Pewnie każdy rodzic zna to, że na pewnym etapie dzieci mają tendencję do nocnego wstawania i pakowania się im do łóżka. U nas robi to Jagódka.
Powoduje to zaburzenie konfiguracji łóżkowo-sypialnianej, ponieważ w naszym łóżku robi się za ciasno (Samuel wszak ciągle jeszcze nocami budzi się na jedzenie), a więc siłą rzeczy któreś z nas (ja oczywiście) musi przenieść się do łóżka Jagódki w sypialni dzieci. (Już śpieszę uspokoić, że rzeczone łóżko rozmiary ma normalne – w końcu kiedyś przecież dzieci dorosną.) To sprawia, że często pierwszą rzeczą jaką widzę, kiedy uda mi się już otworzyć zaspawane snem oczy jest twarz Marianki, a pierwszą rzeczą jaką słyszę jest “Tatusiu, jestem głodna” (moja krew!).
Dokładnie tak było wczoraj, przy czym pierwsze słowa tym razem brzmiały: “Tatusiu, daj mi chleba”. Wstałem więc (z trudem, nie powiem) i dałem jej chleba, który zaczęła zajadać siedząc na ławie i przyglądając się jak robię herbatę. W pewnym momencie oświadczyła:
– Tato, ty widzisz Pana Boga często.
Mój umysł oczywiście od razu zaczął tę informację sprawdzać, z jednej strony uparcie podsuwając myśl, że ja bym tak tego nie ujął, ale z drugiej wydobywając z pamięci obrazy sytuacji, które były dla mnie swojego rodzaju teofaniami. Ponieważ jednak takie doświadczenia są zawsze bardzo subiektywne, a Marianka sformułowała to w tonie apodyktycznym zdobyłem się tylko na nieco zduszone: “Hm, rzeczywiście, można tak powiedzieć”.
Musiała wyczuć, że moja odpowiedź jest nieco wymijająca (poza wszystkim dość mocno mnie zaskoczyła), bo powiedziała: “Ale naprawdę!”. Czując, że muszę dotrzeć do tego, o co jej chodzi zapytałem wprost dlaczego tak uważa. A ona na to: “Bo Pan Bóg ukazuje się pod postacią chleba”. A po krótkiej chwili wypełnionej żuciem kromki z jej strony i afirmatywnymi wykrzyknikami z mojej, dodała: “I dlatego chleb jest taki dobry”.
Bóg jest człowiekiem, Bóg jest chlebem. Czysty konkret, żadna “uduchowiona” abstrakcja. Często widzę Boga…
„Eucharystia (…) została ustanowiona przez Kogoś, kto wiedział, że będzie jeszcze tej nocy zdradzony i opuszczony przez swoich uczniów. Ręce ludzkie chciwie wyciągały się wtedy – jak zawsze – po chleb i pieniądze. On wybrał chleb jako sposób swojej Obecności, co najpełniej wyraziło Jego determinację bycia „rozdrapanym”, pochłoniętym, zjedzonym, unicestwionym w służbie – jest to więc Obecność, która niczego nie pozostawia dla siebie i rezygnuje również z tego, co jest najdroższe bytowi materialnemu, czyli materialności… (…) Jeszcze raz wracam do genialności wyboru chleba jako sposobu Obecności: samotny sięga przecież po chleb, zraniony również, zbuntowany takoż, następuje bowiem taka chwila, że potrzebuje jeść, potrzebuje się karmić – oprawca, czy ofiara. Jest to może chwila największej słabości, bo ukazuje ludzką zależność nie od śmierci, ale właśnie od życia”.
Fragmenty pochodzą z książki “Tylko Bóg wie, czy istnieje. Teologia dziecięca”