Nie przeszkadza mi to, ile zarabiają w Lidze Mistrzów, bo za te pieniądze pokazują niezwykłe widowisko. Natomiast kiedy idę na mecz polskich drużyn, to mam czasami poczucie, że jestem oszukiwany – pieniądze ogromne, a sztuka żadna.

Jeden z nielicznych dziennikarzy, których Kazimierz Górski zapraszał na zamknięte odprawy z piłkarzami. Może dlatego za legendarnym trenerem powtarza słynną definicję, że futbol to prosta gra, w której piłka jest okrągła, bramki są dwie, a mecz trwa nie 90 minut, tylko tak długo, aż sędzia nie zagwiżdże. Ma duszę kolekcjonera. Posiada przeszło 600 koszulek najlepszych piłkarzy świata. Widział tysiące meczów na żywo. Nie wszystkie pamięta, ale jak mówi, większość ma zapisaną. Zna wszystkich polskich piłkarzy, trenerów, sędziów i prezesów PZPN ostatniego półwiecza.

Nie ta liga

Kiedy patrzę na Ligę Mistrzów, skoro już o niej mówimy, to jednak poziom drużyn i zawodników jest o niebo wyższy w porównaniu z tym, co prezentuje się na naszych boiskach. Dlatego nie przeszkadza mi to, ile oni zarabiają, bo za te pieniądze pokazują niezwykłą sztukę i widowisko. Kiedy natomiast idę na mecz polskich drużyn, to mam czasem poczucie, że jestem oszukiwany. Pieniądze ogromne, a sztuka żadna.

Co do milimetra

W naszej ekstraklasie wszystko się robi szybciej, w Lidze Mistrzów – jeszcze szybciej, a w okręgówce zwyczajnie wolniej. Sposób gry różni się tempem. Ronaldo czy Messi są lepsi, bo po prostu wszystko robią szybciej. W pływaniu czy w łyżwiarstwie szybkim o wszystkim decydują setne sekundy, a w piłce nożnej na najwyższym poziomie decyduje paznokieć.

Kto wygra?

Ja jestem z „kościoła” brazylijskiego i kocham się w sposób absolutny w piłce brazylijskiej. Dlatego bardzo to wszystko przeżywam. Nie jestem zblazowany, choć wiele rzeczy, które przeszły do historii piłki nożnej, widziałem na własne oczy. I to jest moje ogromne szczęście. Widziałem „rękę boga” Maradony w 1986 roku na stadionie Azteca w czasie mistrzostw świata w Meksyku, choć świadomości ręki wtedy nie miałem. I zaraz potem najsłynniejszą akcję XX wieku, kiedy minął sześciu Anglików i po samotnym rajdzie przez pół boiska strzelił im bramkę. Widziałem też niestety tragedię na Heysel w 1985 roku w czasie finału Pucharu Europy, kiedy w wyniku zamieszek między angielskimi i włoskimi kibicami zginęło 39 osób. Jeśli chodzi o najbliższy Mundial, chciałbym, żeby wygrała Brazylia albo Argentyna. Oprócz nich szansę dałbym jeszcze Niemcom albo Włochom, bo z nimi nigdy nic nie wiadomo. Ale chyba już nie Hiszpanom.

 

Aby przeczytać cały wywiad przejdź do strony Miesięcznika “W drodze”

 

Stefan Szczepłek – ur. 1949, dziennikarz sportowy i komentator. Karierę piłkarską zaczynał w Hutniku Falenica. Pracował w „Sztandarze Młodych”, tygodniku „Piłka Nożna”, redakcji sportowej TVP oraz w „Życiu Warszawy”. Od 1999 roku jest dziennikarzem redakcji sportowej „Rzeczpospolitej”. Laureat Nagrody im. Dariusza Fikusa za rok 2007. Autor książek o historii futbolu m.in. “Moja historia futbolu”, “Deyna”. Mieszka w Warszawie.