Ważniejsze od zadekretowania przez państwo prawa zgodnego z nauką Kościoła jest „jakość naszego świadectwa o Chrystusie” – mówi ojciec Paweł Kozacki „Gazecie Wyborczej”.

Wywiad z nowym przełożonym Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego, zatytułowany „Jestem przeciwny religii w szkole”, porusza wiele gorących problemów dotyczących Kościoła w Polsce. Jednym z nich jest domaganie się przez część duchownych ustanawiania przez parlament praw zgodnych z nauką Kościoła.

Droga donikąd

„W demokratycznym kraju każdy – również Kościół – ma prawo dążyć do zmian w prawie, które uważa za słuszne. Wolałbym jednak, byśmy domagając się zmian w prawie, wyobrazili sobie Kościół w kraju, gdzie katolicy są mniejszością. Jak chciałby być wtedy potraktowany na płaszczyźnie parlamentarnej?” – pyta o. Kozacki.

Jego zdaniem, „potrzebne nam jest nauczanie Franciszka, który nawołuje do nawrócenia pastoralnego, czyli zmiany sposobu myślenia. Nie pokładajmy ufności w instytucjach państwa, tylko w jakości naszego świadectwa o Chrystusie”.

Prowincjał dominikanów uważa, że postulowane przez niektóre środowiska kościelne „administracyjne gwarancje są drogą donikąd”, a jako przykład na potwierdzenie swojego stanowiska podaje wprowadzenie religii do szkół.

„Ja jestem np. przeciwnikiem religii w szkole. Kościół włożył olbrzymi wysiłek w projekt, który przyniósł nieproporcjonalnie małe owoce. Ktoś powie: ale przecież Janowi Pawłowi II na tym zależało. Zależało, ale okazuje się, że notujemy więcej strat niż zysków. Jak się popatrzy na pokolenia ludzi, którzy mieli w szkole religię od przedszkola do matury, to ich średnia wiedzy katechetycznej jest coraz gorsza” – przyznaje odważnie o. Kozacki.

Na adopcję się nie zgadzam

Pytany o to, dlaczego – zdaniem Kościoła – rodzina miałaby być poszkodowana z powodu zalegalizowania związków partnerskich osób tej samej płci, prowincjał zaznaczył wyraźnie, że nie akceptuje „zrównania praw związku partnerskiego z prawami rodziny tworzonej przez kobietę i mężczyznę”, gdyż „jeśli legalizuje się taki model, to oznacza, że nie widzimy fundamentalnej różnicy między rodziną a luźnym związkiem dwojga osób tej samej płci”.

„Rodzina jest dla ludzi fundamentem, oparciem i nie chcę pomniejszać jej znaczenia. A boję się, że zalegalizowanie związków partnerskich jest tylko etapem. Na końcu tej drogi jest zrównanie ich z małżeństwem i pozwolenie na adopcję dzieci. Patrząc na to, co się dzieje na Zachodzie, zapewne tak będzie” – podkreśla o. Kozacki.

Zaznacza przy tym, że „gdyby ktoś mi zagwarantował, że poprzestaniemy na legalizacji związków partnerskich, to byłbym za. Przecież nie mogę być przeciw temu, by te osoby odwiedzały się w szpitalu czy dziedziczyły swój majątek. Nie wierzę jednak, że się w tym miejscu zatrzymamy”.

Nie dokopujmy homoseksualistom

Prowincjał dominikanów przyznaje zarazem, iż „abstrahując od prawa, trzeba przyznać, że tacy ludzie [osoby homoseksualne] są poniżani, a my nie możemy się na to zgodzić, musimy uznać ich godność w tym, kim są”.

„Niektórzy z nich chcą być w Kościele, ale czują się wypychani. Z ambony słyszą, że homoseksualizm to najgorsze nieszczęście, utożsamia się ich z działaczami organizacji gejowskich, które promują antyklerykalny światopogląd i dla których orientacja seksualna jest manifestem politycznym, a nie sferą prywatną. (…). Dokopuje się im, choć chcą żyć Ewangelią na tyle, na ile potrafią. Jeśli Kościół ich wypycha, robi duży błąd” – ubolewa o. Kozacki.

Boniecki i Oko mają prawo mówić

Prowincjał potępia też gorszący poziom nienawiści w polskim życiu publicznym, który dostrzega także wśród ludzi wierzących. Uważa, że winę za to ponoszą wszystkie strony sceny politycznej.

„Kto nie obchodzi 10 kwietnia, jest złym liberałem, który popiera PO. Ale jestem też przerażony, z jaką pogardą się mówi po drugiej stronie barykady o »kaczorach«, »oszołomach« i »ciemnogrodzie«. Poziom nienawiści jest nie mniejszy, tylko inaczej sformułowany. Nie chcę ważyć gdzie tej pogardy i nienawiści jest więcej. Jestem zdruzgotany, że ludzie modlą się na tej samej mszy, a nie są w stanie podać sobie ręki” – oburza się o. Kozacki.

