzie chrześcijanie żyją od dwóch tysięcy lat, od początków chrześcijaństwa”.
Irakijczycy przyjmują te głosy wsparcia i solidarności z dużą wdzięcznością. „Nigdy wcześniej nie byliśmy wyrzucani ze swych domów, tak jakbyśmy nie mieli w tym kraju żadnych praw. Apel Papieża był bardzo potrzebny, ponieważ chrześcijanie są obecnie naprawdę prześladowani” – powiedział chaldejski biskup pomocniczy Bagdadu Saad Syroub.
„To ogromna tragedia współczesnego świata, w którym wciąż są ludzie cierpiący za wiarę. Choć uszli z życiem, znajdują się bardzo trudnym położeniu, zostali bowiem doszczętnie okradzeni. Nie mają nic. To, czy nasza wspólnota przetrwa w tym kraju, zależy m.in. od tego czy chrześcijanie zaczną emigrować, czy zdecydują się zostać. Niestety rosnący fanatyzm jest poważnym zagrożeniem dla dalszego pokojowego współistnienia” – dodał bp Syroub.
Co ciekawe, poparcie dla chrześcijan płynie także ze strony niektórych grup irackich muzułmanów. Kilka dni temu zebrali się oni przed chaldejskim kościołem św. Jerzego w Bagdadzie, rozmawiali z wychodzącymi z niedzielnej mszy chrześcijanami i zapewniali ich o swej solidarności. Wielu z przybyłych muzułmanów trzymało w rękach kartki z napisem: „Także ja jestem irackim chrześcijaninem”.
Zapowiada się, że najbliższe dni przyniosą kolejne utrudnienia – rząd iracki planuje wzmożone naloty na Mosul.