„Generalna myśl tekstu jest z ducha dominikańska: Boga trzeba głosić wszędzie, wszystkim i na wszystkie sposoby” – pisze Szymon Hołownia.

Katolicki publicysta i twórca portalu Stacja7.pl dołączył do burzliwej dyskusji, która rozpętała się po wywiadzie, jakiego o. Kozacki udzielił środowej „Gazecie Wyborczej”. Niektórzy duchowni i publicyści – w tym Tomasz Terlikowski i ks. prof. Paweł Bortkiewicz – zarzucili wówczas prowincjałowi polskich dominikanów, że głosi poglądy sprzeczne z nauką Kościoła.

Do braci „katotalibów”

„Bracia »katotalibowie« (w tym mój serdeczny druh Tomek Terlikowski, ale też etyk ks. Paweł Bortkiewicz) z miejsca zaczęli młotkować ojca Pawła Kozackiego za to, że rozwadnia katolicką naukę albo się z nią mija, że głosi słodkie »pitu pitu«, zalecając się do wstrętnych liberałów” – pisze na łamach dziennika „Rzeczpospolita” oburzony tym faktem Hołownia.

Odnosząc się do wywiadu o. Kozackiego, publicysta wskazuje, że „generalna myśl tekstu jest z ducha dominikańska: Boga trzeba głosić wszędzie, wszystkim i na wszystkie sposoby. Afirmować wiele, niewiele negować, często rozróżniać. Nie zmieniamy naszych reguł, ale spotykając homoseksualistę, parę żyjącą bez ślubu, rodziców, którzy zdecydowali się na in vitro, widzimy w nich nie katalog niemoralności, a ludzi, do których w ich konkretnej sytuacji chce przyjść Chrystus”.

Ze słabości nie robi cnoty

„Ojciec Kozacki nie robi ze słabości cnoty” – stwierdza stanowczo Hołownia. I na dowód przytacza fragment wypowiedzi Prowincjała dla „Gazety Wyborczej”: „Kościół musi pozostać wierny Ewangelii, nawet wbrew opinii większości. Nie chcę świata, w którym będziemy rewidować wszelkie zasady, bo do nich nie dorastamy. (…) Wybieram więc zrozumienie dla człowieka, wniknięcie w jego sytuację i miłosierdzie zamiast zmian reguł. Chcę jednak, aby ten wzór pozostał trwały, nawet jeśli nam trudno go osiągnąć”.

Hołownia pyta retorycznie krytyków wywiadu, czy „to naprawdę aż taka rewolucja: powiedzenie głośno, że Kościół to nie klub, do którego wstęp otrzymuje się w nagrodę za niepokalane życie? Że w tym Kościele jest miejsce dla gejów i dla rozwodników? Że każdy z nas zaproszony jest do tego, by to w nim zmagać się ze swoją słabością i każdy z nas musi w tym drugiemu pomagać?”

„Ojciec Kozacki mówi: najpierw spotkaj się z człowiekiem, spróbuj zrozumieć dlaczego się gubi, lecz przyczyny, a nie skutki” – dodaje publicysta na łamach „Rzeczpospolitej” w felietonie zatytułowanym „List miłosny zamiast kodeksu karnego”.

W co pakujemy energię

Adwersarzom rozmowy Prowincjała z „Gazetą Wyborczą” Hołownia radzi: „zacznij od Chrystusa, bo to On uzdrawia, nie Kozacki, Terlikowski czy Hołownia”.

„Tyle że my (to już moja teza) 80 procent naszej energii pakujemy nie w głoszenie Chrystusa, a w technikalia, w moralistykę. To dzięki nam (a nie dzięki Palikotom) pogubieni ludzie patrzą dziś na Ewangelię nie jak na list miłosny, ale jak na kodeks karny” – pisze publicysta.

Jego zdaniem, „gdybyśmy najpierw prowadzili ich do Chrystusa, po spotkaniu z Nim przyjęliby Jego naukę, a ponieważ zaczęliśmy od ideologii oraz proklamacji nakazów i zakazów, dziś możemy pomachać im na pożegnanie”.

„Czy Tomek Terlikowski zadał sobie kiedyś pytanie, które mi spędza sen z powiek: a co, jeśli ludzie odchodzą od Kościoła wcale nie dlatego, że sądzą, iż Ewangelia jest bez sensu, ale dlatego, że ja ją im beznadziejnie głoszę?” – stawia pytanie Hołownia.