Jesteśmy małżeństwem ponad trzy lata. Nasza córka zada nam trudne pytania, na które będą jeszcze trudniejsze odpowiedzi.

Z perspektywy Ukraińca

 

– Masz taką miękką wymowę. Jesteś ze wschodu?

– Tak, z Ukrainy – odpowiadam.

– Tak myślałem! Byłem we Lwowie, pięknie tam jest.

 

– Jesteś z Ukrainy??? O! Ze Lwowa?

– Nie, spod Kijowa.

– … – na twarzy widać skupienie i nieufność – Czyli?

– Z Fastowa, jakieś 70 km od Kijowa, Centralna Ukraina.

– … – odwrócony wzrok i mina wyrażająca rozczarowanie.

 

Mniej więcej tak wyglądały moje rozmowy z ludźmi (najczęściej reprezentującymi pokolenie moich rodziców), kiedy mnie pytali o pochodzenie. Czasem, po takiej rozmowie, miałem wrażenia, że Polacy widzą Ukrainę tak: jest jakiś kawałek ziemi od granicy polsko-ukraińskiej do Lwowa, potem oczywiście piękne polskie miasto Lwów, za nim jeszcze kawałek ziemi z lasem i gdzieś wśród niego jest Kijów, a za tym lasem to już Rosja.

Czy tak widzą mój kraj Polacy? I tak, i nie. Spotkałem przynajmniej dwie osoby, które właśnie w taki sposób wyobrażały sobie kraj sąsiadów na wschodzie, spotkałem też takich, dla których Ukraina = Wołyń i nic więcej. Ale to raczej pojedyncze wypadki. Większość Polaków jednak wie, że na wschód od ich państwa leży duży kraj – młody, ekonomicznie słaby, może nawet trochę niebezpieczny, ale z którym Polskę łączy wspólna historia.

Ale co my wiemy o sobie nawzajem? Czy znamy się? Kilka lekcji historii w szkole (głównie o kozakach i Chmielnickim, Wołyniu, II wojnie światowej i czasach radzieckich), może jeszcze parę wykładów na studiach, informacje w mediach i gazetach o wpadkach polityków, problemach ekonomicznych, wspólne EURO 2012 – czy tego wystarczy, by się poznać?  Czy wystarczy patrzyć na siebie wyłącznie przez pryzmat historii, drzazgi osobnych wydarzeń której głęboko siedzą w sercach wielu? Wątpię.

Jesteśmy sąsiadami i miewaliśmy różne czasy, ale nowa epoka wymaga nowego spojrzenia na siebie nawzajem, nowego podejścia do wspólnej relacji i nowego dialogu na każdym poziomie, ekonomicznym czy politycznym, jak również historycznym i religijnym. Jak to się mówi „dobry sąsiad lepszy od brata”.

Nasza wspólna historia się nie skończyła, a jej nowy etap dopiero się zaczyna. Mamy się poznawać, żeby kroczyć śladami porozumienia. Oczywiście ciężko to spełniać mając między sobą granice Unii Europejskiej. Ale czy to naprawdę jest przeszkoda? Polska jest o dobry, dwudziestoletni krok od Ukrainy do przodu, wita się za rękę z każdym krajem w Europie, a my stoimy za kolczastym przygranicznym drutem, ciężko wzdychając i słuchamy jak bije nasze pełne nadziei i marzeń serce. Mało o tym się mówi na głos, ale kiedy Ukraińcy patrzą na Europę, to w pierwszej kolejności patrzą na Polskę. Patrzą i widzą że da się żyć lepiej, i że takie życie jest tuż obok.

 

 

Z perspektywy Polki

 

– Jedziesz na Ukrainę?  Sama, do Kijowa? A nie boisz się? 

Wiesz, ja mam uraz do Ukraińców. Wymordowali mi rodzinę na Wołyniu.

 

Od  lat bywam za wschodnią granicą. Czasem mam wrażenie, że ludzie rozmawiają ze mną, jakbym podróżowała co najmniej po dżunglach Amazonii. Wypytują jak tam jest, czy bezpiecznie, jakie jedzenie, jakie warunki życia.

Bywa, że pytania te są bardzo serdeczne i otwarte, bywa że pełne zdziwienia, bo równie dobrze mogę jechać do Francji, Włoch czy Hiszpanii, gdzie przecież na pewno jest ciekawiej. Kiedy odpowiadam, że jadę na wolontariat, to słyszę, że  w Polsce nie brakuje rąk do pomocy.  Ukraina wciąż jest dla wielu swego rodzaju egzotyką, wyłączając  Lwów, który jest „nasz” i rzeczywiście wielu Polaków go zwiedziło. Ale czy poznało?

Zakochałam się w Ukrainie od pierwszego wejrzenia, dokładnie dziesięć lat temu. Nie we Lwowie, który jest  podobny do mojego rodzinnego Krakowa i który też mnie zauroczył, ale znacznie później. Pierwszy był Kijów, z jego wielokulturowością, bogatą historią, przepięknym budownictwem i jeszcze piękniejszym krajobrazem, ale przede wszystkim ludźmi. Kolorowymi, życzliwymi, serdecznymi dla mnie, Polki. Nigdy w trakcie moich kilkudziesięciu pobytów na Ukrainie nie spotkała mnie żadna przykrość z powodu pochodzenia. Wręcz przeciwnie, wielu z zaciekawieniem słuchało moich odpowiedzi na pytania o Polskę.

W końcu zakochałam się i w Ukraińcu, z którym budujemy wspólną, polsko-ukraińską przyszłość. Dzięki naszemu ślubowi, który odbył się na Ukrainie, udało się pokazać ją moim najbliższym, którzy też się zachwycili, wracają do niej, budują dobre relacje z poznanymi Ukraińcami.

Wierzę, że ta fascynacja jest dopiero początkiem poznawania siebie nawzajem i budowania wspólnej historii.  Bardzo chciałabym, aby wszyscy Polacy mieli taką okazję, bo Ukraina to wspaniały kraj, z którym łączy nas dużo więcej, niż dzieli. Musimy to tylko odnaleźć.

 

Co spotka naszą nadzieję?

Już od ponad trzech lat jesteśmy małżeństwem, połączyliśmy nasze życia, serca, losy i historie. Zjednoczyła nas miłość, która nie patrzy na narodowość czy wydarzenia z przeszłości,  dla której język czy kolor skóry nie są przeszkodami. Mamy dwuletnią córeczkę, która ma zarówno polskie, jak i ukraińskie obywatelstwo. Czasem zastanawiam się nad tym, jak będę tłumaczyć jej wydarzenia w historii obydwu narodów, których krew ona łączy w sobie. Myślę, że będą padać trudne pytania, na które będą jeszcze trudniejsze odpowiedzi.

Ch. Péguy, francuski poeta, w jednym ze swoich utworów przedstawia nadzieje w osobie małej dziewczynki, która trzymając za ręce wiarę i miłość, prowadzi je. Tak czasem patrzę na naszą córeczkę, która jest dla nas symbolem pojednania naszych serc, narodów, przyszłości, i nadzieją, że miłość  będzie zwyciężać wszelkie przeszkody i granice.