Od początku sierpnia dominikanie mają w Polsce nowy klasztor – w śródmieściu Katowic. 26 sierpnia objęli również po księżach diecezjalnych tamtejszą parafię Przemienienia Pańskiego. Jej proboszczem jest ojciec Michał Śliż. Ma do współpracy czterech współbraci.

Katowiccy dominikanie obiecują swoim wiernym dwie rzeczy: ukazywać charyzmat swojego zakonu i sprostać śląskiej tradycji.
– Mamy głęboką nadzieję, że wasza wiara i wasze świadectwo będzie umacniało naszą wiarę i nasze świadectwo – mówił do katowickich parafian podczas uroczystości wprowadzenia nowego proboszcza ojciec Krzysztof Popławski, przełożony polskich dominikanów.

66 lat później


Katowice to dziewiętnasta w kraju placówka dominikańska. Polska Prowincja Zakonu Kaznodziejskiego starała się o nią od dawna. Wszak ze Śląska pochodził Święty Jacek Odrowąż, pierwszy polski dominikanin. Bracia w białych habitach i czarnych płaszczach byli na tych ziemiach od średniowiecza aż do czasu zaborów.

Katowice to dziewiętnasta w kraju placówka dominikańska. Polska Prowincja Zakonu Kaznodziejskiego starała się o nią od dawna. Wszak ze Śląska pochodził Święty Jacek Odrowąż, pierwszy polski dominikanin. Bracia w białych habitach i czarnych płaszczach byli na tych ziemiach od średniowiecza aż do czasu zaborów.

Okazuje się jednak, że nie tylko dominikanie chcieli pracować w Katowicach. Także tutejsze władze kościelne pragnęły powierzyć im parafię w centrum miasta – właśnie Przemienienia Pańskiego. Informację o tym można znaleźć w książce opisującej dzieje parafii.
„Po zakończeniu wojny, w latach 1946-47 zrodził się w pewnych kręgach kościelnych pomysł, iż należałoby duszpasterstwo w śródmieściu Katowic, w Przemienieniu Pańskim, powierzyć wyspecjalizowanej grupie kaznodziei, jaką byłaby wspólnota dominikanów.   Poprzez wysokie morale życia i wyjątkowy kunszt homiletyczny przedstawicieli tego zakonu (jak mniemano) chciano niczym plastrem miodu, zaleczyć rany zadane okrucieństwem czasu okupacji i wzmożonej powojennej migracji, często zabłąkanej ludności różnego pochodzenia” – czytamy tam.
W sprawie sprowadzenia dominikanów do stolicy Górnego Śląska pisał ówczesny sufragan katowicki, biskup Juliusz Bieniek do prowincjała dominikanów, ojca Bernarda Przybylskiego. Jednak ostatecznie bracia kaznodzieje do Katowic wówczas nie przybyli.
„W zasadzie jedynym, decydującym w tej kwestii elementem, który zaważył o tym, iż duszpasterstwo pozostało w dotychczasowych rękach, był brak możliwości zakwaterowania, które spełniałoby odpowiednie wymogi dla życia mniszego, obsługujących tę placówkę” – czytamy w dziejach parafii Przemienienia Pańskiego.
– Po 66 latach to się zrealizowało – mówi dziś ojciec Popławski.
Dominikanów zaprosił na Śląsk obecny metropolita katowicki, arcybiskup Wiktor Skworc. Oprócz powierzenia im pracy parafialnej, arcybiskup chciałby, aby zakonnicy angażowali się również w duszpasterstwo poza parafią.

Od teologa do aborygena


„Ja, brat Michał Śliż, wiarą mocną wierzę we wszystkie i poszczególne prawdy zawarte w Symbolu Wiary i wyznaję. A mianowicie: «Wierzę w Boga…»” – wyznaniem wiary w imieniu swoim i parafian rozpoczął uroczyście swoje proboszczowanie ojciec Śliż.
Kiedy dowiedział się, że ma być proboszczem, czuł tremę. – Do tej pory byłem tylko rok wikariuszem – zastrzega. – Choć wśród polskich dominikanów są proboszczowie młodsi ode mnie kapłaństwem – dodaje.