W tym samym tonie odnosi się do prób „uciszania” przez władze kościelne niektórych duchownych. „Bolesne jest, jeśli piętnuje się duchownych za wypowiedzi, które nie dotyczą kwestii fundamentalnych, czyli zgodności z nauczaniem Kościoła. Tego, czy ks. Adam Boniecki poda rękę Nergalowi, czy nie poda. Jeśli duchowni nie podważają nauki Kościoła, to zamykanie im ust jest nadużyciem. Jestem za wolnością wypowiedzi ks. Oko i ks. Bonieckiego” – uważa o. Kozacki.

Od liberałów po fanów Radia Maryja

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przełożony Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego mierzy się też z wypowiadaną przez niektóre środowiska katolickie opinią, jakoby polscy dominikanie byli „źródłem zła i modernizmu” w Kościele.

„Czytam, że jesteśmy liberałami, Jeśli potrafię z miłosierdziem podejść do kobiety, która nie uniosła nacisku i dokonała aborcji, ale cierpi z tego powodu, już jestem w oczach niektórych liberałem” – mówi o. Kozacki.

„Ale dominikanie są bardzo różni, mamy pełną paletę poglądów społeczno-polityczno-eklezjalnych. Są wśród nas gorący fani Radia Maryja i tacy, dla których Radio Maryja to największa bieda polskiego Kościoła” – zapewnia prowincjał.

Jak kibole przeciwnych drużyn

Dominikanin wyznał też, iż nie podziela poglądu polskich biskupów, którzy w niedawnym liście na Niedzielę Świętej Rodziny potępili tzw. ideologię gender, upatrując w niej zagrożenie dla społeczeństwa.

„Nie, to raczej nie jest moja tonacja. Jest zbyt agresywna. Teza, iż za wszelkie zło odpowiada »ideologia gender«, wydaje mi się fałszywa. Owszem, są poglądy środowisk lewicowych, z którymi się nie zgadzam. Wolę jednak spokojnie je nazywać i rzeczowo przed nimi ostrzegać, a nie uderzać w alarmujące tony” – stwierdza o. Kozacki indagowany o opinię na temat listu Episkopatu Polski.

Podkreśla jednakże, iż „po obu stronach barykady, wśród zwolenników i przeciwników gender, dostrzegam ideologów”. „Jeden z moich braci opisuje ich jako kiboli dwóch przeciwnych drużyn piłkarskich podczas meczu” – dodaje prowincjał.

Potępić nie potrafię

Zapytany wprost przez prowadzącą wywiad Dominikę Wielowieyską, czy „potrafi ojciec powiedzieć rodzicom dzieci poczętych metodą in vitro, że zrobili coś złego?”, przełożony polskich dominikanów odparł: „Potrafię, choć nie potrafię ich potępić, potrafię cieszyć się ich dzieckiem”.

Komentując stwierdzenie dziennikarki, że wobec tego nie ma on przekonania do nauki Kościoła w kwestii in vitro, prowincjał prostuje: „Mam je w 100 proc. Zwłaszcza jeśli chodzi o niszczenie przy tej okazji życia poczętego, zamrażania ludzkich zarodków”.

„Mam natomiast kłopot, by przekonać rodziców, że poczęcie wspomagane, dokonujące się poza aktem małżeńskim, implantujące wszystkie zarodki jest grzechem. Nie potrafię nauki Kościoła przełożyć na przekonującą mowę skierowaną do rodziców” – przyznaje dominikanin.

„I tak jest w wielu innych dziedzinach. Mogę namawiać kogoś, aby żył w czystości przedmałżeńskiej, nie wchodził w powtórny związek małżeński albo związek homoseksualny, ale trudno mi go potępić, jeśli to robi. Rozumiem jego pragnienia” – wyznaje szczerze o. Kozacki.

Niech się nie zmienia

Prowincjał zaznaczył jednak wyraźnie, iż nie podziela opinii, że Kościół powinien w niektórych kwestiach moralnych zmienić swoje stanowisko, by nie odstawał od mentalności współczesnego świata.

Zdaniem przełożonego polskich dominikanów, „Kościół musi pozostać wierny Ewangelii, nawet wbrew opinii większości”.

„Nie chcę świata, w którym będziemy rewidować wszelkie zasady, bo do nich nie dorastamy. Boję się, że będziemy krok po kroku przesuwać granice i burzyć system wartości. Wybieram więc zrozumienie dla człowieka, wniknięcie w jego sytuację i miłosierdzie zamiast zmian reguł. Chcę jednak, aby ten wzór pozostał trwały, nawet jeśli jest nam trudno go osiągnąć” – deklaruje o. Kozacki.