Ojciec Śliż został kapłanem siedem lat temu. Po święceniach pracował w Poznaniu, a ostatnio w klasztorze na warszawskim Służewie – między innymi w Duszpasterstwie Młodzieży REJS.
Mówią, że to prawdziwy łowca powołań dominikańskich. Zajmował się sprawami powołań w Polskiej Prowincji Zakonu i był magistrem prenowicjuszy. Pochodzi zresztą z Rzeszowa – zagłębia dominikańskich powołań. Na pytanie, czy dzięki jego obecności w Katowicach teraz Śląsk zacznie obfitować w dominikanów, odpowiada: – Tam, gdzie jest wspólnota dominikańska otwarta na ludzi, tam są i powołania. Nam otwartości na pewno nie zabraknie.
Parafia ma tylko jednego wikarego – ojca Piotra Ciubę. Pochodzi z Jarosławia, gdzie Zakon Kaznodziejski od XVIII wieku opiekuje się tamtejszym sanktuarium Matki Bożej Bolesnej. Przyszły ojciec Piotr chodził do szkoły średniej, kiedy znajoma zaprowadziła go do prowadzonego przez jarosławskich dominikanów duszpasterstwa młodzieży „Baszta”. Tak mu się spodobało, że czternaście lat temu założył dominikański habit.
Po święceniach prowadził duszpasterstwo młodzieży „Piętrobus” we wrocławskim klasztorze, a ostatnio był subprzeorem w Krakowie – najstarszej i największej wspólnoty dominikańskiej w Polsce. Ma żyłkę dziennikarską: przed wstąpieniem do Zakonu pracował w diecezjalnej rozgłośni, a jako dominikanin – w Katolickiej Agencji Informacyjnej, skąd przesyłał także korespondencje do Radia Watykańskiego. Jest twórcą strony Dominikanie.pl. Do tego, jest zapalonym biegaczem amatorem – marzy o starcie w maratonie. Na razie szuka w Katowicach miejsca do biegania nieopodal klasztoru.
Jako wikariusz ojciec Ciuba opiekuje się w parafii ministrantami. Do tego odpowiada za sprawy finansowo-gospodarcze nowego klasztoru. W Katowicach od początku ujęła go życzliwość tutejszych księży.
Przełożonym katowickiego domu został ojciec Andrzej Kuśmierski. Ma w tym względzie doświadczenie, bo ostatnio był przeorem klasztoru Świętego Jacka w Rzeszowie, a wcześniej na warszawskim Służewie i w Łodzi. W Zakonie powiadają, że wszędzie się sprawdził.
Recepta ojca Andrzeja na dobre „przeorowanie”? – Każdego współbrata trzeba traktować indywidualnie, bo każdy jest inny, a dalej: być sprawiedliwym, umieć się wznieść ponad wszelkie sympatie i antypatie, rozwiązywać trudne sprawy i podejmować niełatwe decyzje, mieć odwagę upomnieć i chociaż lubić tych, z którymi się pracuje – wylicza przeor.

Ojciec Kuśmierski studiował teologię fundamentalną w hiszpańskiej uczelni dominikańskiej w Salamance. – Ale nie jestem fundamentalistą – śmieje się zakonnik. – Wręcz przeciwnie.
Aborygenem można za to nazwać ojca Piotra Kruka. A to dlatego, że gra na aborygeńskim instrumencie digeridoo. To długa rura zrobiona z pnia eukaliptusa. Ojciec Piotr nauczył się na nim grać, kiedy nie był jeszcze zakonnikiem i mieszkał w Anglii.
Już jako dominikanin marzył nawet, żeby pojechać na misje do Australii. Ale w ostateczności zdecydował się zostać Katowicach. – Przekonały mnie wyzwania, jakie tu się otwierają. I wspólnota, której jestem częścią – mówi.

Sam pochodzi z Koszalina i powiada, że jest zauroczony Śląskiem od pierwszego dnia pobytu w Katowicach. – Przekonałem się, że tutaj węgiel nie wisi w powietrzu, jak ludzie na północy czasem opowiadają – śmieje się. – Ujmuje mnie otwartość Ślązaków – dodaje.
Jednym Ślązakiem w tym gronie jest ojciec Paweł Adamik – pochodzi z Tychów. Choć tak naprawdę, mało kto wie, że ma na imię Paweł. Znany jest bardziej pod imieniem Leon (więcej życzeń dostaje na Leona niż na Pawła).
Wszystko zaczęło się w nowicjacie. Podczas strzyżenia fryzjer tak się zagalopował, że ostrzygł młodego zakonnika na zero. Kiedy pozostali nowicjusze go zobaczyli, od razu nadali mu przydomek „Leon”, bo swoją szczupłą, wysoką sylwetką i świeżo nabytą łysiną przypominał im benedyktyna ojca Leona Knabita. – I do tego ma w sobie usposobienie i spokój benedyktyński – mówią jego zakonni współbracia.
Ojciec Paweł z racji miejsca urodzenia ma wielu znajomych wśród tutejszych księży. – Ale i tak muszę się wszystkiego dopiero uczyć – dodaje skromnie. Jest najmłodszym spośród katowickich dominikanów – ma 32 lata. Kapłanem jest od czterech miesięcy.

Ojcowie Piotr i Paweł byli razem w nowicjacie. Obaj mają podobne pasje: nauczyli się żonglerki ogniem. W Katowicach będą uczyć religii w szkołach na terenie swojej parafii.
Ojciec Paweł: – Może kiedyś pomachamy pojkami.
Ojciec Piotr: – Żeby pokazać młodzieży, że bycie chrześcijaninem nie kojarzy się z nudą.

Wizytówka proboszcza


Parafia Przemienienia Pańskiego liczy pięć tysięcy wiernych. Prawie połowa mieszka w jednym bloku. Siedemnastokondygnacyjny budynek wybudowano 40 lat temu. Żeby go obejść dookoła, potrzeba dziesięciu minut.  To jeden z największych budynków mieszkalnych w Polsce. Nazwano go superjednostką.
Zapytaliśmy nowego proboszcza, czy dominikanie nie obawiają się kolędy w superjednostce. – Skoro przed nami było tutaj trzech księży i sobie poradzili, to my też spróbujemy dać radę – mówi ojciec Śliż.

Jeśli czegoś się obawia, to sprostania pokładanym w dominikanach oczekiwaniom.
– Fajnie, że jesteście – słyszał już wiele razy od tutejszych księży i świeckich. A arcybiskup Skworc oświadczył podczas uroczystości przekazania dominikanom parafii, że jego oczekiwania wobec nich przerastają jej ramy. – Duszpasterstwo w mieście, nowa ewangelizacja – wyliczał metropolita katowicki. I dodał: – Chciałbym, żeby do tego kościoła na skrzyżowaniu dróg trafiali też ci, którzy rzadko do kościoła trafiają.
– Oczekiwania są duże, a nas jest tylko pięciu – mówi ojciec Śliż.
Przed objęciem parafii dominikanin mieszkał przez kilka tygodni na obecnej plebanii. Przyglądał się wtedy, jak pracuje jego poprzednik. Opowiada, że zaimponowało mu, że przychodzący na plebanię parafianie czuli się, jak u siebie w domu. Wie, że to zasługa proboszcza, księdza Grzegorza Glenca i jego dwóch wikariuszy.
Obecny proboszcz zapowiada, że chciałby to kontynuować. – Liczymy na wasze wsparcie w naszym wspólnym podążaniu za Jezusem Chrystusem – zwrócił się na początku swojego posługiwania do parafian dominikański proboszcz. – Chciałbym, żebyście wszyscy czuli się tutaj, jak u siebie.
Żeby nie być gołosłownym, ojciec Śliż przypomniał wydarzenie sprzed kilku lat, kiedy z tutejszymi parafianami witał się ich dotychczasowy proboszcz. Obejmując parafię, częstował wszystkich wafelkami „Grześki”, których nazwa nawiązuje do jego imienia.
– Dzisiaj chcę wam ofiarować moją wizytówkę. To będą może mniejsze, ale słodkie „Michałki” – powiedział na powitanie ojciec Michał.
Brawa, jakie dostał, świadczą, że od razu na starcie zaskarbił sobie serca parafian.
– Ale mój następca może już mieć problem, bo nie wiadomo czy znajdzie odpowiednie łakocie – żartuje ojciec Michał.